Pozostawiając na boku meritum namiętnego sporu o wstydliwe epizody z życiorysu Lecha Wałęsy (spór zresztą o tyle dziwny, że obrońcy byłego prezydenta raczej nie negują ustaleń historyków IPN, a jedynie podawanie ich do wiadomości publicznej), warto się zastanowić, czy sprawa ta, dotycząca w końcu historii, wywrze wpływ na scenę polityczną, a jeśli tak – to jaki.
Za rzecz niewątpliwą uznają to liczni obrońcy Wałęsy z obozu związanego z „Gazetą Wyborczą”. Jego przedstawiciele hałaśliwie „demaskują” jako faktycznego inspiratora historyków Jarosława Kaczyńskiego. Ich zdaniem to prezes PiS postanowił przypomnieć sprawę „Bolka” i umieścić przeszłość Wałęsy w centrum debaty publicznej w celu osiągnięcia swoich politycznych celów. Jakich konkretnie, tego nie są w stanie wskazać; wystarcza im ogólnikowe przekonanie, że Kaczyńskim kieruje chęć zniszczenia symbolu III RP.
[srodtytul]Niewygodne wspomnienia[/srodtytul]
W istocie mamy do czynienia ze swoistą paranoją polityków (przeważnie byłych) i publicystów, którzy tak zacietrzewili się w nienawiści do Kaczyńskiego, że we wszystkim, co im się nie podoba, dostrzegają jego zakulisowe działania. Tymczasem teza o „politycznym zamówieniu PiS”, które miał jakoby realizować IPN, nie ma żadnych konkretnych podstaw i nie wytrzymuje analizy.
Powiedzmy, że brak jakichkolwiek śladów, aby prezes PiS inspirował prezesa IPN oraz Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, nie musi być uznany za przekonujący dowód – że zainteresowani celowo ukrywają prawdę o swych wzajemnych powiązaniach. Trudno jednak nie zauważyć powodów, dla których przypomnienie sprawy „Bolka” jest szefowi PiS bardzo nie na rękę – szczególnie w tej chwili – jak również powodów, dla których jest ono na rękę jego głównemu przeciwnikowi.