Począwszy od tych drobnych, jak zakaz wyprowadzania psów bez smyczy poza wyznaczonymi do tego miejscami, poprzez zakazy stadionowe, a skończywszy na zakazie prowadzenia pojazdów. Wyniki w nieprzestrzeganiu tego ostatniego są zatrważające – aż 40 proc. kierowców, którym odebrano prawo jazdy za przekroczenie limitu punktów karnych albo za jazdę po pijanemu, nadal jeździ samochodami! A to przecież tylko ci, którzy wpadli podczas wyrywkowych policyjnych kontroli.

Najwyraźniej zasada, że zakazy są po to, aby je łamać, trzyma się w Polsce nadal dobrze. I dotyczy to zarówno zakazów orzekanych wobec poszczególnych osób, takich jak kierowcy czy kibole, jak i w ogóle zakazów wyrażonych w obowiązującym prawie. O ile jednak do roku 1989 zasada ta miała często historyczne uzasadnienie, o tyle jednak czasy się cokolwiek zmieniły... A jeszcze bardziej zmieniły się prawne zakazy, bo teraz krew Polakom burzą raczej te bardziej przyziemne – związane z prawem drogowym czy, jak mawia mój znajomy, „eksterminacją palaczy".

Nieprzestrzeganie zakazów to efekt niskiej od lat kultury prawnej w Polsce. Wiele łez już nad tym wylano, więc nie zamierzam państwa zanudzać. Na pocieszenie napiszę więc, że w kwestii prawnych zakazów, na tle innych państw jawimy się jako całkiem... normalny kraj. Bo kto by u nas wprowadził, tak jak w Grecji, zakaz grania na komputerze? A tam i owszem – przepisy antyhazardowe zagalopowały się tak dalece, że musiał je w 2004 r. uchylić Europejski Trybunał Sprawiedliwości.

Z kolei w amerykańskim stanie Wirginia dopiero w 2003 r. zniesiono zakaz uprawiania seksu oralnego. We Włoszech podobno nie wolno trzymać rybek w okrągłych akwariach, bo im to szkodzi na wzrok. Rybkom, nie Włochom. A we Francji nadal formalnie istnieją przepisy zakazujące kobietom noszenia spodni (wyjątkiem jest jazda konno i na rowerze) oraz nadawania trzodzie chlewnej imienia Napoleon. Sądzicie państwo, że któryś z tych zagranicznych zakazów nie został złamany?