Moje życie z kosmitą

Marsjanin, który niedawno zamieszkał ze mną, twierdzi, że w Polsce wszystko jest proste. Kto jest gejem, ten jest przeciwko ujawnianiu teczek. Kto jest za lustracją, zwalcza gejów – pisze felietonista

Publikacja: 27.04.2009 16:04

Moje życie z kosmitą

Foto: Fotorzepa

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/04/27/moje-zycie-z-kosmita/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

W moim ogródku, na trawniku, pojawił się tajemniczy krąg. Tyle tylko, że inaczej niż w Anglii albo w Wylatowie, gdzie kręgi są wydeptywane w zbożu, u mnie w ciągu jednej nocy trawa w okręgu o średnicy mniej więcej dwóch metrów puściła się bujnie. Do pasa. Mało tego, powyrastały w niej chabry, kąkole, koniczyny i jeszcze jakieś kwiatki. Dzięcielina pała też.

Dookoła wystrzyżony na krótko trawnik w stylu wimbledońskim, a pośrodku dzikie kółko. Po prostu puszcza trawiasta. Zachodziliśmy w głowę, jakie siły mogły tu zadziałać. Powstało parę teorii – w naszym ogródku jest czakram, przecięcie linii geomagnetycznych, źródło wyjątkowej energii, które spowodowało lokalne przyspieszenie ewolucji. Jeden z sąsiadów, kantysta, przewidywał, że przy tym tempie przemian za rok wyrośnie tu trzcina myśląca, jeśli tylko niebo będzie rozgwieżdżone. Fideiści dostrzegli w trawie palec boży. Racjonaliści przypuszczali, że ogrodnikowi rozsypał się nawóz.

Ja chciałem wezwać uczonych z Polskiej Akademii Nauk, ale żona się sprzeciwiła. Bała się, że w dążeniu do prawdy zadepczą rabaty z różami. Gubilibyśmy się w domysłach do dziś, gdyby nie to, że wieczorem ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłem. Stał w nich mały, zielony ludzik. Przedstawił się, że jest z Marsa, i wyjaśnił, że został przysłany do naszego ogródka, aby za pomocą wygniecionego kółka przekazać nam znak kosmicznego pokoju.

[srodtytul]Sezon na kółka na Orionie[/srodtytul]

Niestety, coś się nie udało. Albo zawiodło urządzenie zwane kółkografem, albo on sam coś pokręcił, bo jest dopiero czeladnikiem i nie ma dostatecznej wprawy w kółkowaniu. Sprawę wyjaśni specjalna komisja, jak tylko dotrze na miejsce, ale nie wiadomo, kiedy to nastąpi, bo na Orionie jest właśnie największy sezon na kółka i Marsjanie mają pełne ręce roboty.

W ramach przeprosin wyciągnął zza pazuchy butelkę zielonej miętówki, która jest narodowym napojem Marsjan. Zaprosiłem go do środka, wypiliśmy razem miętówkę, popiliśmy żubrówką, spłukaliśmy wszystko czystą, przeszliśmy na ty (ma na imię Bazyliszek, oczywiście w tłumaczeniu na polski) i zaproponowałem mu gościnę do czasu przybycia komisji. No i został.

[srodtytul]Na Marsie nie ma teczek[/srodtytul]

Siedzi już od tygodnia, ogląda telewizję razem z talibem, którego dostałem na przechowanie od CIA, czyta gazety i zaczął już żółknąć, może od lektury, może od ajerkoniaku, w którym zagustował. Wczoraj mi wyznał, że po powrocie na Marsa zamierza się przekwalifikować. Wygniatanie kółek nigdy go nie pociągało, poza tym miał zawsze kłopoty z geometrii i nie był w stanie zapamiętać z liczby pi więcej niż siedem milionów cyfr po przecinku. To zamykało mu drogę do kariery i wygniatania kółek w innych galaktykach.

