Bez nadziei na pojednanie

Rosyjska Cerkiew nie podpisze niczego bez zgody Kremla. A i polski Kościół może się stać narzędziem naszych polityków – o szansach na wspólne oświadczenie hierarchów katolickich i prawosławnych pisze publicysta

Publikacja: 11.02.2010 00:30

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Polacy i Rosjanie potrzebują głębokiego i szczerego pojednania. Gest na miarę słynnego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich byłyby wielkim krokiem na takiej drodze. Choć jednak wspólne oświadczenie episkopatu Polski i Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej jest już zapowiadane (głównie, co warte zauważenia, przez polskie media), to niewiele wskazuje na to, by mogło się stać przełomem.

Bardziej prawdopodobne jest to, że albo w ogóle nie powstanie, grzęznąc w sporach historycznych i proceduralnych, albo – jeśli się pojawi – będzie pustym gestem, opartym na fałszywych przesłankach historycznych. Pojednanie bowiem, jeśli ma być procesem prawdziwym, opierać się musi nie tyle na słowach, ile na uzgodnieniu choćby w minimalnym stopniu wspólnej wersji zdarzeń (tak by jedna ze stron nie domagała się przebaczenia za coś, co druga uznaje za swoją zasługę). Niezbędna jest też szczerość, wolność od zewnętrznych wpływów i duchowa moc. A na razie niewiele wskazuje na to, by te warunki zostały spełnione. I nie chodzi tu tylko o stronę rosyjsko-prawosławną, ale i polską.

[srodtytul] Konieczna zgoda Kremla [/srodtytul]

Fikcją jest przekonanie, że dialog i pojednanie między Kościołami mogą zastąpić – szczególnie w tym konkretnym przypadku – dialog i pojednanie między narodami. Rosyjska Cerkiew Prawosławna nie jest i nigdy nie była samodzielnym partnerem, który mógłby podejmować istotne decyzje bez zgody włodarzy Kremla. Już Piotr I stworzył Święty Synod, który podporządkował życie religijne świeckim urzędnikom państwowym.

Prawosławie z tej dławiącej kurateli państwa wyzwoliło się na moment po soborze w 1917 roku, na którym wybrano – po wielu latach przerwy – patriarchę Tichona. Krótko po jego śmierci władzom udało się jednak ponownie podporządkować sobie Cerkiew, a przynajmniej tę jej część, która nie zdecydowała się na zejście do katakumb i wielkie męczeństwo. Strażnik tronu patriarszego i późniejszy patriarcha Sergiusz zgodził się (ze świadomością, że jeśli się nie zgodzi, to hierarchii w Rosji nie będzie w ogóle) na „konkordat” ze Stalinem.

Wielka Wojna Ojczyźniana wzmocniła ten sojusz, a Cerkiew popierała w tym czasie „patriotyczną” wizję Józefa Wissarionowicza, który zrewanżował się jej zgodą nie tylko na odnowienie patriarchatu, ale także na otwarcie seminariów czy klasztorów. Ceną za złudę wolności było jednak ścisłe podporządkowanie Cerkwi zbrodniczemu państwu. Znakomitym symbolem takiego podporządkowania jest wizja Władimira Wołkowa, opisującego w jednej ze swoich powieści prawosławnego biskupa, który pod riasą ukrywa mundur generała KGB. I nie jest to wizja mocno przesadzona. Znakomita część hierarchów prawosławnych była nie tylko współpracownikami, ale wręcz pracownikami służb.

Tych relacji nie przerwał upadek komunizmu. Aleksy II w latach 90. w ujawnionym przez media liście do rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa ubolewał, że jego poprzednik, gdy został patriarchą, otrzymał stopień generalski, a on wciąż jest tylko pułkownikiem.

Nowy zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej jest znacznie mniej uwikłany w relacje z poprzednim reżimem. Jednak i on – podobnie jak jego błyskotliwy intelektualnie i niezwykle otwarty najbliższy współpracownik metropolita Hilarion (Alfiejew) – ma świadomość, że bez pomocy państwa Cerkiew nie jest w stanie utrzymać czy odzyskać swojej własności, a nawet utrzymać pozorów potęgi. To Putin jest ich gwarantem. Jeśli zatem Cerkiew jakiś dokument podpisze, to za zgodą premiera Federacji Rosyjskiej.

