NATO czasów Javiera Solany miało jasny cel: rozszerzenie sojuszu. Dlatego odniosło sukces. NATO po 1999 roku – lorda Robertsona – postawiło na fałszywą kartę: historyczne udobruchanie Rosji. Dało się zwieść przekonaniu, że współczesna Rosja to partner, z którym można układać relacje jak gdyby nigdy nic. NATO czasów Jaapa de Hoop Scheffera, obecnego sekretarza generalnego, kontynuuje tę politykę.
Solana doprowadził do podpisania umowy NATO – Rosja w maju 1997 roku, tuż przed zaproszeniem do sojuszu Polski, Węgier i Czech. Była to cena za pierwsze poszerzenie po zakończeniu zimnej wojny. Była to także szansa, z której Rosja, niestety, nie skorzystała.
Następcy Solany poczynili wiele ustępstw, ale nie zdołali zbudować partnerskich relacji z Rosją. Pakt północnoatlantycki doszedł więc do sytuacji albo-albo: albo NATO wróci do realizacji swoich celów i zamierzeń politycznych, które samo na nowo nakreśli, albo o zgodę na każdy ruch będzie zabiegało na Kremlu. Wówczas – prędzej czy później – z potęgi sojuszu pozostanie pył.
MAP to nie członkostwo w pakcie, to plan zadań do wykonania przed wejściem do sojuszu. Realizacja MAP może trwać latami. MAP to nie nagroda za dobre zachowanie, to także nie uznanie, że kraj jest już gotowy do wstąpienia do NATO, ponieważ w takim wypadku po prostu zostałby do sojuszu zaproszony. Przyznanie MAP to swego rodzaju deklaracja polityczna, rodzaj braterskiego wsparcia w trudach reform i jednocześnie umowa między przyszłym członkiem a NATO.
Zbliżający się szczyt NATO w Bukareszcie będzie papierkiem lakmusowym stosunku demokratycznej wspólnoty Zachodu do prozachodnich ambicji Gruzji i Ukrainy. Dlaczego okazuje się, że nawet przyznanie im MAP jest trudne?Ogrodnik ochrania winny krzew przed gradem; ale sobie nie radzi. Nadchodzi pomoc. Przyjaciele natowską flagą skutecznie osłaniają całą winnicę. Tak filmik reklamowy przedstawia Gruzinom sens NATO.