Nasze bezpieczeństwo, jak nigdy, zależy od państwa i jakości zarządzania jego instytucjami. Ta jakość nigdy nie była wysoka. Paradoksalnie teraz wyłania się szansa na zrobienie rzeczy, które były niemożliwe w normalnym czasie, gdy polityków pochłaniały rutynowe batalie o wzajemne zdyskredytowanie się. Jeśli obecnie nie uda się poddać naprawie kluczowych sfer państwa, to pewnie nie stanie się to nigdy, a jakość życia w kraju pozostanie niska i pełna zagrożeń w świecie, w którym rosną zbiorowe ryzyka – zarówno klimatyczne, jak i medyczne.
Władza i rządzenie według dotychczasowego formatu nie da sobie rady z wyzwaniami. Wpadniemy w spiralę, która pozbawi państwo sterowności, a obywatele zaczną sobie radzić na własną rękę, mnożąc chaos. Już obecnie w szpitalach dochodzi do „rabunków” maseczek, okularów ochronnych, wszystkiego, co daje szansę na ochronę życia.
Można powiedzieć więcej: władza działająca według dotychczasowej rutyny staje się groźna. To władza przyzwyczajona do działań jednostronnych, wywołujących konflikty. Teraz rządzenie powinno opierać się na wykorzystaniu wszelkich potencjałów w społeczeństwie i państwie. Kluczowe stają się samorządy. Gdyby miały wzmocnione budżety i większe kompetencje, mogłyby więcej zrobić na swoim terenie. Tworzyć lokalne partnerstwa, które wspomagałyby działania władz różnych szczebli.
W krótkiej perspektywie klasa polityczna powinna powołać rząd narodowej koncyliacji, akceptowany przez główne siły parlamentarne. Projekty antykryzysowe powinny być przyjmowane w parlamencie na bazie szerokiego konsensusu, ale wypracowywane raczej ekspercko niż politycznie. Decyzje mają wynikać z aktualnego stanu wiedzy w zakresie medycyny, zarządzania systemem zdrowia, ekonomii itp.