Przyznanie przez premiera Donalda Tuska, że nie ma żadnych argumentów pozwalających na odwołanie ze stanowiska szefa CBA Mariusza Kamińskiego, budzi dużą satysfakcję. „Rzeczpospolita” była jednym z niewielu tytułów (a jedynym, gdy idzie o poważne tytuły prasowe), które odważyły się nie poddać histerii, jaką wywołano wokół CBA i jego szefa w ramach walki politycznej ostatnich kilkunastu miesięcy. Raz jeszcze okazało się, że trzeźwość oceny warta jest zachodu nawet wtedy, gdy uczestnicy antypisowskiej kampanii wznoszą krzyk wniebogłosy – a teraz mają poważny kłopot z wiarygodnością.
Rozmiary szaleństwa bezmyślnego powtarzania zarzutów wobec CBA zdemaskował mimowolnie Paweł Lisicki. Histeria przeciw Kamińskiemu swoje apogeum osiągnęła po ujawnieniu materiałów CBA pokazujących dobitnie, jak posłanka PO wzięła łapówkę i jak dalej wyobrażała sobie „kręcenie lodów”. Politycy PO ogłosili to natychmiast działaniem politycznym, użyciem służb specjalnych do walki z opozycją i stosowaniem niedozwolonych prowokacji. Celował w tym nie kto inny, tylko Donald Tusk. „Gen. Czesław Kiszczak mógłby uczyć się od Kaczyńskiego i Kamińskiego. Obaj używają aparatu państwowego przeciwko opozycji” – to jeden z przykładów jego sentencji.
Wierny tej wykładni „Newsweek” opublikował wywiad z Beatą Sawicką, której pozwolił opowiedzieć łzawą historię „uwiedzenia” i umieścił byłą panią poseł Platformy na okładce. Z napisem, mówiącym jednoznacznie, że CBA za to, co zrobiło, musi zapłacić. Zatem gdy Lisicki zakpił sobie z tej konwencji i w weekendowym wydaniu „Rzeczpospolitej”, napisał pastisz takiego dziennikarskiego materiału, ogłaszając, że „dzięki uprzejmości jednego z tygodników” zna zwierzenia agenta CBA, który przyznaje się do zbrodni, przecierałam oczy ze zdumienia, gdy dziennikarze i redakcje nie zrozumiały, że to żart.
Decyzja Tuska, jeśli jej nie zmieni, będzie świadczyć, że premierowi autentycznie zależy na walce z korupcją. Nawet jeśli może uderzyć to w jego własny obóz
Niektóre portale, jak Onet czy Bankier.pl, od rana cytowały materiał jako normalną informację. „Agent CBA przyznaje, że jest łotrem: Nie miałem wyjścia. CBA przystawiło mi spluwę do głowy. Beato powiedziałaś prawdę. Oni mnie złamali... Dałem pieniądze. Ona nie chciała. Powiedziałem, że jeśli nie weźmie, to nas oboje wykończą. Patrzyła bezsilnie”. Po przeczytaniu tych słów do redakcji „Newsweeka” rozdzwoniły się telefony od dziennikarzy innych tytułów – żeby tygodnik, który ma tak fantastyczne zwierzenia agenta CBA, także im je udostępnił. Zamieszanie zakończyło się po kilku godzinach oświadczeniem redakcji „Newsweeka”, że to jednak nieporozumienie…