Ustawodawca lekceważący potrzebę uchwalenie prawa reprywatyzacyjnego - uważa Michał Chylak, ekspert HFPC

Obraz procesu reprywatyzacji w polskim wydaniu pokazuje, w jaki sposób dochodzi do rozsadzenia w pył spójności systemu prawnego – pisze Michał Chylak, ekspert Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka

Publikacja: 18.09.2012 07:58

Michał Chylak

Michał Chylak

Foto: archiwum prywatne

Red

Proces reprywatyzacji w Polsce przebiegający drogą tzw. sądowej małej (pełzającej) reprywatyzacji porównać można do mitologicznej stajni Augiasza, z tą różnicą, że stajnię udało się Herkulesowi wreszcie posprzątać. Tymczasem nie ma mocnego na polską reprywatyzację. Sprzątają sądy i choć się starają, to miotła, którą dysponują, nie zamiata równo i pozostawia po sobie tumany kurzu. Rolę Augiasza odgrywa ustawodawca notorycznie lekceważący potrzebę uchwalenie prawa reprywatyzacyjnego. Uporanie się z tym problemem scedował na sądy, które niczym Herkules robią co mogą, a że mają do dyspozycji tylko wątpliwej jakości miotłę, wygląda to różnie. Świadczą o tym ostatnie wyroki Sądu Najwyższego zapadłe w precedensowych sprawach stanowiących kolejną odsłonę reprywatyzacyjnej konduity.

Trzy precedensowe wyroki

W trzech rozpoznanych niedawno sprawach (wyroki z 29 czerwca 2012 r., I CSK 547/11; z 6 września 2012 r., I CSK 59/12 i I CSK 96/12) Sąd Najwyższy rozważał po raz pierwszy, czy konstrukcja art. 7 ustawy z 6 lipca 2001 r. o zachowaniu narodowego charakteru strategicznych zasobów naturalnych kraju (dalej: ustawa) w związku z brakiem przepisów odrębnych może uzasadniać odpowiedzialność Skarbu Państwa z tytułu zaniechania legislacyjnego.

Przepis ten deklaruje, że roszczenia osób fizycznych, byłych właścicieli lub ich spadkobierców, z tytułu utraty własności zasobów wymienionych w art. 1 (m.in. lasy państwowe, wody podziemne oraz wody powierzchniowe w ciekach naturalnych i w źródłach, z których te cieki biorą początek, w kanałach, w jeziorach i zbiornikach wodnych o ciągłym dopływie) zaspokojone zostaną w formie rekompensat wypłaconych ze środków budżetu państwa na podstawie odrębnych przepisów. 11 września br. mija równo 11 lat od wejścia tej ustawy w życie, a przepisów odrębnych nie uchwalono. Nie może zresztą ujść uwadze, że ustawa będąca elementem pakietu reprywatyzacyjnego jest destruktem ocalałym po zawetowaniu przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego „przepisów odrębnych", do których odwołuje się jej art. 7.

Sąd przyznaje

W wyroku z 29 czerwca 2012 r. – jedynym dotychczas pomyślnym dla powodów – Sąd Najwyższy uznał, że oceny wymaga, czy art. 7 ustawy przewiduje obowiązek wydania przepisów odrębnych. Doszedł do wniosku, że przepis ten wprost nie wyraża takiego obowiązku, ale nie wykluczył takiej jego wykładni, która doprowadzi do przyjęcia, że zastrzeżono w nim obowiązek wydania takich przepisów. Interpretacja skutkująca wykluczeniem istnienia takiego obowiązku prowadziłaby do uznania, że ustawodawca przyznaje adresatom jedynie „wirtualne" prawo podmiotowe polegające na jednoznacznym przyznaniu im roszczeń, a zarazem uniemożliwia dochodzenie im tych roszczeń wskutek zaniechania wydania odrębnych przepisów. W rezultacie skład orzekający w tej sprawie, odwołując się do wykładni celowościowej i funkcjonalnej, uznał, że skoro celem ustawodawcy było przyznanie zaspokojenia w formie rekompensat, a sam tryb ich wypłaty pozostawił do uregulowania w odrębnych przepisach, to wydanie tych przepisów było zastrzeżonym w art. 7 ustawy obowiązkiem ustawodawcy. Przeciwne stanowisko musiałoby prowadzić do aprobaty absurdalnego wniosku, że ustawodawca może przyznać w ustawie roszczenia ze z góry przyjętym założeniem niemożliwości ich zrealizowania przed adresatów wskutek bierności ustawodawcy, a ta z kolei nie będzie skutkować żadnymi sankcjami, a zwłaszcza odpowiedzialnością odszkodowawczą.

