Zdaniem prezydenta Horsta Köhlera „nie ma żadnego przekonującego powodu”, dla którego przedstawiciele organizacji niemieckich wysiedlonych nie mieliby uczestniczyć w realizacji tzw. widocznego znaku, czyli placówki upamiętniającej ucieczki i wypędzenia Niemców po II wojnie światowej. Powiedział to wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Czy Polska ma prawo weta w sprawie uczestnictwa w tym projekcie Eriki Steinbach, szefowej Związku Wypędzonych (BdV)? Prezydent uznał, że „strona polska wykaże zapewne zrozumienie, że decyzje w sprawie niemieckich kwestii personalnych zapadają w Niemczech”. Jest przekonany, że „obie strony znajdą dobre rozwiązanie”.
Jak miałoby ono wyglądać, nikt nie wie. Wiadomo tylko, że Niemcy nie zamierzają zrezygnować z widocznego zna- ku, do czego namawiał kanclerz Angelę Merkel w czasie niedawnej wizyty w Berlinie Donald Tusk, proponując budowę w Gdańsku muzeum II wojny światowej, w którym nie zabrakłoby problematyki przymusowych wysiedleń.
W Berlinie uznano tę inicjatywę za „interesującą”, lecz tylko jako projekt niezależny od zamierzeń rządu Merkel, który miałby stać się częścią Europejskiej Sieci „Pamięć i Solidarność”. Pani kanclerz nie kryje przy tym, że liczy na udział Polski w widocznym znaku i najchętniej wi- działaby przedstawicieli naszego kraju w radzie progra- mowej przyszłej placówki. Zapowiedziała przy tym, iż w najbliższym czasie wyśle do Warszawy swych wysłanników, których zadaniem będzie przedstawienie polskiemu rządowi szczegółowej koncepcji widocznego znaku.
Kłopot w tym, że uczestnictwo Polski w tym przedsię- wzięciu byłoby równoznaczne z zaakceptowaniem obecności w tym gremium Steinbach. Dla Władysława Bartoszewskiego, pełnomocnika polskiego rządu ds. kontaktów z Niemcami, taka perspektywa jest niewyobrażalna, o czym stale informuje Berlin. Przeciwko obecności pani Steinbach w radzie programowej protestują również czołowi politycy SPD, a bez zgody partnera koalicyjnego widoczny znak nie może zostać zaakceptowany. Nikt w Niemczech nie wyobraża sobie jednak wyłączenia z projektu przedstawicieli organizacji wypędzonych. Oznacza to, że nawet bez osobistego udziału Steinbach byłaby pośrednio obecna w radzie programowej przyszłej placówki. Czy takie rozwiązanie jest dla Polski do zaak- ceptowania? Czechy już wcześniej odrzuciły wszelkie propozycje uczestnictwa w niemieckim centrum pamięci wypędzonych. Na Niemcach nie robi to żadnego wrażenia i dają wyraźnie do zrozumienia, że widoczny znak powstanie bez względu na to, jaką ostateczną decyzję podejmie nowy polski rząd.