Całkiem niezły tekst red. Tomasza Pietrygi „Zabójczo prosty reset Temidy" („Rzeczpospolita" z 17 kwietnia) ukazuje zaledwie część akcji zaborczej wymierzonej w sądownictwo powszechne, a przy okazji w wojskowe. Nominalnie poselski projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych oraz niektórych innych ustaw trafił do laski marszałkowskiej w przededniu Triduum Paschalnego (druk nr 1491 Sejmu VIII kadencji; dalej: projekt).
Minister sprawiedliwości, a zarazem prokurator generalny w roli organu wyposażonego w dyskrecjonalne prawo powoływania prezesów sądów na tym obszarze trzeciej władzy, odwoływania ich w sześciomiesięcznym okresie przejściowym czy przerzucania szeregowych sędziów pod przymusem z wydziału do wydziału danego sądu na czas do 12 miesięcy w ciągu trzech lat wydaje się nie bardziej groźny niż zaprogramowana selekcja korpusu sędziowskiego według kryterium płci. Cała akcja, jeżeli nikt jej nie zatrzyma, dotknie zresztą nie tylko sędziów sądów pozostających pod nadzorem judykacyjnym Sądu Najwyższego. Ucierpieliby również sędziowie sądu nadzorczego. Do pozbycia się niektórych zbyteczne byłoby głębsze penetrowanie ustawy z 23 listopada 2002 r. o Sądzie Najwyższym (DzU z 2016 r., poz. 1254 z późn. zm.; dalej: u.s.n.). Podobne restrykcje, co w zachowanych strzępach modelowych jest nieuniknione, dedykuje się prokuratorom. No i – wbrew palcem na wodzie spisanemu niedawno paktowi o nieagresji – lewitującym w tym samym modelu sędziom sądów administracyjnych obydwóch szczebli organizacyjnych.