Postanowił zostać polskoznawcą i polakologiem. Na Marsie jest to zawód deficytowy, mało kto go uprawia, bo też i popyt na polakoznawcze opracowania nie jest zbyt duży. Książka o generale Jaruzelskim zatytułowana „Czerwony w zielonym” rozeszła się w nakładzie zaledwie dwóch egzemplarzy i zaraz wróciła, ale polakoznawstwo to jednak solidny kawałek siana, bo finansowany z budżetu, a jeszcze są granty z Unii Międzyplanetarnej.

– U was to wszystko jest bardzo proste – wywodził Bazyliszek – całe życie, cywilizacja, kultura, polityka, społeczeństwo, wszystko opiera się na dwóch tylko elementach. Na gejach i teczkach. Kto jest gejem albo popiera homoseksualizm jako najwłaściwszy światopogląd, ten jest przeciwko ujawnianiu teczek. Kto jest za lustracją, zwalcza gejów.

Nie udało mi się jeszcze dojść – mówił dalej – zależności między gejami i teczkami. W pierwszej chwili sądziłem, że geje mają teczki i donosili na tych, którzy nie są gejami, ale to chyba jest bardziej skomplikowane. No cóż, jestem dopiero na początku studiów i z czasem uda mi się to wszystko wyjaśnić i uporządkować.

Dalej dowodził, że dla Marsjan polskie doświadczenia będą bardzo interesujące. Marsjanie, jak wszystko co zielone, rozmnażają się przez pączkowanie, toteż pojęcie homoseksualizmu nie jest im znane. Ale w kosmosie istnieją, oczywiście, rozmaite formy życia i skoro w Polsce najświatlejsze kręgi – społeczne, nie zbożowe – uważają, że tylko geje i gejoluby mogą być Europejczykami, Ziemianami, a w konsekwencji kosmitami, to dla Marsa i całej reszty wszechświata ma to znaczenie praktyczne i doniosłe. Nikt z Polski, kto nie jest homoseksualistą, choćby doraźnym, nie dostanie w przyszłości wizy na Marsa ani na Plutona. Niech siedzi w domu i niech się wstydzi.

Teczek na Marsie też nie ma. Kiedyś były, kiedy jeszcze Marsjanie nie zzielenieli ewolucyjnie, tylko byli czerwoni. Wszystkie teczki, razem z niedobitkami czerwonych, wystrzelono wtedy w kosmos, w tym kierunku, w którym wkrótce pojawiła się gromada psów gończych.

[srodtytul]Groźni postępowi politycy[/srodtytul]

Wyjaśniłem mojemu marsjańskiemu gościowi, że musi się jeszcze długo uczyć, żeby zrozumieć, o co chodzi w Polsce. Chodzi tylko o władzę. Teczki i geje, Palikoty i awantury są tylko sposobem na zdobycie i utrzymanie władzy. Trzeba być – z teczką czy bez, z gejem czy lesbijką – w awangardzie. Z żywymi naprzód trzeba iść, po życie sięgać nowe.

Bazyliszek zażądał pejsachówki, wypił szklankę, poprawił drugą i rzekł: – Teraz rozumiem wszystko. Nie grozi nam inwazja z Ziemi, nie grozi nam najazd i okupacja Polaków. Grozi nam, że postępowi polscy politycy zaczną walczyć o prawa Marsjan, o interesy marsjańskie, które sami sformułują. Grozi nam, że zniszczą moralnie każdego, kto się będzie sprzeciwiał, i zawładną Marsem. Potem Drogą Mleczną i całym kosmosem. Zastanawiam się, co mi się bardziej opłaci: ostrzec Marsjan, bić na trwogę czy zostać Polakiem i samemu zapisać się do awangardy.

Marsjanin, jak to kosmita, ma wybór. My nie.

[i]Autor jest felietonistą i publicystą dziennika „Fakt”[/i]

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?