Chodzi mi o spór o przesunięcia, mimo że w tej „reformie" chodzi raczej o zmianę szyldów, gdyż nawet biurek sędziowie nie zmieniają. Wielu z nich to nie przeszkadza, ale niektórzy uważają zmiany za zamach na status sędziego i trzeciej władzy. Ich narastający rokosz naraża podatników na koszty, podsądnych na dodatkowe trudy, nadweręża powagę wymiaru sprawiedliwości, a za nią państwa.
Protestujący sędziowie powołują się na lipcową uchwałę Sądu Najwyższego, że decyzja o przeniesieniu sędziego na inne miejsce służbowe podjęta przez wiceministra jest bezprawna, gdyż powinien ją podpisać minister. Uważają, że oznacza to nieważność postępowań.
Ministerstwo Sprawiedliwości, w którym urzęduje wielu sędziów, nie powinno być zaskoczone, nic nie stało bowiem na przeszkodzie, aby minister Gowin podpisał kilkaset aktów. Nie zmienia to faktu, że ów brak przezorności (i podpisu Gowina) nie dyskwalifikuje dokonanych przesunięć.
Tekst adresuję nie tylko do prawników, posłużę się więc porównaniem. Powiedzmy, że jakaś rada miejska zmieni plan zagospodarowania i na osiedlu będzie można budować już tylko domki jednopiętrowe. Czy to oznacza, że wcześniej wybudowane dwupiętrowe stoją nielegalnie? Taki wniosek byłby absurdem.
Ta zasada dotyczy także wykładni, zwłaszcza istotnie zmieniającej rozumienie prawa. To żadne odkrycie, i każdy prawnik powinien o tym wiedzieć. Kodeks kanoniczny, matka nowożytnych kodeksów, jednym zdaniem kanonu 16 wyłuszcza tę zasadę: Interpretacja (...) „jeśli tylko wyjaśnia słowa ustawy same w sobie pewne, wtedy działa wstecz, gdy ustawę zawęża lub poszerza albo tłumaczy wątpliwą, nie działa wstecz".