Prawo trzeba aktualizować i doskonalić. Mało poważne są zaś propozycje zmiany całego systemu prawnego, to jest niemożliwe i niewskazane – mówił prezydent Bronisław Komorowski w ostatni czwartek na spotkaniu z sędziami.

To pierwsze w 25-leciu spotkanie tej rangi. Przybyło na nie 200 sędziów Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, Trybunału Konstytucyjnego i Krajowej Rady Sądownictwa. Zdominowały je dwie kwestie: hasło „napisać prawo od nowa" i niedawne uszczypliwości prasy pod adresem niektórych sędziów. Potrzeba „napisania prawa od nowa" to jeden z pomysłów kandydatki SLD na prezydenta Magdaleny Ogórek, według której obecne jest „zbitkiem przepisów po jeszcze poprzednich systemach politycznych, ciągle uniemożliwia obywatelom rozwój i hamuje dobre, bezpieczne życie".

Nie zamierzałem komentować tego dość naiwnego  hasła, jednak wyjątkowa reakcja prezydenta każe mi zabrać głos. Gwoli sprawiedliwości kandydatka rozwinęła hasło: „To katastrofa konstytucji, państwa, jeśli nasze prawa są kompletnie niejasne, pisane na kolanie, bez przemyślenia i wbrew społeczeństwu, zależą od interpretacji i pojętności urzędnika" – powiedziała.

To prawda, że prawa nie da się napisać zupełnie od nowa, choć w latach 1989–1990 – zrywania z PRL – zmieniono fundamentalnie wiele jego segmentów; podobnie w związku z akcesją do Unii, choć wtedy przyjęto też dużo prawniczego śmiecia. Prawo to jednak nie tylko to, co jest napisane, ale i jego stosowanie. A to już pytanie o instytucje, nie tylko sądy, które zwykle stosują prawo na końcu sporu, ale też o urzędy: od ministra do policjanta, który reprezentuje ludzką stronę władzy, wymierzając 100 zł mandatu za drobne wykroczenie zamiast 500 zł.

To, co przedstawiła kandydatka na prezydenta, jest realnym problemem milionów obywateli. Za stan prawa, poczynając od konstytucji, a na taryfikatorze mandatów kończąc, odpowiadają przede wszystkim parlament i rząd. Kompetencje prezydenta RP i tak poważnego gremium jak 200 sędziów najwyższych instancji sądowych, zapewne w ogromnej liczbie zasłużonych dla poprawiania prawa, nie wystarczą, ale mogą być pomocne. Najgorzej byłoby, gdyby ten kapitał skupiał się na incydentalnych tekstach prasy. Lepiej zużyć go na rozważenie, jak państwo i prawo poprawić.