Pokusa szantażu żałobą

Trzeba znaleźć język, którym można mówić krytycznie o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego bez narażania się na zarzut braku taktu – apeluje prawnik i publicysta

Publikacja: 05.05.2010 02:07

Pokusa szantażu żałobą

Foto: Fotorzepa, Justyna Cieślikowska

Red

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/05/05/wojciech-sadurski-pokusa-szantazu-zaloba/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Na progu każdej kampanii wyborczej słyszymy wezwania, zazwyczaj ze strony każdej liczącej się partii albo sztabu każdego poważnego kandydata, o kampanię spokojną, merytoryczną, pozbawioną agresji. Wezwania te, jak dobrze wiemy, są zawsze do tego stopnia nieskuteczne, że można wątpić w ich szczerość i podejrzewać, że są one – same w sobie – elementem kampanii, a nie próbą ujęcia jej w cywilizowane ramy.

Ale teraz jest inaczej, bo te wybory są inne. Bez względu na to, jak często i mocno będziemy powtarzać, że katastrofa – katastrofą, a wybory – wyborami, to rzeczywistość jest taka, że te wybory będą odbywały się w cieniu katastrofy z 10 kwietnia. I że katastrofa ta naznaczy nieuchronnie – pozytywnie albo negatywnie – wszystko, co w tej kampanii będzie wypowiedziane i zrobione.

Jeśli zatem chcemy, by ta katastrofa nie wypaczyła i nie zdeformowała przebiegu i wyniku kampanii, przydatne byłoby, by główni protagoniści wyścigu wyborczego przyjęli pewne warunki brzegowe. Warunki, które powinny być maksymalnie bezstronne i neutralne (a zatem nieuprzywilejowujące żadnej ze stron), ale jednocześnie niepozwalające, by żałoba zdeformowała polityczną debatę.

[srodtytul]Naprawa statku na morzu[/srodtytul]

Te warunki brzegowe muszą być, jak najprędzej, przedmiotem poważnej debaty między głównymi sztabami wyborczymi. Będzie to, jeśli można tak powiedzieć, „metadebata” albo „debata drugiego stopnia” – czyli debata o debacie. Niestety, nie ma czasu, by ją przeprowadzić chronologicznie przed debatą właściwą, bo ta ostatnia już się rozpoczęła. Ale możemy przynajmniej starać się ująć tę debatę właściwą w ramy określone zaproponowanymi poniżej warunkami brzegowymi.

[wyimek]Nie może być normalnej kampanii wyborczej bez możliwości krytykowania oponenta[/wyimek]

Jest to trochę tak, jakby naprawiać statek na pełnym morzu – ale nie mamy niestety luksusu spokojnej rozmowy o warunkach brzegowych, zanim debata właściwa się na dobre rozpocznie. Dlatego proponuję kilka takich warunków określających zasady dobrowolnego samoograniczenia się w dyskursie wyborczym.

Po stronie przeciwników kandydatury Jarosława Kaczyńskiego – nie bagatelizować tragedii 10 kwietnia i okrutnej straty, jaka stała się udziałem w szczególności Jarosława Kaczyńskiego (nie tylko jego, ale w kontekście kampanii to właśnie jego strata ma największe znaczenie). Notabene, nie sądzę, by ktokolwiek chciał i mógł tę stratę bagatelizować. Zginęli tam przecież także działacze Platformy, SLD i innych partii.

Ale specjalna strata Jarosława Kaczyńskiego (żaden inny kandydat nie stracił tam przecież członka rodziny) wymaga uszanowania jego bólu i zrozumienia, że pewne niestandardowe zachowania (np. przewidywany przez niektórych komentatorów oszczędny udział kandydata w kampanii) to nie uniki ani strategiczne wybiegi, ale psychologicznie zrozumiała reakcja na stratę ukochanego brata.

Po stronie PiS – nie traktować jakiejkolwiek krytyki politycznej Jarosława Kaczyńskiego jako „wściekłej fali nienawiści”, kontynuacji rzekomej agresji mediów przeciw PiS, dowodu jakiegoś domniemanego uprzedzenia i złośliwości itp. W państwie demokratycznym nie może być normalnej kampanii wyborczej bez możliwości krytykowania politycznego oponenta. Zamykanie ust przeciwnikom PiS odwoływaniem się do tragedii z 10 kwietnia (z implikacją, że w cieniu tej tragedii jakakolwiek krytyka lidera PiS jest niestosowna) oznacza de facto niemożność normalnej debaty wyborczej. Byłby to szantaż blokujący rozmowę.

