Człowiek ma prawo być leczony, bo tak stanowi prawo. Tyle że NFZ nie interesuje, czy szpital ma czym za to zapłacić. Sytuacja jest więc taka, że wszyscy umywają ręce, a długi szpitali rosną. Nie powinno to jednak dziwić. Skoro leczenie pacjenta kosztuje określoną kwotę, a instytucja dostaje za to mniej, to musi powstać deficyt. Bo tylko w reklamach obiecują więcej za mniej.
Kuriozalne jest też to, że kupujący – czyli NFZ – sam wycenia wartość towaru, który kupuje. Wycenia więc go tak, by na zakupy starczyło mu pieniędzy. Czyli mówiąc wprost – oszukuje. A co ma zrobić usługodawca? Nie ma na rynku innego kupującego. Nie może więc swoich usług sprzedać komuś innemu. Musi wrócić do swojego jedynego odbiorcy i zaakceptować jego ofertę, bo żadnej innej nie dostanie.
Taktyka jest taka, że niektóre świadczenia – nie wiedzieć czemu – są bardziej promowane od innych. Bo dlaczego lepiej wyceniane są usługi okulistyki, a gorzej opłacane leczenie pacjentów na onkologii? I jak szpital ma pacjenta prawidłowo zaopatrzyć oraz leczyć według prawideł sztuki i nie zbankrutować przy okazji?
Ostatnia zmiana w systemie odpłatności za leki nie zakończyła się pozytywnie dla pacjentów. Zawężono m.in. zakresy rozpoznań, przy których lek jest refundowany. Przy okazji powstały zaskakujące zjawiska: lek przeciwko chorobie przewlekłej jest refundowany, ale już ten, który leczy powikłania wynikające z wieloletniej terapii – nie.
NFZ za wszelką cenę usiłuje też obciążyć wszystkich dookoła odpowiedzialnością za różne działania, by zdjąć ją z siebie. Straszy lekarzy, nie wypłaca refundacji aptekarzom. Może warto, by sam wykazał się wreszcie jakąś odpowiedzialnością. I powiedział jasno, ile co kosztuje i na co nas stać, a na co nie.
Ludzie zawiadujący służbą zdrowia doskonale funkcjonują w stanie dysonansu. Wiedzą, że mają za mało, ale biorą, jakby mieli tyle, ile trzeba. Do tego nikt nie potrafi znaleźć metody na wsparcie systemu pieniędzmi z zewnątrz. Kłopot jednak w tym, że pieniądze są, tylko koncepcji brak. W efekcie tą sakiewkę drenuje prywatna opieka medyczna, oferując faktyczne usługi za konkretne pieniądze. W dodatku społeczeństwo się starzeje, więc ubywa tych, co do worka wkładają pieniądze, a przybywa tych, którzy do sakiewki sięgają.
Czyli kołdra jest przykrótka i nie da się zrobić tak, by nakryć się nią od czubka głowy po pięty. W systemie rozwiązanie powstało: naciągnięcie przykrótkiej kołdry na głowę i zasłonięcie oczu powoduje, że nie widząc świecącego spod pościeli gołego tyłka, unika się poczucia wstydu.