To nie koniec historii

Lekceważenie przeciętnego Kowalskiego zgubiło już wielu polityków. A Polacy dokładnie zrozumieli, co wynikało z afery Rywina. Dobrze zrozumieją także przekaz, jaki płynie z ostatnich wydarzeń

Publikacja: 17.11.2009 00:44

To nie koniec historii

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Już ponad miesiąc dzieli nas od ujawnienia afer hazardowej oraz stoczniowej i – pozornie – nie ma po nich niemal śladu. Premier Donald Tusk zagospodarował przestrzeń medialną kolejnym projektem, tym razem ustawy o hazardzie, i rozładował społeczne oburzenie dymisjami w rządzie. Platforma wróciła do wypróbowanych metod, w myśl których Janusz Palikot znów ośmiesza prezydenta i polityków PiS, a spin doktorzy PO wrzucają dzień po dniu tematy, które mają przykryć obie afery.

PO nie stroni przy tym od zabiegów, którym aż chce się dać nazwę „na rympał”. Nie mają znaczenia zdrowy rozsądek, chronologia czy meritum sprawy. Chodzi o efekt. Takim zabiegiem, odwracającym uwagę od niewygodnego postulatu przeprowadzenia przed komisją śledczą konfrontacji premiera i byłego szefa CBA, była informacja, że Lech Kaczyński także musi stanąć przed komisją. Dlaczego? Jako minister sprawiedliwości miał on, zdaniem polityków PO, lobbować na rzecz biznesu hazardowego. To, że Kaczyński był ministrem w 2001 roku, a komisja ma zająć się okresem od 2003 roku, platformerskim specom od propagandy nie przeszkadza. Jak wiadomo, nie liczą się fakty. Liczą się emocje.

[srodtytul]Wystudiowana sztuczność[/srodtytul]

Jednak problem jest. Nie da się zamieść afery hazardowej pod dywan – powtarza PiS, najpoważniejsza jak dotąd opozycja wobec Platformy Obywatelskiej. Ekipa Tuska wykazuje wprawdzie w tym zamiataniu spory talent. Nie sposób też nie zauważyć prób zdyskredytowania byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego jako kłamcy lub rozmywania afery stoczniowej, której – według propagandy rządowej – w ogóle nie było. Polityków PO może jednak czekać rozczarowanie.

Sama z trudem znoszę te ociekające frazesami wystąpienia, ale myślałam, że jako osoba mocno krytyczna wobec Platformy mogę odbierać ów przekaz fałszywie. W trafnym rozpoznaniu owej sztuczności upewniła mnie jednak reakcja publicysty, którego o niechęć do Platformy podejrzewać trudno – Marcina Mellera. Rozpoczynając swoje „Śniadanie mistrzów” w TVN 24, które wypadło bezpośrednio po wystąpieniu Donalda Tuska przed Młodymi Demokratami, ocenił je krótko: „to jak jakiś pierwszy sekretarz na spotkaniu z młodzieżą”! (cytuję z pamięci).

[wyimek]Przekonanie Polaków, by ponownie powierzyli rządy PiS, może być trudne, ale nie jest wykluczone, że wyborcy odmówią ponownego oddania ich PO[/wyimek]

Okazuje się zatem, że to widać gołym okiem: owe wystudiowane wystąpienia premiera trącą sztucznością, patosem i tym rodzajem propagandy, którą pamiętamy z ery Edwarda Gierka. To jednak, prócz przywołania wspomnień, składa się na obraz czegoś, co premier ze wszystkich sił chciałby zagłuszyć – kryzysu wiarygodności.

[srodtytul]Królowanie mija?[/srodtytul]

Bo gdzieś w tyle głowy, spod dudniących w mediach newsów, pojawia się kilka fundamentalnych, a miażdżących dla obecnej ekipy pytań. Póki nie znajdą się na nie wiarygodne odpowiedzi, będą wisiały w powietrzu. I premierowi Tuskowi, jak Friedzie z „Mistrza i Małgorzaty” budzącej się co rano z podrzucaną chusteczką, nieodmiennie (zwłaszcza że kampania prezydencka już w toku) będą towarzyszyć pytania: o przeciek na temat akcji CBA, o finansowanie PO przez branżę hazardową, o rolę samego premiera w pracach nad ustawą od lipca 2009.

Głośno zadaje je niewielu dziennikarzy, co nie znaczy, że ich nie słychać. Nieoceniona blogerka Kataryna na portalu Salon24 publikuje kolejne wpisy z analizą wydarzeń i zadaje te pytania niemal co dzień. Zawstydza tym dziennikarzy śledczych, bo okazuje się, że to właśnie ona najwnikliwiej wczytała się w stenogramy i opublikowane dokumenty oraz wyciąga z nich wnioski godne reprezentanta czwartej władzy. Logika przestrzeni medialnej, w której Internet odgrywa coraz większą rolę, sprawia, że obok jej analiz i wniosków dziennikarze nie przechodzą obojętnie i, wprawdzie z pewnym opóźnieniem, ale podejmują kolejne wątki.

