Zacznijmy od stwierdzenia tyleż wstrząsającego, co banalnego – do końca roku umrze ponad 300 tys. Polaków, którzy zaszczepili się przeciwko Covid-19. Codziennie bowiem umiera w naszym kraju na wszelkiego rodzaju choroby około tysiąca osób, a pod koniec roku większość z nich będzie już zaszczepiona.
Piszę o tym, bo już za kilkanaście, kilkadziesiąt dni internet zaleje fala doniesień o tym, że ktoś po przyjęciu zastrzyku mającego na celu uchronienie go przed koronawirusem zmarł nagle na zawał serca, w wyniku udaru mózgu lub że wykryto u niego raka trzustki czy chłoniaka. Ktoś mógł także zasnąć za kierownicą, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło, i zabić się na autostradzie, a ktoś inny wypaść z okna z dziesiątego piętra przy myciu okien, choć wcześniej nie miał tego w zwyczaju. Te różne zgony będzie jednak łączyć jedno – nastąpiły po zaszczepieniu.
O ile część z tego typu wpisów będzie celowo fałszywa, produkowana przez rosyjskie boty lub po prostu przez koronasceptyków, o tyle większość może być całkowicie zgodna z prawdą i motywowana żalem za bliskimi lub próbą wytłumaczenia sobie ich śmierci. Nie zawsze zatem będziemy mieli do czynienia z ludźmi świadomie rozpowszechniającymi fake newsy i pragnącymi zamieszać innym w głowach. Żeby zrozumieć, co tak naprawdę się zdarzy, musimy na chwilę wrócić na pierwszy rok studiów i rozróżnić korelację i wynikanie.
To, że coś nastąpiło „po" czymś, nie oznacza, że nastąpiło „w wyniku" czegoś. Takie stwierdzenie to podstawa każdego poprawnego wnioskowania, także w naukach społecznych. Z faktu wzrostu urodzeń po wejściu w życie ustawy 500+ nie można wnioskować, że to właśnie te działania legislacyjne zdecydowały o owym wzroście, bo mogły tu odegrać swoją rolę inne czynniki (notabene, przez dwa lata od przyjęcia wspomnianych przepisów tak się działo, ale od dwóch lat liczba urodzeń spada). Coś może na pierwszy rzut oka wydawać się oczywistą konsekwencją jakichś działań czy procesów, ale od tego przeczucia do udowodnienia związku droga daleka. Ostatnio tego typu myśleniem popisał się jeden w wiceministrów, który obwieścił, że chorował wraz z całą rodziną na covid, ale razem wzięli amantadynę i od razu przeszły im wszystkie objawy. Polityk powiadomił o tym Ministerstwo Zdrowia, które podobno wszczęło procedurę sprawdzania tej rewelacji. Szkoda, że wiceminister nie zagrał z rodziną w ping-ponga lub w Monopoly, bo wówczas cały proces weryfikacji tej hipotezy byłby przynajmniej trochę zabawny, a nie tylko żenujący.
Ludzie mają tendencję do tego typu skrótów myślowych, przesądów. Jako badacz od lat starający się wykorzystać wyniki nauk biologicznych do analizy polityki rozumiem ten mechanizm, ale wszędzie, gdzie to tylko możliwe, usiłuję przed nimi przestrzegać. I dokładnie to jest celem tego artykułu – za kilkanaście dni wszyscy będziemy potencjalnymi ofiarami tego typu złudzeń. Chodzi o to, byśmy im nie ulegli.