Dziś coraz częściej człowiek ma ochotę zadać to samo pytanie w kwestii intelektualnych elit. Co ci ludzie mają w głowach? Tak się, niestety, składa, że mody w tej dziedzinie są równie pozbawione sensu i kontekstu jak kominek atrapa.
O co konkretnie chodzi? O „polską historię kolonializmu i antysemityzmu” z noblowskiej laudacji Pera Waesterberga na cześć Olgi Tokarczuk. To sformułowanie mniej lub bardziej słusznie wzburzyło część opinii publicznej. Żeby wyjaśnić szwedzkiemu akademikowi, że niewiele rozumie z historii I Rzeczypospolitej, należałoby mu dać do przeczytania kilka książek. Istotne jest jednak co innego: Waesterberg tego sformułowania nie wymyślił. On je wziął ze słownika współczesnego polskiego (ale też europejskiego, a może przede wszystkim amerykańskiego) intelektualisty. Co do antysemityzmu można się nawet zgodzić, że takowy w Polsce w XVIII wieku występował, warto jednak dodać, że był powszechny w całym „cywilizowanym” świecie. I to właśnie przed nim uciekali Żydzi z krajów Zachodu na tereny polskie. Oczywiście, dziś każdy, kto zacznie twierdzić, że jak na ówczesne standardy to w ówczesnej Polsce antysemityzmu w zasadzie nie było, sam zostanie uznany za antysemitę i kłamcę. Zostawmy więc tę kwestię.