W sprawie reprywatyzacji głos musi zabrać w końcu Trybunał  w Strasburgu

Sąd odbiera

Diametralnie odmienne zapatrywanie na to samo zagadnienie znalazło wyraz w nagłej wolcie, której Sąd Najwyższy dokonał dwoma wyrokami z 6 września 2012 r. Śmiało można stwierdzić, że wyrażone w nich poglądy a capite ad calcem obalają tezy wyroku z 29 czerwca. Składy orzekające w tych dwóch sprawach nie pozostawiły wątpliwości, że sądy nie są od zastępowania ustawodawcy. Przepisem art. 7 ustawy zajmie się również Trybunał Konstytucyjny, który w obliczu ułomnego i dysfunkcjonalnego obrazu procesu reprywatyzacji mógłby rozważyć konieczność wydania postanowienia sygnalizacyjnego. Omówione orzeczenia są tylko jednym z wielu przejawów braku spójności systemu prawnego, który występuje na wielu płaszczyznach problemu pełzającej reprywatyzacji.

Mądra ustawa jako remedium

Celem niniejszego artykułu nie jest ocena trafności omówionych wyżej orzeczeń Sądu Najwyższego, ale sygnalizacja pewnych aberracji, do których musi prowadzić brak ustawy reprywatyzacyjnej.

Wracając do metafory zaczerpniętej z mitologii greckiej, porządku w reprywatyzacyjnej stajni Augiasza nie da się zaprowadzić, zaprzęgając do tego sądy bez wyposażenia ich w sprawne narzędzia pozwalające przeprowadzać ten proces według standardów właściwych demokratycznemu państwu mieniącemu się państwem prawa. Tych narzędzi potrzebują sądy i ci wszyscy, których reprywatyzacja dotyczy, a więc nie tylko dawni właściciele i ich następcy prawni, ale choćby samorząd stolicy i ogromna rzesza lokatorów, którzy – jak to się potocznie mówi – oddawani są razem z kamienicami poprzednim właścicielom. Jak powszechnie wiadomo, na tym tle dochodzi do eskalacji konfliktów społecznych, narasta poczucie wykluczenia pewnych grup społeczeństwa, bezradności, braku zaufania do państwa i prawa, a w konsekwencji autorytet państwa ulega deprecjacji.

Reprywatyzacja w Strasburgu

Warto przypomnieć, że w ETPC w Strasburgu zawisło wiele polskich spraw osób, które bezskutecznie walczyły o zwrot znacjonalizowanego mienia przed polskimi sądami (np. skargi Pikielnego, Ogórka, Potockiej, Lubelskiej Fabryki Maszyn Rolniczych Plon). Wyroki w tych sprawach nie zostały wydane, ponieważ rząd polski zobowiązał się do strukturalnego rozwiązania problemu. Jednak w 2010 r. ogłosił wstrzymanie prac nad ustawą reprywatyzacyjną. Chyba najwyższy czas, by Trybunał w Strasburgu zabrał głos.

Michał Chylak, koordynator Kliniki Prawa Własności Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka

Proces reprywatyzacji w Polsce przebiegający drogą tzw. sądowej małej (pełzającej) reprywatyzacji porównać można do mitologicznej stajni Augiasza, z tą różnicą, że stajnię udało się Herkulesowi wreszcie posprzątać. Tymczasem nie ma mocnego na polską reprywatyzację. Sprzątają sądy i choć się starają, to miotła, którą dysponują, nie zamiata równo i pozostawia po sobie tumany kurzu. Rolę Augiasza odgrywa ustawodawca notorycznie lekceważący potrzebę uchwalenie prawa reprywatyzacyjnego. Uporanie się z tym problemem scedował na sądy, które niczym Herkules robią co mogą, a że mają do dyspozycji tylko wątpliwej jakości miotłę, wygląda to różnie. Świadczą o tym ostatnie wyroki Sądu Najwyższego zapadłe w precedensowych sprawach stanowiących kolejną odsłonę reprywatyzacyjnej konduity.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Komisja Wenecka broni sędziów Trybunału Konstytucyjnego
Opinie Prawne
Rafał Dębowski: Zabudowa terenów wokół lotnisk – jak zmienić linię orzeczniczą
Opinie Prawne
Fila, Łabuda: O sensie i bezsensie zmian prawnych wokół medycznej marihuany
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Prawne
Joanna Ćwiek: Fiskus nie tylko dobija szpitale, zabiera też czas potrzebny na leczenie
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką