Zyska na tym Trybunał i jego orzecznictwo, a tym samym życie publiczne w Polsce.
Trzeciego stycznia weszła w życie nowa procedura postępowania przez Trybunałem Konstytucyjnym, nie ma w niej tak jeszcze niedawno spornych kwestii, np. głosowania większością 2/3 czy hamowania wyroków. Sędziowie TK są wypoczęci, część wprawdzie nie z własnej woli, mogą zakasać rękawy i brać się do roboty.
Podstawowym narzędziem, jakie ma Trybunał, są jego wyroki, a zaległe zostały właśnie opublikowane, więc ten problem i wiele innych związanych z konfliktem o sędziów odpadło, a z pewnością straciło na znaczeniu. Pozostał jednak problem wiarygodności Trybunału, jego powagi jako strażnika konstytucyjności ustaw.
Trybunał ma tu jednak atut. Polega on na tym, że od czasu do czasu jest naprawdę bardzo potrzebny. To tak jak z dentystą na odludziu: nawet jeśli nie był najlepszy, to gdy go zabraknie, jest jeszcze gorzej. Ci, co ogłaszają, że nie będą uznawać wyroków Trybunału, po prostu nie wiedzą co mówią. Zawsze jakaś część osób, niezależnie od politycznych sympatii, będzie respektować jego wyroki.
Prócz wyroku ważne jest też uzasadnienie. Jak duże ma znaczenie, pokazała niedawna sprawa ekstradycji Romana Polańskiego do USA. Była kontrowersyjna, ale wyważone uzasadnienie sędziego rozwiało zapewne zastrzeżenia wielu inaczej myślących. Tak samo może być z wyrokami Trybunału.