Jak Mateusz Morawiecki z ofiary stał się sprawcą - komentuje Tomasz Pietryga

Wykorzystywanie dzieci jak mięsa armatniego w debacie publicznej zawsze będzie barbarzyństwem.

Aktualizacja: 13.05.2019 06:07 Publikacja: 12.05.2019 19:30

Jak Mateusz Morawiecki z ofiary stał się sprawcą - komentuje Tomasz Pietryga

Foto: Adobe Stock

Po ujawnieniu przez „Super Express" faktów z osobistego życia rodziny Morawieckich w debacie publicznej zapanowała jednomyślność. Politycy i komentatorzy bez względu na opcje i sympatie potępili tego rodzaju praktyki. Wydawało się, że jedyny morał płynący z tej historii będzie pozytywny: jesteśmy zgodni, nawet w najostrzejszej debacie są granice, których przekraczać nie można.

Czyta też: Naruszono prywatność premiera

Jednomyślność ta trwała krótko. Kiedy następnego dnia tabloid opublikował kolejną czołówkę poświęconą premierowi, czar prysł. Nie było w niej już utrzymywanej w sensacyjnym tonie informacji o adopcji dzieci przez Morawieckich, zaczerpniętej z mającej się wkrótce ukazać książki „Delfin", ale sielankowy obraz rodziców, z miłością wychowujących swe pociechy. Był też wywiad z szefem kancelarii premiera Michałem Dworczykiem. Dla Morawieckiego to strzał w stopę, bo błyskawicznie wymieszał sprawy rodzinne z politycznymi.

Odzew był natychmiastowy. Krytyczni wobec PiS komentatorzy skwitowali krótko: cała sprawa to przedwyborcza ustawka, która ma służyć ociepleniu wizerunku premiera, a on sam, wykorzystując dzieci, działa z niskich pobudek. I tak oto Morawiecki i jego rodzina z poszkodowanych przeistoczyli się w sprawców całego zamieszania. I wszystko wróciło do normy, mimo że trudno tu szukać logiki. Bo skoro była to ustawka, to ustawką powinna być też krytyczna wobec premiera książka, z której czerpał tabloid. Ale tego faktu wnikliwi krytycy Morawieckiego jakoś nie dostrzegli.

W całym tym zamieszaniu na dalszy plan zeszła sama książka, z której czerpał „SE". Jeden z jej autorów twierdzi, że opinia publiczna powinna wiedzieć o premierze wszystko. Po co nam intymne fakty z prywatnego życia Marowieckich i opublikowane zdjęcia ich dzieci, nie wiadomo.

Reklama
Reklama

Bez względu na zasady etyczne, jakie wyznają autorzy książki, prawo wydaje się jednoznacznie stać po stronie premiera. Nie ma wątpliwości, że Mateusz Morawiecki i jego rodzina mają prawo do prywatności, podobnie jak zwykli obywatele. A branie na pisarski warsztat jego dzieci jest nie tylko naganne moralnie, ale i może narazić autorów na proces i zapłatę wysokiego odszkodowania. Przynajmniej w tej sprawie nadal bądźmy zgodni.

Po ujawnieniu przez „Super Express" faktów z osobistego życia rodziny Morawieckich w debacie publicznej zapanowała jednomyślność. Politycy i komentatorzy bez względu na opcje i sympatie potępili tego rodzaju praktyki. Wydawało się, że jedyny morał płynący z tej historii będzie pozytywny: jesteśmy zgodni, nawet w najostrzejszej debacie są granice, których przekraczać nie można.

Czyta też: Naruszono prywatność premiera

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Opinie Prawne
Piotr Mgłosiek: Minister sprawiedliwości powiększa bezprawie w sądach
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Smutny obraz Trybunału Konstytucyjnego
Opinie Prawne
Łukasz Cora: Ruch Obrony Granic ośmiesza państwo i obniża jego autorytet
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Zmarnowana szansa na jawność wynagrodzeń
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Rejterada ekipy Bodnara
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama