Listopad to niebezpieczna dla Polaków pora - Ryszard Piotrowski o demokracji

Ustrój demokratyczny nie polega na tym, że demonstrować mogą jedynie „zwolennicy umiarkowanego postępu w granicach prawa".

Publikacja: 25.11.2014 15:48

Listopad to niebezpieczna dla Polaków pora - Ryszard Piotrowski o demokracji

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek jd Jerzy Dudek

Rz: Kolejna rocznicowa zadyma na 11 listopada przyniosła głosy, że polska demokracja nie jest zbyt walcząca. Padają porównania do mrocznych czasów ubiegłego wieku. Czy kilkuset chuliganów można traktować jako zagrożenie dla demokracji ?

Dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego:  Listopad, powtórzmy za Wyspiańskim, to „niebezpieczna dla Polaków pora". Ostatnio także dlatego, że stwarza okazję do postulowania ograniczenia wolności, tym razem wolności zgromadzeń. Powodem są zamieszki 11 listopada. Z tej przyczyny nowelizowano już pospiesznie prawo o  zgromadzeniach. Znaczną część tych zmian Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z ustawą zasadniczą. Ograniczanie wolności zgromadzeń – postulowane zwykle z okazji listopadowego święta – nie jest w istocie przejawem walki o demokrację, ale – zapewne wbrew zamiarom zwolenników restrykcji –  zwalczaniem demokracji. Trudno to pogodzić. Ustrój demokratyczny nie polega na tym, że demonstrować mogą jedynie „zwolennicy umiarkowanego postępu w granicach prawa". Demonstracje, niekiedy przeradzające się w zamieszki, są częste we współczesnych państwach uważanych za demokratyczne, co ma związek z kryzysem, którego one doświadczają.

Pojawiają się postulaty, by zaostrzać prawo o zgromadzeniach. W imię bezpieczeństwa na ulicach i samej demokracji. Czy demokracja nie powinna się jednak pogodzić z pewnym iskrzeniem, tak jak my, mieszkańcy ziemi, musimy się pogodzić z tym, że część z nas mieszka przy wulkanach?

Rozwiązania polegające na uznaniu, że bezpieczeństwo jest ważniejsze od wolności, nie są przejawem troski o demokrację, ale świadectwem erozji ustroju demokratycznego. Demokracja bez wolności nie przetrwa, stając się własnym przeciwieństwem. Ograniczanie wolności w imię bezpieczeństwa zagraża państwu demokratycznemu, dlatego wymaga starannego baczenia na proporcjonalność ewentualnego ograniczenia.

Gdzie byłaby ta granica?

Demonstracje powinny być chronione przed ryzykiem zamieszek. Listopadowe doświadczenia wskazują, że ta ochrona nie jest należycie przygotowana. Odpowiedzialni za nią dysponują jednak prawnymi instrumentami pozwalającymi zapobiec zarówno niedopuszczalnej zmianie charakteru zgromadzenia, jak i zamieszkom utrudniającym jego odbycie.

Właśnie. Czy nie zauważa pan nieroztropności władz w związku choćby z trasą marszu? W zeszłym roku biegła ona obok ambasady rosyjskiej, w tym roku po moście przez Wisłę. Nie trzeba być specjalistą, by dostrzec, że to kiedyś może się skończyć tragedią. Jeśli można wykluczyć krzyżowanie się pochodów, to dlaczego nie wyłączyć z marszu mostu? Czy tradycyjnie najostrzejszy pochód w Polsce musi się odbywać wieczorem, nie mógł się zacząć wcześniej?

