Bogusław Chrabota: Świat według Steve’a Bannona

Współcześni populiści uwielbiają się stroić w szatki obrońców uciśnionych. Steve Bannon, którego spotkałem na konferencji euroazjatyckiej w kazachskich Ałmatach, nie przestaje opowiadać o amerykańskich wykluczonych z tak zwanego pasa rdzy. To niegdyś przemysłowe północno-wschodnie stany Ameryki, z których huty i fabryki wyemigrowały na konkurencyjne południe USA, do Meksyku bądź Azji Wschodniej.

Aktualizacja: 15.06.2019 14:56 Publikacja: 14.06.2019 17:00

Bogusław Chrabota: Świat według Steve’a Bannona

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Perspektywy mieszkańców tych okolic są rzeczywiście mizerne. Z opustoszałych miast wieje beznadzieją, bo nikt nie wymyślił alternatywy dla byłych pracowników kompleksów wielkoprzemysłowych. Bannon jednak, w przeciwieństwie do Europejczyków, nie wini za ten brak perspektyw wyłącznie państwa. Symboliczny tandem zła tworzą dla niego dawno wyalienowana ze wszystkich wartości Wall Street i waszyngtońska biurokracja. To jego wrogowie numer jeden, rakowa narośl na zdrowej tkance społeczeństwa, która w pogoni za zyskiem zdradziła swoich obywateli. To wielki kapitał i urzędnicy bez wyobraźni są winni powolnemu upadkowi coraz mniej produkującej i coraz bardziej socjalnej Ameryki.

Czy da się temu zapobiec? Bannon widzi szansę przetrwania Stanów Zjednoczonych w ochronie własnego rynku i przywróceniu USA roli wiodącego producenta dóbr i technologii. Ścieżką wyjścia ma być rodzaj narodowego kapitalizmu, wsparty szczelnymi cłami i twardą walką z potęgami stosującymi dumping społeczny (to nie jego słowa). A za głównego przeciwnika uważa rządzone przez komunistyczną partię Chiny, które okradają Amerykanów za ich własne pieniądze.

Takie są w skrócie poglądy Stephena Bannona, byłego szefa kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa i współtwórcy jego doktryny. Dziś jest już odsunięty na drugi plan, choć wtajemniczeni twierdzą, że nie całkiem. Rzekomo bezrobotny Bannon jeździ więc po świecie i głosi z pasją swoje prawdy objawione, z którymi z pozoru trudno się kłócić. Każdy, kto zna Amerykę, doskonale to rozumie. Jedną jednak sprawą jest diagnoza, inną program naprawczy.

Bannon wciąż wierzy w Trumpa, ale z natury rzeczy nie może mieć pewności, czy 45. prezydent Stanów Zjednoczonych sprosta jego oczekiwaniom. Bo przecież Donald Trump wywodzi się z samego środka wielkiego kapitału, a nawet gdyby było inaczej, musi rozumieć, że nie byłoby potęgi Stanów bez siły Wall Street, a walka z wypaczeniami jest trudniejsza, niż może się wydawać. Zostają więc wojny celne, obostrzenia w transferze technologii i ekonomiczny nacjonalizm, który – znając Amerykę – utrzyma się tak długo, jak będzie się opłacał, a nie jakby chciał tego Bannon.

Podobną retorykę jak słynny obrońca uciemiężonych Amerykanów stosują brytyjscy zwolennicy opuszczenia Unii Europejskiej. Jeden z ich ważnych przedstawicieli, George Galloway, też mówi o „pasie rdzy", tyle że brytyjskim. Znany niegdyś laburzysta, dziś pacyfista i jedna z twarzy brexitu, peroruje, że nawet jeśli opuszczenie przez Wielką Brytanię UE może być dla jej ekonomii chwilowo niekorzystne, to jest jedyną ścieżką w przyszłość. Jedyną, bo tylko tak Brytyjczycy mogą się uratować przed katastrofą, do której zmierza biurokratyczna, przeregulowana, zarządzana przez wyalienowane elity Europa. Wielka Brytania nie powinna – jego zdaniem – uczestniczyć w tym balu na „Titanicu" i musi szukać własnych ścieżek rozwoju. Tylko w ten sposób jej szeregowi obywatele wyrwą się z opresji, jaką im funduje diaboliczny sojusz eurokratów i pazernej finansjery z City of London. Czyż to nie echo poglądów Bannona?

Z jednej strony musi cieszyć ta narastająca refleksja o potrzebie wyrównania proporcji w opanowanym przez globalny kapitalizm świecie. Bannon i Galloway mają rację, że rośnie przepaść pomiędzy bogacącymi się na globalizacji elitami (nieważne, czy są to członkowie KPCh, Wall Street czy eurokraci) a tymi, którzy na procesach globalizacyjnych tracą. Ale czy nie jest też tak, że mamy równolegle do czynienia z bogaceniem się mas w skali globalnej, czyli postępem?

W pełni uczciwie można zarzucać partyjnej oligarchii Chin pazerność na własność i władzę, ale wystarczy na moment pojechać na chińską prowincję, by na własne oczy odkryć, jak poprawił się standard życia codziennego prostych ludzi. To samo, mimo patologii w sferach władzy, dzieje się w Indiach, Afryce, Europie Wschodniej. Czyż w ten sposób nie przemawia natura ogólnoświatowych procesów, których nie sposób zatrzymać izolacjonizmem Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. I jaka jest na koniec pewność, że świat urządzany przez Bannona, Gallowaya, Salviniego i Marine Le Pen byłby lepszy? A może i oni nie ustrzegliby się pokus budowy nowych oligarchii?

Niezależnie od odpowiedzi na wszystkie te pytania trzeba się zgodzić, że opisana powyżej debata jest jedną z kluczowych dla nieodległych losów naszego świata. Debata, gdzie stają naprzeciw siebie wrażliwości i idee. Niemniej nie należy zapominać, że realną stawką w tym dyskursie jest i zawsze będzie władza.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Perspektywy mieszkańców tych okolic są rzeczywiście mizerne. Z opustoszałych miast wieje beznadzieją, bo nikt nie wymyślił alternatywy dla byłych pracowników kompleksów wielkoprzemysłowych. Bannon jednak, w przeciwieństwie do Europejczyków, nie wini za ten brak perspektyw wyłącznie państwa. Symboliczny tandem zła tworzą dla niego dawno wyalienowana ze wszystkich wartości Wall Street i waszyngtońska biurokracja. To jego wrogowie numer jeden, rakowa narośl na zdrowej tkance społeczeństwa, która w pogoni za zyskiem zdradziła swoich obywateli. To wielki kapitał i urzędnicy bez wyobraźni są winni powolnemu upadkowi coraz mniej produkującej i coraz bardziej socjalnej Ameryki.

Pozostało 85% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Trzy wzory dla polskiej polityki imigracyjnej
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Donald Tusk nie spełnił swoich obietnic, ale to nie przekreśla zwycięstwa demokracji
Opinie polityczno - społeczne
Andrzej Czyżewski: Historiograficzny antyPiS nie istnieje. Historycy nie są aż tak naiwni
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Zostawić internet i jechać na wiec Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Witkowski: Edukacja się nie zmieni, jeśli nie zmienimy myślenia o edukacji