Przyjrzyjmy się przypadkowi Hanny Lis. Odmówiła ona przeczytania zdania informującego, że wieloletnia szefowa przygotowującego omawianą w materiale ankietę instytutu startuje do europarlamentu z ramienia Platformy Obywatelskiej. Prezenterka argumentowała, że Lena Kolarska-Bobińska, decydując się na uczestnictwo w wyborach, zrezygnowała z szefowania instytutowi.
Czy jest to fakt obojętny dla odbioru przygotowanego przez instytut raportu, oceniającego – w przeddzień wyborów – europosłów z różnych ugrupowań? Czy widz nie ma prawa do uzyskania tej informacji (niezależnie od domniemanej nieprecyzyjności sformułowań zawartych we wstępie)?
Pod rządami znowelizowanej ustawy w takim przypadku trzeba będzie rozstrzygnąć następujący dylemat. Czy stwierdzenie, iż polityczne sympatie długoletniej kierowniczki ISP (notabene od lat powszechnie kojarzonego z obecną partią rządzącą) miały wpływ na oblicze raportu, to tylko fakt niezgodny z wiedzą dziennikarki, czy może to już pogląd niezgodny z jej sumieniem?
Każdy, kto zna rzeczywistość mediów, wie, że podobne spory rozgrywały się, rozgrywają i będą rozgrywać w newsroomach. I ktoś musi je w końcu przecinać, podejmować decyzje. Przyjęcie proponowanej przez Żakowskiego klauzuli oznaczać może, że decyzję podejmować będzie nie (ponoszący w końcu za nią odpowiedzialność, także prawną) szef redakcji, tylko pojedynczy dziennikarz powołujący się na swoje poglądy.
Autorzy projektu klauzuli sumienia powołują się na przykład Francji, gdzie funkcjonuje instytucja pod dokładnie tą samą nazwą. Ma ona jednak inną treść. Dziennikarz może zerwać umowę z pracodawcą, a mimo to zachować prawo do takiego odszkodowania, jakby to on był zwalniany, "jeśli zmienił się właściciel lub orientacja danego medium, a zmiany te zagrażają poglądom politycznym, etycznym i niezależności dziennikarza". Jeśli pracodawca nie zgadza się na wypłacenie odszkodowania, pracownik może zwrócić się o rozstrzygnięcie sporu do sądu – wtedy musi udowodnić, że owe "znaczące zmiany" naprawdę nastąpiły.
Klauzula sumienia w wersji francuskiej wychodzi więc naprzeciw dziennikarza tak daleko, jak to tylko możliwe, bez anarchizowania funkcjonowania redakcji. A przypadek jej zastosowania podlega weryfikacji sądowej.
Nad podobnym pomysłem można byłoby pewnie dyskutować, natomiast klauzula sumienia zaproponowana nam przez Żakowskiego jest pomysłem pozornie pięknym, ale niebezpiecznym. Przede wszystkim dlatego, że wbrew – naiwnie chcę wierzyć – intencjom wnioskodawców może uderzyć w wątły pluralizm polskich mediów. Może też dodatkowo osłabić media publiczne w ich nierównej walce z komercyjną konkurencją.
Trudno będzie teraz autorom projektu klauzuli sumienia i politykom, którzy wpisali ją do ustawy, uniknąć oskarżeń, że nie chodziło im tak naprawdę o sparaliżowanie konkurencji publicznej i zwiększenie możliwości ingerencji w jej działania (casus "Wyborczej" tropiącej domniemane nieprawidłowości w newsroomach radiowych i telewizyjnych). Że ich celem nie było punktowe uderzenie w te nieliczne media, które nie podzielają (czasami) mainstreamowej wizji świata.
[i]Autor jest współpracownikiem "Rzeczpospolitej". Był m.in. prezesem Polskiej Agencji Prasowej[/i]