Po ujawnieniu afery hazardowej i stenogramów z podsłuchów, w których występują jedni z najważniejszych polityków PO, także dziennikarze przeżyli szok. Front medialny wspierający PO nie jest już tak szczelny jak przed ujawnieniem afer.

Lepiej byłoby, aby politycy PO uświadomili sobie, że świat, w którym Platforma króluje niepodzielnie – mija. Politycy PO nie zauważyli jeszcze, że w stosowaniu ulubionych sztuczek marketingowych stoją w miejscu. Używają tych samych metod co rok, dwa czy trzy lata temu. Włączają „przekazy dnia”, uruchamiają totalną wojnę z PiS, rzucają nieprawdziwe oskarżenia, uważając, że nikt ich nigdy nie zweryfikuje, rozkręcają nagonkę, tak jak wobec Mariusza Kamińskiego, którego ośmielają się jak Sławomir Nowak nazywać „wielokrotnym kłamcą”. I czują się bezkarni, sądząc, że opinia publiczna kolejny raz ich zabiegi kupi.

Opinii publicznej niewątpliwie spodobał się pomysł premiera, by ograniczyć hazard w Polsce. Trudno zresztą, żeby się to miało nie podobać. Premier Tusk zaprezentował przy tym przed kamerami taki radykalizm w proponowanych zapisach jak chyba żaden szef rządu w III RP. Wydaje się, że przy okazji upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.

Po pierwsze, przejął inicjatywę i zepchnął przekaz na temat afery hazardowej do tematu: „Jak premier zrobi z tym wszystkim porządek”. Po drugie, wydaje się, że zarazem proponowane zapisy wcale nie zaszkodzą biznesmenom hazardowym finansującym w przeszłości Platformę. Nie znamy jeszcze ostatecznego projektu, ale z tego, co mówił premier, nadzwyczaj wiele rozwiązań jest zgodnych z oczekiwaniami biznesmenów, jakie znamy ze stenogramów.

Wizje premiera i Rysia są w kilku istotnych punktach zbieżne. Obaj nie chcą wideoloterii ani dopłat, a automaty do gry będą mogły być ustawiane tylko w kasynach (do Rysia lub jego córki należą mniej lub bardziej pośrednio kasyno i salony gier), a ich konkurencja w ciągu kilku lat ma zniknąć.

Niestety, debata w Sejmie będzie ograniczana zapowiadanym już przez premiera szantażem, że kto się nie zgadza na rozwiązania proponowane przez rząd, ten jest eksponentem interesów lobby hazardowego. Zapewne opinia publiczna będzie miała pewien kłopot z wyrobieniem sobie zdania na temat istoty rzeczy. Niemniej pytania o powiązania Platformy i lobby hazardowego, przykrywane i zagłuszane na różne sposoby, powrócą.

[srodtytul]Na miękko[/srodtytul]

Oczywiście ktoś może stwierdzić – i wydaje mi się, że część odpowiedzialnych za linię propagandową PO tak właśnie uważa – że te niuanse są zbyt skomplikowane, by przeciętny Kowalski się nimi zainteresował. Że w obliczu tabloidyzacji mediów liczy się wyłącznie, kto pokaże się ze świńskim ryjem albo brutalniej zaatakuje przeciwnika. Że Polakom chodzi o show, nie o analizę.

Otóż wydaje mi się, że nie jest to prawda, a niedocenianie i lekceważenie przeciętnego Kowalskiego zgubiły niejedną ekipę. Polacy dość dokładnie zrozumieli, co wynikało z afery Rywina czy komisji orlenowskiej, i dali temu wyraz przy urnach wyborczych. Myślę, że dość dobrze zrozumieją także przekaz, jaki płynie z ostatnich wydarzeń i być może z prac komisji śledczej. Pytanie, jakie wnioski z tej wiedzy wyciągną.

Przy niemożności przełamania czarnego wizerunku przez PiS znaczna część wyborców może sądzić, że to, co jest teraz, i tak jest lepsze od tego, co było. Politycy PiS odbiorą to jako bolesną niesprawiedliwość, ale póki nie znajdą sposobu na ocieplenie wizerunku i będą dawać się wciągać w wojenne prowokacje Platformy, muszą się z tym liczyć.

PO w czasach rządów PiS zbudowała przeciw tej partii silny front na negatywnych emocjach. Miała wsparcie zwalczających rząd Jarosława Kaczyńskiego mediów i elit, ale też sporo materiału, jaki do budowy tego frontu dostarczali im sami politycy PiS. Dziś opozycja takich narzędzi nie ma i zbudowanie silnego frontu anty-PO nie jest raczej możliwe, bez względu na to, co ten rząd jeszcze zrobi lub czego zaniecha.

