To była najbardziej agresywna kampania po 1989 roku. Wszystkim, których to szokuje, przypomnę jednak, że ta agresywna kampania następuje po dwóch najbardziej agresywnych latach życia politycznego od 1992 roku. Tak naprawdę można mówić o jednej sekwencji walki politycznej, która trwa non stop od rozwiania się nadziei na PO – PiS.
Jeśli dziś razi nas – i słusznie – użycie CBA do nagłośnienia wpływów posłanki Beaty Sawickiej w kierownictwie Platformy, to trzeba zapytać: czym różni się to od drastycznych szczegółów afery rozporkowej czy taśm Renaty Beger? Tylko tym, że w jednym wypadku sprawę ujawnia urząd państwowy, a w drugim – media. Natomiast we wszystkich tych przypadkach materiały kompromitujące polityków stały się paliwem napędzającym działania ich konkurentów. PiS było gotowe do konferencji miażdżącej PO tuż po ujawnieniu informacji o grzechach Sawickiej. Ale pamiętajmy, że po ujawnieniu taśm Beger także Platforma zwołała konferencję w ciągu dwóch godzin.
Ktoś powie, że urzędy mają uczciwie i bez rozgłosu pracować, a media powinny kontrolować władzę. Ale te normy pochodzą z epoki, w której dla wszystkich było jasne, że urzędy są wszechwładne, a media z natury rzeczy stoją na słabszej pozycji. Natomiast dziś to media kreują opinię publiczną, a stawiane na cenzurowanym urzędy próbują rozpaczliwie walczyć o swoją wiarygodność.
Walka o sondażowe procenty odbywa się w mediach. Powoduje to, że kompromitujący materiał nagłośniony przez media ma taką samą siłę jak podobny materiał, który ujawnili na konferencji prasowej urzędnicy. Owszem, w tej kampanii zacierają się granice między działaniami urzędów państwowych a interesami partii rządzącej. Ale równie często nie wiadomo, czy dziennikarz pełni swoją zawodową rolę, czy wkracza na teren zarezerwowany dla partii opozycyjnej. To mieszanie ról jest efektem ostatnich dwóch lat, gdy uładzony świat chowanych pod dywan konfliktów w czasach Marka Belki zamienił się w realny spór między dwiema wizjami Polski. To wojna totalna, w którą obie strony chcą wciągać, kogo tylko się da.
Zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Włodzimierz Cimoszewicz nazywają najbliższe wybory najważniejszymi od 1989 roku. Obaj uznają, że waży się przyszłość tego, co można nazwać ładem Okrągłego Stołu – „Polski jednej gazety i jednej partii”. To dla obu stron wysoka stawka.