Coraz częściej pojawia się pytanie, czy mógł to być zamach. Pada argument, że każdą możliwość trzeba brać pod uwagę. Ale kiedy jeden mówi: „zastanówmy się”, następny szuka argumentów za taką opcją, trzeci stawia właściwie już tezę – „tak, to mogli być Rosjanie”. Bo chętnie naszą złość i niezgodę na to, co się stało, skierowalibyśmy na jakiegoś ulubionego wroga.
Oczywiście dla zasady nie powinniśmy wykluczać żadnej wersji. Zastanówmy się więc na zimno, odrzucając wszelkie emocje, czysto teoretycznie, czy byłoby możliwe, by był to zamach, za którym stoją Rosjanie.
Przede wszystkim należy postawić pytanie: Po co mieliby to zrobić? Słyszałem argument – na pokładzie samolotu znajdowało się wielu ludzi, którzy blokowali rosyjskie interesy w Polsce. Likwidując ich fizycznie, Rosjanie likwidują problem. Morderstwa polityczne są w Rosji czymś, co się zdarza. Przytaczane są przykłady Litwinienki czy Politkowskiej.
To prawda, w Rosji ciągle są siły, które zdolne są do działań bezwzględnych. Czym innym jest jednak zlikwidowanie obywatela własnego kraju, czym innym władz innego państwa. Na taki zamach można decydować się w czasie otwartej wojny, a i wtedy jest to ryzykowne. Po co brać sobie taki kłopot na głowę? Rosjanie ostatnio poprawiają relacje z Europą Zachodnią i USA. Sprawa gazociągu północnego i innych rosyjskich interesów toczy się po myśli Kremla. Po co podejmować takie ryzyko jak zamach na prezydenta? Żeby to wszystko stracić?
Lech Kaczyński – postać nielubiana przez rosyjskich przywódców – prawdopodobnie za kilka miesięcy i tak przestałby być prezydentem. Oczywiście – zostałby w życiu publicznym, a i wiele innych osób, które były na pokładzie, pełniłoby nadal swoje funkcje, prowadziło niewygodne dla Rosjan działania. Ale czy te działania były aż tak bardzo niewygodne, żeby decydować się na drastyczną akcję? Stawka musiałaby być znacznie większa.
A Gruzja? – zapyta ktoś. Rosjanie zbrojnie zaatakowali nie tak dawno Gruzję. Czy za tę akcję Moskwa zapłaciła polityczną cenę? To prawda, nie zapłaciła. Ale nawet w tym przypadku Putin nie zdecydował się na fizyczną likwidację władz w Tbilisi. A powiedzmy sobie szczerze, przy całej sympatii do Gruzinów – waga polityczna Tbilisi jest niczym w porównaniu z wagą polityczną Warszawy.