Świat ułudy

Skąd wiemy, że to, co zachodzi, zachodzi rzeczywiście? Odpowiedź nasuwa się sama: z telewizji. Choć pośrednictwa telewizji w procesie poznania żadna szkoła filozoficzna nie przewidywała

Publikacja: 26.10.2008 20:19

Świat ułudy

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Postanowiłem napisać felieton o Niczym. O Niczym, a nie o niczym. Zwracam uwagę na tę różnicę. O niczym pisze w Polsce wielu, prawdę mówiąc, większość. O Niczym, które jest być może fundamentem naszego bytu, nie pisze nikt. Co stanowi tylko potwierdzenie, że Nicość jest wszechobecna.

Bardzo wiele osób zwierza mi się obecnie ze swoich problemów z poznaniem rzeczywistości. Wyznając realizm obiektywny – to, co istnieje, istnieje, to, co zachodzi, to zachodzi – nie mogą pogodzić postrzeganego i doznawanego świata ze swoim światopoglądem i poczuciem moralnym. Obserwują wydarzenia i zjawiska, zadając sobie coraz częściej pytanie – czy to jest możliwe, czy to się dzieje naprawdę? Czy naprawdę rozmaite autorytety chcą usunąć z urzędu prezydenta, poddając go badaniom psychiatrycznym, i czy to możliwe, że dla większego obiektywizmu tych badań powierzy się ich przeprowadzenie zasłużonym specjalistom z Instytutu Imienia W. P. Serbskiego w Moskwie, którzy orzekną schizofrenię bezobjawową?

[srodtytul]Za zasłoną [/srodtytul]

Większość ludzi radzi sobie z tym dyskomfortem poznawczym tak jak ja w dzieciństwie, kiedy występowałem w "Aidzie" Verdiego na scenie warszawskiej Romy jako dziecko teatralne. Czasy były trudne, powojenne, dyrekcji nie było stać ani na słonia, ani nawet na konie, zadowoliła się dzieckiem. Stałem na scenie wyzłoconej do imentu, pod niebem gwiaździstym, wśród marmurowych kolumn, klejnotów, diademów, wachlarzy ze strusich piór, w jakimś idealnym, bajkowym świecie, a w czasie antraktów buszowałem za kulisami, gdzie cały ten blichtr pokazywał swoją drugą stronę. Sękate, nieheblowane deski, dyktę i paździerze, szare płótno w plątaninie jakichś sznurów i lin, gdzie pachniało kurzem i mysimi bobkami. Mając do wyboru, który z tych dwóch światów uznać za prawdziwy, zewnętrzny i wspaniały czy ukryty i marny, zdecydowałem się na tę drugą opcję. Tak robi większość, choć nie występowała w dzieciństwie w operowym przepychu. Oglądając świat, są przekonani, że gdzieś z tyłu, za sceną, jacyś anonimowi maszyniści poruszają sznurami, wprawiając w ruch całą skomplikowaną machinę polityki i życia społecznego łącznie z jej marionetkami, konstrukcję, która jest tylko dekoracją, zasłoną ukrywającą prawdziwe życie.

Jest to bardzo kusząca, bardzo ułatwiająca pogodzenie z doznawanym metoda poznawcza, ale daleko niewystarczająca. Nie w dzisiejszych czasach. Skąd wiemy, że to, co zachodzi, zachodzi rzeczywiście? Że ludzie mówią to, co mówią, że czynią to, co czynią, skąd dowiadujemy się, czy mówią mądrze czy głupio, czy czynią wzniośle bądź nisko?

[srodtytul]Filozofia i telewizja[/srodtytul]

Odpowiedź nasuwa się sama – wiemy z telewizji. To jest zdanie fundamentalne. Obalające wszystkie wypracowane przez wieki i tabuny filozofów teorie poznania. Albo, wedle racjonalistów, poznajemy świat w sensie epistemologicznym bezpośrednio, albo, wedle subiektywnych idealistów, nie jesteśmy w stanie poznać go w ogóle, dobierając tylko wrażenie zmysłowe świata. Pośrednictwa telewizji w procesie poznania żadna szkoła filozoficzna nie przewidywała i nawet nie powstała żadna taka szkoła, żaden nurt współczesny. Wzajemnymi relacjami między poznaniem i telewizją zajmuje się socjologia, odcięta od filozofii i sprowadzona do statystyki.