To organizator zgromadzenia zawiadamia organ gminy o trasie przejścia ze wskazaniem miejsca i godziny jego rozpoczęcia i zakończenia. Organ zakazuje zgromadzenia, gdy stwierdzi, że może ono „zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach". Zgromadzenie na moście stwarza zagrożenie dla życia ludzi. Niestety, prymat polityki nad rozsądkiem powoduje, że tego rodzaju spostrzeżenie będzie u nas traktowane przez organizatorów jako przesłanka wyznaczania trasy zgromadzenia dopiero po katastrofie. Co do czasu, to przecież chodziło zapewne o rozdzielenie obchodów – z perspektywy obu rozdzielanych stron bardzo patriotycznych, jednak przecież nie na tyle, by stanowiło to przesłankę koegzystencji zgromadzeń. Być może miasto jest po prostu za małe na oczywiście bezpieczne świętowanie rocznicy odzyskania niepodległości.

Manifestacje to jakby papierek lakmusowy demokracji, to taki pierwotny odruch obywatelski, kiedy inne nie wystarczają. Może więc im mniej regulacji prawnych, tym lepiej? Trybunał Konstytucyjny stwierdził ostatnio (w uzasadnieniu wyroku K 44/12), że „poszczególne elementy regulacji konstytucyjnej" dotyczącej wolności zgromadzeń postrzegać należy przez pryzmat sfery autonomicznego działania obywateli. Rolą państwa ma być zapewnienie warunków do realizacji danej wolności, a ewentualna interwencja organów władzy powinna mieć zawsze charakter wyjątkowy i może następować „jedynie w sytuacjach dających się racjonalnie uzasadnić". A więc w szczególności z zachowaniem proporcjonalności ograniczenia.

Manifestacja to taka wolność słowa wykonywana nogami, a czasem także jajami czy pomidorami. Czy nie lepiej to znosić, zamiast tłamsić oburzenie niezadowolonych z rządów grup społecznych?

W państwie demokratycznym eliminacja dokuczliwych form protestu nie może polegać na izolowaniu protestujących poprzez aresztowania za zakłócanie porządku, czego się zapewne rzeczywiście dopuszczają, blokując drogę albo zajmując park. Nie jest też do zaakceptowania  praktykowane w niektórych krajach wyznaczanie do demonstracji miejsc odosobnionych, tzw. free speach zone. W odpowiedzi na protesty konieczna jest analiza przyczyn, dialog z protestującymi i rozwiązywanie problemów, które wywołują protesty. Z prawa naturalnego – proklamowanego w Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych – wynika przecież, że jeżeli „kiedykolwiek jakakolwiek forma rządu uniemożliwiałaby osiągnięcie" takich celów jak zabezpieczenie prawa do „życia, wolności i swobody ubiegania się o szczęście", to „naród ma prawo taki rząd zmienić lub obalić". Co prawda rządy starają się je zablokować i  przeznaczają na to niemałe pieniądze podatników, broniąc w ten sposób własnego prawa do rządzenia niezależnie od rezultatów. Jednak to właśnie w państwie demokratycznym, jak stwierdza Trybunał Konstytucyjny, wolność zgromadzeń tworzy przesłanki korzystania z praw jednostki do uczestniczenia w mechanizmie decyzyjnym, ale innym niż ten ograniczony przez częstotliwość i skuteczność mechanizm wyborów parlamentarnym i lokalnych.

Nie od rzeczy będzie wspomnieć dość oczywistą myśl i postulat (ale akurat mamy wybory samorządowe), że kształtowanie woli politycznej powinno następować przez wpływ  obywateli, społeczeństwa na organy władzy publicznej, a nie na odwrót.

Oczywiście. Demokracja nie może polegać na wykluczaniu sprzeciwu z tego powodu, że  przyjmuje on niestosowne – z punktu widzenia rządu czy też opinii publicznej –  formy albo treści. W ustroju demokratycznym, jak to ujmuje także Trybunał Konstytucyjny, trzeba „gwarantować wolność zgromadzeń, bez względu na stopień kontrowersyjności (ale nie przekraczając prawnie ustalonych zakazów głoszenia określonych poglądów, np. wzywających do nienawiści rasowej czy propagujących ideologię faszystowską) przedstawianych publicznie poglądów i opinii" .

Wraca temat kominiarek. Czy ich przeciwnicy, w tym Trybunał, nie przykładają zbytniej wagi do anonimowości, i to w sytuacji par excellence publicznej? Czy tu nie mamy zbyt radykalnego rozumienia wolności?

Państwo jest coraz potężniejsze dzięki możliwościom gromadzenia i integrowania danych, a jednostka coraz słabsza wskutek zredukowania jej tożsamości informacyjnej. Osiągnięty poziom technik inwigilacyjnych wymaga specjalnych gwarancji dla anonimowości uczestników zgromadzenia wobec oczywistej przewagi władzy. Trzeba analizować to w szerszym kontekście, nie tylko  w stosunku do alternatywnych wobec oficjalnych obchodów rocznicowych. Prawo do anonimowości uczestników zgromadzenia jest jedną z gwarancji wolności zgromadzeń. Jak trafnie zauważył Trybunał Konstytucyjny, „władza publiczna jest zobowiązana do gwarancji realizacji tej wolności, niezależnie od wyznawanych przekonań partyjno-politycznych, bo wolność zgromadzeń jest wartością konstytucyjną, a nie określaną przez demokratycznie legitymowaną, w danym momencie sprawującą władzę większość polityczną" (K 21/05).

Wykluczenie prawa do anonimowości może skutecznie zniechęcać do udziału w niektórych zgromadzeniach, redukując realne możliwości sprzeciwu  wobec demokratycznie legitymowanej władzy. Anonimowy charakter uczestnictwa w zgromadzeniu jest zatem przejawem wolności.

Jak dalece więc władze mogą monitorować manifestację, jej przygotowania? Czy mogą prowadzić rozmowy w domach, doprowadzać potencjalnych manifestantów na  komisariaty – to chyba już przesada? Może powinny częściej negocjować z organizatorami manifestacji, mediować, za to ostrożniej sięgać do metod policyjnych?

Władze publiczne mają respektować prawo do udziału w zgromadzeniu oraz zasadę, że nikogo nie można zmuszać do udziału (uczestnictwa) w zgromadzeniu ani do nieuczestniczenia w nim. Obowiązkiem władz (także w myśl orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego) jest spowodowanie, by zgromadzenie nie było zakłócane przez osoby trzecie, natomiast usiłowanie zakłócania spotkało się z odpowiednią reakcją władzy, polegającą na niedopuszczeniu do zakłócenia zgromadzenia. Monitorowanie przygotowań do zgromadzenia przez policję w formach opisanych w pytaniu stanowi więc przejaw niedopuszczalnej w państwie demokratycznym ingerencji władzy w sferę wolności politycznej i wymaga właściwej reakcji jego instytucji.

— rozmawiał: Marek Domagalski

Rz: Kolejna rocznicowa zadyma na 11 listopada przyniosła głosy, że polska demokracja nie jest zbyt walcząca. Padają porównania do mrocznych czasów ubiegłego wieku. Czy kilkuset chuliganów można traktować jako zagrożenie dla demokracji ?

Dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego:  Listopad, powtórzmy za Wyspiańskim, to „niebezpieczna dla Polaków pora". Ostatnio także dlatego, że stwarza okazję do postulowania ograniczenia wolności, tym razem wolności zgromadzeń. Powodem są zamieszki 11 listopada. Z tej przyczyny nowelizowano już pospiesznie prawo o  zgromadzeniach. Znaczną część tych zmian Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z ustawą zasadniczą. Ograniczanie wolności zgromadzeń – postulowane zwykle z okazji listopadowego święta – nie jest w istocie przejawem walki o demokrację, ale – zapewne wbrew zamiarom zwolenników restrykcji –  zwalczaniem demokracji. Trudno to pogodzić. Ustrój demokratyczny nie polega na tym, że demonstrować mogą jedynie „zwolennicy umiarkowanego postępu w granicach prawa". Demonstracje, niekiedy przeradzające się w zamieszki, są częste we współczesnych państwach uważanych za demokratyczne, co ma związek z kryzysem, którego one doświadczają.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Prawne
Iwona Gębusia: Polsat i TVN – dostawcy usług medialnych czy strategicznych?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości