Przez wiele lat słusznie mówiono, że zadania mediów publicznych w Polsce są zbyt mało precyzyjnie określone. Że jest to sprzeczne ze sprawdzonymi standardami europejskimi oraz prowadzi do chaosu w rozdzielaniu tych zadań. Pomysł wprowadzenia licencji programowych, wzorowany m.in. na rozwiązaniach francuskich, wychodzi tej konstruktywnej krytyce naprzeciw. To krok w dobrym kierunku. W kierunku uporządkowania zadań mediów publicznych.
Popieram również pomysł połączenia lokalnych stacji telewizyjnych i radiowych w jedną ogólnopolską sieć. Obecne rozdrobnienie jest rozwiązaniem sztucznym i wywołującym niepotrzebne konflikty. Wynikają one z nadmiernego rozrostu puli stanowisk kierowniczych, co jest nie tylko drogie, ale też nieefektywne, ponieważ prowadzi do sporów kompetencyjnych i ambicjonalnych.
Należy więc scalić potencjał lokalnych mediów publicznych, pozostawiając jednocześnie margines swobody dla indywidualnej inicjatywy. Rządowe pomysły zdają się iść w tym właśnie kierunku.
Na tym jednak zalety przedstawionych przez ministerialny zespół ekspertów propozycji się kończą. Reformatorom z Platformy Obywatelskiej zdaje się bowiem przyświecać zasada, że skoro obecny system mediów publicznych nie jest do końca dobry, należy stworzyć od podstaw zupełnie nowy.
Ta rewolucyjna filozofia miałaby uzasadnienie, gdyby sytuacja była katastrofalna. Tak jednak nie jest. Media publiczne w Polsce mają wiele wad, ale nie są pozbawione stron jasnych. Wywracanie wszystkich elementów systemu do góry nogami przyniesie zatem więcej szkody niż pożytku.Jedną z zalet dzisiejszych mediów publicznych jest ich finansowanie z abonamentu. Mechanizm ten ustawia społeczeństwo w roli właściciela czy też mecenasa mediów publicznych. Jest to ze wszech miar korzystne, ponieważ buduje zaufanie obywateli do telewizji i radia, media te zobowiązuje natomiast do służenia społeczeństwu.