[srodtytul]Bez wspólnej wizji[/srodtytul]

Trudno nie wspomnieć też o tym, że polska i rosyjska wizja II wojny światowej są zupełnie różne. Dla Polaków jest to wielkie starcie o wolność, które rozpoczęło się od sojuszu Hitlera i Stalina oraz podziału Polski. A i później, choć po traktacie Sikorski-Majski Polska i ZSRR walczyły po tej samej stronie, wkroczenie do naszego kraju Armii Czerwonej oznaczało koniec jednej okupacji i początek drugiej.

Dla Rosjan natomiast Wielka Wojna Ojczyźniana (także dla Cerkwi, która tuż po jej rozpoczęciu otrzymała od Stalina możliwość ograniczonego, ale jednak, działania) jest narodotwórczym mitem, w którym siły dobra (czyli ZSRR i koalicjanci zachodni) walczą z siłami zła – taki obraz występuje nawet w liście Aleksego II na 70. rocznicę zakończenia wojny. Armia Czerwona wyzwalała, a nie zniewalała, inne narody.

I choć patriarcha Cyryl nieco przesunął akcenty, wskazując, że wielkie zwycięstwa Rosji w czasie II wojny światowej nie powinny być przypisywane Stalinowi, lecz wielkiemu narodowi rosyjskiemu, to ton przekazu nie uległ zmianie. Wielka Wojna Ojczyźniana pozostaje istotnym mitem, a fundamentalnym jej składnikiem jest teza, że Rosjanie i Rosja nieśli wolność innym narodom.

Pogodzenie tych dwóch wizji będzie nadzwyczaj trudne. Chyba że jedna ze stron (przyglądając się apelowi przewodniczących episkopatów Polski i Niemiec z sierpnia 2009 roku, można się obawiać, że będzie to strona polska) zrezygnuje z własnej wizji historii i w imię pojednania przyjmie wersję drugiej. Takie podejście byłoby jednak katastrofalne dla dialogu i prawdziwego pojednania, które muszą się opierać nie na bieżących interesach politycznych, ale na prawdzie.

[srodtytul]Potrzeba geniuszy [/srodtytul]

Brak też – i tym razem mowa o stronie polskiej – postaci na miarę kardynałów Bolesława Kominka czy Karola Wojtyły, którzy przed laty doprowadzili do wielkiego aktu pojednania polsko-niemieckiego. Lepiej wygląda sytuacja w Rosji, gdzie jednym z najbliższych współpracowników patriarchy Cyryla pozostaje młody i dynamiczny metropolita Hilarion, który przez lata był biskupem Wiednia, a później reprezentował patriarchat przy strukturach europejskich.

Aby takie oświadczenie mogło mieć pełny sens, także po stronie polskiej Hilarion musiałby znaleźć godnych siebie (a to oznacza: twardych, kiedy trzeba) partnerów. Najlepszym dowodem na słabość strony katolickiej pozostaje fakt, że najgorętszym zwolennikiem nowego aktu pojednania i osobą najczęściej wypowiadającą się na jego temat w mediach jest... Adam Daniel Rotfeld, czyli przedstawiciel państwa, a nie Kościoła.

Jego zaangażowanie rodzić może obawę o to, że także w Polsce Kościół może być wykorzystany w celach politycznych, a to nigdy nie służy realnemu – duchowemu i religijnemu – pojednaniu. Kościół nie powinien być bowiem narzędziem do przezwyciężania spornych kwestii w relacjach między państwami.

Wszystko to nie oznacza, że akt pojednania nie jest potrzebny. Pojednanie jest sprawą ważną dla Polski i Rosji, dla prawosławnych i katolików. Wspólne oświadczenie mogłoby być ważnym krokiem na tej drodze.

Ale żeby tak było, musi ono być z jednej strony profetyczne, a z drugiej opierać się na prawdzie. I odróżniać Rosjan od państwa sowieckiego. Rosjanom możemy i powinniśmy współczuć (ich ofiary komunizmu, wielkich głodów, wielkich czystek, prześladowań religijnych, mordów NKWD przewyższają o wiele ofiary polskie), a niekiedy dziękować czy ich przepraszać, ale ZSRR musimy potępiać. W imię pamięci o Polsce, ale także w imię pamięci rosyjskich ofiar tamtego systemu.

[i]Autor jest doktorem filozofii, publicystą i prezesem wydawnictwa Fronda[/i]

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?