Proces reprywatyzacji w Polsce przebiegający drogą tzw. sądowej małej (pełzającej) reprywatyzacji porównać można do mitologicznej stajni Augiasza, z tą różnicą, że stajnię udało się Herkulesowi wreszcie posprzątać. Tymczasem nie ma mocnego na polską reprywatyzację. Sprzątają sądy i choć się starają, to miotła, którą dysponują, nie zamiata równo i pozostawia po sobie tumany kurzu. Rolę Augiasza odgrywa ustawodawca notorycznie lekceważący potrzebę uchwalenie prawa reprywatyzacyjnego. Uporanie się z tym problemem scedował na sądy, które niczym Herkules robią co mogą, a że mają do dyspozycji tylko wątpliwej jakości miotłę, wygląda to różnie. Świadczą o tym ostatnie wyroki Sądu Najwyższego zapadłe w precedensowych sprawach stanowiących kolejną odsłonę reprywatyzacyjnej konduity.
Trzy precedensowe wyroki
W trzech rozpoznanych niedawno sprawach (wyroki z 29 czerwca 2012 r., I CSK 547/11; z 6 września 2012 r., I CSK 59/12 i I CSK 96/12) Sąd Najwyższy rozważał po raz pierwszy, czy konstrukcja art. 7 ustawy z 6 lipca 2001 r. o zachowaniu narodowego charakteru strategicznych zasobów naturalnych kraju (dalej: ustawa) w związku z brakiem przepisów odrębnych może uzasadniać odpowiedzialność Skarbu Państwa z tytułu zaniechania legislacyjnego.
Przepis ten deklaruje, że roszczenia osób fizycznych, byłych właścicieli lub ich spadkobierców, z tytułu utraty własności zasobów wymienionych w art. 1 (m.in. lasy państwowe, wody podziemne oraz wody powierzchniowe w ciekach naturalnych i w źródłach, z których te cieki biorą początek, w kanałach, w jeziorach i zbiornikach wodnych o ciągłym dopływie) zaspokojone zostaną w formie rekompensat wypłaconych ze środków budżetu państwa na podstawie odrębnych przepisów. 11 września br. mija równo 11 lat od wejścia tej ustawy w życie, a przepisów odrębnych nie uchwalono. Nie może zresztą ujść uwadze, że ustawa będąca elementem pakietu reprywatyzacyjnego jest destruktem ocalałym po zawetowaniu przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego „przepisów odrębnych", do których odwołuje się jej art. 7.
Sąd przyznaje
W wyroku z 29 czerwca 2012 r. – jedynym dotychczas pomyślnym dla powodów – Sąd Najwyższy uznał, że oceny wymaga, czy art. 7 ustawy przewiduje obowiązek wydania przepisów odrębnych. Doszedł do wniosku, że przepis ten wprost nie wyraża takiego obowiązku, ale nie wykluczył takiej jego wykładni, która doprowadzi do przyjęcia, że zastrzeżono w nim obowiązek wydania takich przepisów. Interpretacja skutkująca wykluczeniem istnienia takiego obowiązku prowadziłaby do uznania, że ustawodawca przyznaje adresatom jedynie „wirtualne" prawo podmiotowe polegające na jednoznacznym przyznaniu im roszczeń, a zarazem uniemożliwia dochodzenie im tych roszczeń wskutek zaniechania wydania odrębnych przepisów. W rezultacie skład orzekający w tej sprawie, odwołując się do wykładni celowościowej i funkcjonalnej, uznał, że skoro celem ustawodawcy było przyznanie zaspokojenia w formie rekompensat, a sam tryb ich wypłaty pozostawił do uregulowania w odrębnych przepisach, to wydanie tych przepisów było zastrzeżonym w art. 7 ustawy obowiązkiem ustawodawcy. Przeciwne stanowisko musiałoby prowadzić do aprobaty absurdalnego wniosku, że ustawodawca może przyznać w ustawie roszczenia ze z góry przyjętym założeniem niemożliwości ich zrealizowania przed adresatów wskutek bierności ustawodawcy, a ta z kolei nie będzie skutkować żadnymi sankcjami, a zwłaszcza odpowiedzialnością odszkodowawczą.
W sprawie reprywatyzacji głos musi zabrać w końcu Trybunał w Strasburgu