Wspomni np. o innych szatanach, którzy byli gdzieś czynni, i apologeci muszą tłumaczyć, że to taki „kod kulturowy", niedostępny dla oponentów, bo z pieśni „Z dymem pożarów" Kornela Ujejskiego. Tak jakby suweren wiedział, kto to ten Ujejski.
Co ma ojkofobia do zmian w sądownictwie? To mianowicie, że „sądy nie stają po stronie Polaków, tylko po stronie tych, którzy Polakami nie są". Suwerenowi takie podejście może się spodobać. Pomyśli, że oto teraz każdy Polak, który pozwie nie-Polaka, wygra. A jak Polak zrobi coś nie-Polakowi, to mu się nic nie stanie, bo sędzia stanie po stronie Polaka. Problem zacznie się wówczas, gdy Polakowi zrobi coś inny Polak – na przykład zgwałci córkę. Jak ma się wówczas zachować sąd? Sprawdzić, kto jest lepszym Polakiem? Czy może, jak stanie przed nim dwóch Polaków, to wtedy ma orzekać sprawiedliwie? Ale jak będzie mógł sprawiedliwie orzekać, skoro nie będzie umiał?
Narracja, jaką Prezes narzuca w sprawie sądownictwa, potwierdza niestety tezę, że żadnej reformy sądownictwa nie będzie. Będzie sądów zawłaszczenie. Przez prawdziwych Polaków. Tymczasem nie trzeba być idiotą, aby być patriotą. A jak ktoś uważa, że Polak może zgwałcić córkę nie-Polaka, to musi być idiotą. A jak ktoś uważa, że nie ma znaczenia, kto coś zrobił, tylko co zrobił, nie musi być ojkofobem – pozbawionym poczucia religijnego, który popadł w „gorączkową melancholię" i jest pełen resentymentów w stosunku do otaczającego go świata – jak zdefiniował ten stan Jacek Bartyzel.
Sędzia nie musi poczuwać się do solidarności z grupą, z której się wywodzi, odczuwać jakiegoś wobec tej grupy szczególnego zobowiązania. Bo jak będzie odczuwał szczególną więź z Polakami – sądząc ich sprawy z nie-Polakami, to może ją też odczuwać z chłopakami z okolicy, w której się wychował – bo to przecież taka „mała ojczyzna". Ma wtedy rozstrzygać sprawy na niekorzyść chłopaków z innych dzielnic? Na dłuższą metę suwerenowi by się to nie spodobało. Sądy mają rozstrzygać sprawy, kierując się zasadami sprawiedliwości, o której pisali Platon, Arystoteles i Tomasz z Akwinu, a nie ojkofilią – czyli poczuciem wyjątkowości swojej i swojego własnego środowiska. Choć sam prezes Kaczyński jest z pewnością wyjątkowy.