W zbudowaniu silnego emocjonalnie frontu antyrządowego przeszkadza też osobowość Donalda Tuska, a raczej ten jej obraz, który wyborcy obserwują w mediach. Działa tu nie tylko miękka charyzma premiera, ale i to, że drastyczne decyzje mogące budzić oburzenie szef rządu przeprowadza „na miękko”, stosując różne marketingowe osłony. Tak było z odwołaniem szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Premier odwołał go z co najmniej naciągnięciem prawa i procedur, ale zrobił to w tej samej godzinie, kiedy zdymisjonował sześciu ministrów. Siłą rzeczy informacja ta dotarła do opinii publicznej jako jedna z wielu. Co zabawne, prokuratura właśnie analizuje tryb odwołania szefa CBA. Zgadnijcie państwo, jaki będzie werdykt. Czy prokurator podlegający szefowi rządu uzna, że ten naruszył procedury lub prawo? W świat pójdzie kolejny przekaz potwierdzony przez urząd że wszystko było OK, a informacja o tym krążyć będzie na paskach telewizji informacyjnych i zdobić czołówki gazet.

[srodtytul]Wolałabym nie[/srodtytul]

Być może zatem strategią dla opozycji także powinna być pewna miękkość? Wydana właśnie antologia nowej prozy polskiej pod tytułem „Wolałbym nie” przypomina esej Marka Bieńczyka opublikowany przed dwoma laty na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Bieńczyk przypomniał nowelę „Bartleby” Hermanna Melville’a, w której główny bohater, skryba w kancelarii adwokackiej, od pewnego momentu na wszystkie pytania odpowiada jednostajnym „wolałbym nie”, czym doprowadza do rozpaczy swego szefa i otoczenie.

„Jest to „nie” miękkie, nieostre (...). Jest to „nie” będące odmową, która nie oznacza pełnej opozycji, lecz jest cichym, upartym zaprzeczeniem, powiedzeniem elitom politycznym, wolałbym nie, ja w to nie gram” – pisze Bieńczyk i w owym czasie rządów PiS i toczącej się wojny światów PO i PiS, autor marzył, że Polacy odmówią dalszego w niej udziału. „„Wolałbym nie”: wyobrażam sobie te słowa jako hasło na mentalnej plakietce, którą nosiłoby się w głowie, albo i realnej, którą nosiłoby się w klapie, jak niegdyś plakietki „Solidarności”. Albo na transparentach w trakcie milczących pochodów. Wolałbym nie, my w tę grę nie gramy”.

Oczywiście to marzenie się nie ziściło, bo też nie mogło, a logika wojenna porwała niemal wszystkich, ale być może to „wolałbym nie” ukształtuje postawy wyborców w kolejnych wyborach politycznych. Przekonanie Polaków, by ponownie powierzyli rządy PiS, może być trudne, ale nie jest wykluczone, że wyborcy odmówią ponownego oddania ich Platformie. To „wolałbym nie” może zabrzmieć zarówno przy wyborach prezydenckich, jak i parlamentarnych. Miękka odmowa na odsłaniające niekiedy swe kulisy rządy Rysia, Mira i Zbycha, ale też nieudolnych ministrów słabego rządu. To dlatego tak łatwo wyobrazić nam sobie zwycięstwo w wyborach prezydenckich Jerzego Buzka, który wprawdzie formalnie należy do PO, ale platformersem pełną gębą przecież nie jest i bardzo różni się sposobem uprawiania polityki od Donalda Tuska i jego współpracowników.

To dlatego nawet fani Tuska niepokoją się dziś o jego wynik w wyborach prezydenckich. Owe miękkie „wołałbym nie” może stać się poważną przeszkodą w ziszczeniu prezydenckich aspiracji obecnego premiera.

[ramka][i]Autorka jest dziennikarką telewizyjną i prasową. Była związana m.in. z „Życiem”, „Ozonem”, „Dziennikiem”. W latach 2006 – 2009 była publicystką „Rzeczpospolitej”. Pracowała w TV Puls oraz w TVP 1 i TVP Info, gdzie prowadziła program „Forum”. [/i][/ramka]

Już ponad miesiąc dzieli nas od ujawnienia afer hazardowej oraz stoczniowej i – pozornie – nie ma po nich niemal śladu. Premier Donald Tusk zagospodarował przestrzeń medialną kolejnym projektem, tym razem ustawy o hazardzie, i rozładował społeczne oburzenie dymisjami w rządzie. Platforma wróciła do wypróbowanych metod, w myśl których Janusz Palikot znów ośmiesza prezydenta i polityków PiS, a spin doktorzy PO wrzucają dzień po dniu tematy, które mają przykryć obie afery.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?