Mimo że ujawniane przez media fakty i dokumenty rzucają coraz większy cień na wiarygodność Mariana Banasia na stanowisku prezesa Najwyższej Izby Kontroli, wśród polityków partii rządzącej panuje atmosfera niedopowiedzeń. Gdzieś nieoficjalnie podobno naciskano, aby podał się do dymisji. A kiedy się okazało, że nie chce, zaczęły dominować wypowiedzi w stylu: „poczekajmy na wyniki kontroli", „sprawę traktujemy poważnie" czy „przecież my nie mamy już z tym nic wspólnego, bo Banaś pracuje na własny rachunek".
Taka postawa jest obciążająca dla PiS. Bo oczywiście wokół Banasia toczy się polityczna gra, w której ktoś prędzej czy później straci. Obok są jednak kwestie długofalowe: odpowiedzialności i przyzwoitości. PiS wyniósł Banasia na to stanowisko, a teraz powinien przyznać się do błędu, mówiąc jasno, co sądzi o nim jako szefie NIK.
Czytaj też: Mariana Banasia nie da się szybko odwołać
Przyzwoitość oraz traktowanie państwa na serio wymagają bowiem, aby grzechy ludzi ze szczytu były traktowane w kategoriach zero-jedynkowych właśnie dla wiarygodności i stabilności najważniejszych instytucji państwa.
Jaki bowiem dziś sygnał otrzymuje opinia publiczna od partii władzy? Nie jest to sygnał braku akceptacji dla pewnych postaw. Tylko znak, że państwo kluczy w sprawach, w których powinno postępować w sposób absolutnie jednoznaczny.