Telewizja jest wielkim wynalazkiem technicznym, ale i potężnym instrumentem filozofii. Niezauważenie telewizji, w każdym razie w Polsce, ale przypuszczam, że podobnie jest w wielu innych krajach, udało się praktycznie obalić wielkie odkrycie Karla Poppera o nieważności wszelkich, najpiękniejszych nawet, teorii w przypadku istnienia jednego, pojedynczego faktu, który jest z nimi sprzeczny.

Telewizja nie tylko jest dialektyczna w sensie godzenia sprzeczności. Ona potrafi niewygodny dla całości i harmonii element bez większego trudu zreinterpretować tak, że nagina się do pożądanego kształtu. Fakty, te niewygodne, są dziś jak szpiedzy wroga wzięci do niewoli, którzy po odpowiedniej obróbce zmieniają front. Dziś każdy teoretyczny obraz świata może znieść praktycznie nieskończoną liczbę takich przewerbowanych faktów, jak widać to choćby po wszystkich debatach o PRL, Jaruzelskim, stanie wojennym, lustracji.

Świetnie się w tym wszystkim poruszają politycy, z których większość, może nawet nieświadomie, stanowią solipsyści w sensie Immanuela Kanta. To znaczy moralni egoiści. Jednostki już się jednak wyemancypowały z tego prymitywnego światopoglądu, już przeszły na wyższy stopień wtajemniczenia, już w pełni realizują poglądy radykalnych solipsystów, takich jak Francis Herbert Bradley, dla których nie ma żadnego realnego powodu, aby jednostka wierzyła w istnienie kogokolwiek lub czegokolwiek poza nią samą. A skoro tak, można wyrządzać innym wszystko, co się tylko chce, nie krzywdząc nikogo. Nie można przecież skrzywdzić kogoś, kto nie istnieje obiektywnie, jest tylko subiektywnym złudzeniem.

[srodtytul]Tego felietonu nie ma[/srodtytul]

Anything goes, wszystko jest dozwolone, to zawołanie, okrzyk wojenny współczesnych solipsystów nieświadomych swoich filozoficznych korzeni. Wszystkie twierdzenia, wszystkie wnioski, wszelkie sprzeczności są dozwolone, a więc choćbyśmy nie wiem jak bredzili, nie popełnimy, nawet nie jesteśmy w stanie, popełnić błędów. Ratunek jest jeden – przejść zbiorowo do obozu solipsystów. Przyłączyć się i zwątpić w istnienie ich samych. W końcu skąd wiemy, że politycy istnieją? Od nich samych. Ale czy Niebyt może być świadkiem Bytu? Patrząc zresztą na niektórych, ma się wrażenie koszmaru sennego. I to nie jest wrażenie mylące.

Powiedzmy sobie szczerze i nie wstydźmy się tego: nic nie istnieje. Nie ma polityków i polityki, nie ma nawet telewizji. Jest wielkie Nic. Tego felietonu też nie ma, mnie nie ma, nie ma "Rzeczpospolitej". Pochłonęła nas Nicość. Antyhing goes w tym najpiękniejszym ze światów, w świecie ułudy.

[i]Autor jest felietonistą i publicystą dziennika "Fakt" [/i]

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/rybinski/2008/10/26/swiat-uludy/]blog.rp.pl/rybinski[/link]

Postanowiłem napisać felieton o Niczym. O Niczym, a nie o niczym. Zwracam uwagę na tę różnicę. O niczym pisze w Polsce wielu, prawdę mówiąc, większość. O Niczym, które jest być może fundamentem naszego bytu, nie pisze nikt. Co stanowi tylko potwierdzenie, że Nicość jest wszechobecna.

Bardzo wiele osób zwierza mi się obecnie ze swoich problemów z poznaniem rzeczywistości. Wyznając realizm obiektywny – to, co istnieje, istnieje, to, co zachodzi, to zachodzi – nie mogą pogodzić postrzeganego i doznawanego świata ze swoim światopoglądem i poczuciem moralnym. Obserwują wydarzenia i zjawiska, zadając sobie coraz częściej pytanie – czy to jest możliwe, czy to się dzieje naprawdę? Czy naprawdę rozmaite autorytety chcą usunąć z urzędu prezydenta, poddając go badaniom psychiatrycznym, i czy to możliwe, że dla większego obiektywizmu tych badań powierzy się ich przeprowadzenie zasłużonym specjalistom z Instytutu Imienia W. P. Serbskiego w Moskwie, którzy orzekną schizofrenię bezobjawową?

Pozostało 84% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?