W ostatnich tygodniach rozgorzał spór dotyczący tego, czy nie należy, czy może jednak należy zezwalać na wywożenie dóbr kultury z Polski. Bezpośrednią jego przyczyną, która tak podgrzała atmosferę, były doniesienia prasowe o rekordzie cenowym, jaki padł na aukcji w londyńskim Sotheby's za obraz Henryka Siemiradzkiego tytułowany „Odprawa Katarzyny Cornaro – Królowej Cypru" (ale też znany jako „Rozbitek" czy „Żebrzący rozbitek"). Został on sprzedany za, bagatela, 1 082 500 funtów, czyli ponad 5 milionów złotych, co ciekawe na aukcji „Important Russian Art". Jak się szybko okazało, obraz ten chwilę wcześniej został legalnie wywieziony z Polski, na podstawie pozwolenia na stały wywóz zabytku za granicę wydanego przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego.
Wiele nie było trzeba, aby dojść do silnego przeświadczenia, że skarby narodowe są z kraju wywożone, a dzieje się to już nawet nie nielegalnie, ale w majestacie prawa. Spowodowało to istną falę krytyki pod adresem wszystkich za ten „skandal" odpowiedzialnych – od ministra, aż po tragarza. Ale czy faktycznie jest się na co oburzać? Otóż ja uważam, że nie.
Niegdyś dzieła sztuki podróżowały po całym świecie i dziś też się przemieszczają. Nie poruszając tu tematu przestępczości przeciwko zabytkom i konieczności zwalczania nielegalnego ich transferu, poprzedzonego najczęściej kradzieżą, jestem skłonny w pełni zaakceptować to, że właściciel będzie decydował o tym, co ze swym zabytkiem pragnie uczynić. Bo jeśli zakazywać, to mam też pomysł: niedawno polskie obrazy z Lwowskiej Galerii Sztuki gościły w Polsce. Zakażmy ich wywozu, gdyż ten faktycznie, niepodważalnie i jednoznacznie stanowi uszczerbek dla narodowego dziedzictwa kultury. A przy okazji rozwiąże nam się powojenny spór restytucyjny, kosztem ew. krótkiego pogorszenia stosunków dyplomatycznych z Ukrainą. No cóż, może warto.
W naszym konkretnie przypadku właściciel, który kupił obraz Siemiradzkiego na aukcji w nowojorskim Sotheby's w październiku 2000 r. za cenę 297,200 dolarów, zdecydował, aby przywieźć go do Polski. Wwożąc, mógł on co prawda zastrzec chęć ewentualnego przyszłego wywozu, choć może wówczas o tym nie pomyślał. Został on z końcem 2000 r. wystawiony na aukcji w jednym z warszawskich domów aukcyjnych i uzyskał rekordową wówczas cenę 2 130 000 zł. Nie można jednak odmówić każdemu kolejnemu właścicielowi prawa do tego, aby później pozbył się dzieła – także wystawiając go na sprzedaż za granicą – gdy tylko będzie miał taką potrzebę. Wszak obraz ten – o ile wiemy – nie jest grabieżą wojenną, nie należy do żadnej publicznej kolekcji, nikt nie rości sobie do niego praw. Jakby tego było mało, właściciel udostępnił to dzieło szerszej publiczności, gdyż było przez pewien czas eksponowane w muzeum, co zazwyczaj jest transakcją wiązaną – szersza publiczność może się nim cieszyć, zaś właściciel polepsza proweniencję przez autorytet muzeum, w którym obraz jest eksponowany.
Jednak cały spór dotyczy innej kwestii – czy w wyniku wywiezienia obrazu Siemiradzkiego z Polski uszczerbku doznało dziedzictwo kultury, inaczej, czy było to dzieło o istotnym znaczeniu dla dziedzictwa narodowego? Bowiem w myśl art. 52 ust. 1a ustawy z 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, minister może odmówić wydania jednorazowego pozwolenia na stały wywóz zabytku za granicę, w przypadku gdy zabytek posiada szczególną wartość dla dziedzictwa kulturowego. I to bynajmniej nie wartość rynkowa dzieła decyduje o jego szczególnym znaczeniu dla dziedzictwa kultury. Zaś w tym właśnie miejscu rozważania nasze przenoszą się z płaszczyzny prawa w sferę daleko idącej uznaniowości. Kwestia interesu publicznego jest tu więc tak wysoce ocenna i nieprecyzyjna, że trudno mówić o jakichkolwiek obiektywnych kryteriach. Musimy się więc pewnie opierać na powszechnym i silnie imperatywnym przekonaniu, że tak jest bądź nie jest. Tym samym można zrozumieć zdecydowane stanowisko Zofii Gołubiew, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, która uważa, że obraz ten nie powinien był opuścić kraju. Bowiem w tym też sensie potencjalnie, ilu biegłych powołamy, tyle będzie różnych opinii.