Po obu stronach – starać się nie personalizować kampanii nadmiernie. Pamiętajmy, że nadmierne personalizowanie kampanii jest zawsze – na całym świecie – patologią polityczną, a nie pozytywnym składnikiem dyskursu wyborczego. Tym bardziej nie ma ku temu powodu w wyborach prezydenckich w Polsce w 2010 r. Obaj główni kandydaci są mężczyznami z przeszłością – dumną, dzielną, patriotyczną. Różnią się dość fundamentalnie poglądami – i to musi być właściwym przedmiotem kampanii.

Dotyczy to także innych liczących się kandydatów: Andrzeja Olechowskiego, Grzegorza Napieralskiego, Waldemara Pawlaka... Każdy z nich, sprawując urząd prezydencki, który przecież w Polsce nie jest ograniczony do funkcji ceremonialnych, wniósłby do niego własne poglądy, ideologię, zasady. Ale ustawianie konfrontacji w kategoriach czysto personalnych, np. kandydat „esencjonalny” kontra kandydat „substytutywny”, jak to ujął niedawno europoseł Marek Migalski, jest złośliwą karykaturą, która uniemożliwia jakąkolwiek poważną rozmowę polityczną.

[srodtytul]De mortuis…[/srodtytul]

Na koniec – sprawa najtrudniejsza. Jarosław Kaczyński prezentuje się – i ma do tego wszelkie prawo – jako kontynuator dzieła swojego brata. Nikt mu prawa do tego dziedzictwa odebrać nie może ani nie powinien. Ale w związku z tym trzeba znaleźć język, którym można mówić także krytycznie o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego, bez obrażania pamięci o tragicznie zmarłym prezydencie i bez narażania się na zarzut braku taktu.

W Polsce, jak w całej cywilizacji europejskiej (i nie tylko), obowiązuje piękna maksyma – „De mortuis nihil nisi bene: o zmarłych albo nic, albo dobrze”. Dlatego lepiej by było, aby kampania PiS unikała nadmiernego identyfikowania się z prezydenturą zmarłego, bo stwarza to zagrożenie dla maksymy „De mortuis…” – wszak nie można dyskutować w kampanii bez krytyki oponenta.

Ale oponentem Komorowskiego jest Jarosław, a nie Lech Kaczyński. Dlatego Jarosław Kaczyński powinien być oceniany – tak chwalony, jak i krytykowany, w zależności od poglądów oceniającego – jako on sam, a nie jako dziedzic schedy po Lechu Kaczyńskim. Tym bardziej że od jego apologetów słyszymy, że nie jest on kandydatem „substytutywnym”, lecz jak najbardziej „esencjonalnym”.

Bardzo nie chciałbym, by zasada „De mortuis…” wystawiona została w tej kampanii na ciężką próbę. Byłby to triumf polityki nad moralnością. Ale będzie to chyba nieuniknione, jeśli PiS oprze swą kampanię na dziedzictwie Lecha Kaczyńskiego. Alternatywa, przed jaką staną wtedy oponenci Jarosława Kaczyńskiego, będzie nie do pozazdroszczenia: albo nie krytykować swego oponenta (co jest po prostu niemożliwe, a nawet jakby było możliwe – jest szkodliwe dla demokracji), albo narazić się na pogwałcenie zasady „De mortuis…”.

Wtedy to na oponentach PiS będzie ciążył trudny obowiązek takiej krytyki Jarosława Kaczyńskiego – a przez implikację, także jego brata – by oddać szacunek zmarłemu bez poddawania się szantażowaniu śmiercią. Lepiej by było dla obu stron, gdyby takiej moralno-politycznej deformacji kampanii dało się uniknąć.

[i]Autor jest profesorem prawa Uniwersytetu w Sydney i profesorem Centrum Europejskiego UW. Jest wymieniany jako kandydat SLD na rzecznika praw obywatelskich[/i]

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/05/05/wojciech-sadurski-pokusa-szantazu-zaloba/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Na progu każdej kampanii wyborczej słyszymy wezwania, zazwyczaj ze strony każdej liczącej się partii albo sztabu każdego poważnego kandydata, o kampanię spokojną, merytoryczną, pozbawioną agresji. Wezwania te, jak dobrze wiemy, są zawsze do tego stopnia nieskuteczne, że można wątpić w ich szczerość i podejrzewać, że są one – same w sobie – elementem kampanii, a nie próbą ujęcia jej w cywilizowane ramy.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?