Sąd Najwyższy w pełnym składzie 28 stycznia tego roku uznał w uchwale, że tylko minister może podpisywać decyzje o przeniesieniu sędziów na inne miejsce służbowe. Uchwałę wpisano do księgi zasad prawnych i od 28 stycznia obowiązuje   wszystkie składy SN.   Stare  przenosiny, mimo  że bez podpisu ministra, sędziowie SN uznali za ważne.

Czekało na tę uchwałę nie tylko całe środowisko sędziowskie, ale i minister sprawiedliwości. Odpowiada on  za nadzór nad sądami i mógłby mieć kłopot, gdyby uchwała otrzymała inną treść. Kłopot zresztą mieliby   wszyscy, którzy od 1997 r. załatwiali swoje życiowe sprawy w sądzie. Do końca nikt nie miałby pewności, czy jego rozwód, spadek czy wyrok za włamanie wydał sędzia odpowiednio przeniesiony, czy też nie. A w  konsekwencji pojawiłoby się pytanie, czy jest on ważny. Całkiem niedawno SN w pisemnym uzasadnieniu na 33 stronach  wyjaśnił wszystkie motywy decyzji, którą podjął w styczniu.

Sam  wziął w obronę sędziów, którzy na skutek rozbieżności odmawiali wyjścia na sale rozpraw przez blisko trzy miesiące.

„(...) Do chwili podjęcia uchwały, kierując się swoją wiedzą, wskazaniami sumienia oraz treścią poprzedniej uchwały siedmiu sędziów SN, sędziowie mieli prawo wstrzymać się od orzekania ze względu na ryzyko wystąpienia nieważności postępowania" – napisali sędziowie w uzasadnieniu. Przesądzili także, że postępowanie takie nie powinno być co  do zasady kwalifikowane jako wykroczenie.  Na sam koniec sędziowie SN zastrzegli jednak,  że tak łagodne  potraktowanie odmowy orzekania nie  dotyczy przypadków wstrzymywania się od orzekania już po podjęciu uchwały.