Po pierwsze: to prawda, że tekst Jerzego Haszczyńskiego był łagodniejszy, niż wiele tekstów na Zachodzie i wcale nie chciałam pana Haszczyńskiego wyróżniać, ani nawet wywoływać, jak pisze, do tablicy. Jeśli poczuł się urażony i szczególnie wyróżniony, nie było to moim celem. Owszem, wspomniał on o “prowokacji”. Ale też nie zarzucałam mu, że o niej nie wspomniał.
Mój tekst nie był w ogóle odpowiedzią na jego tekst; cytowałam go tylko, zarzucając mu głównie mówienie o “pacyfistach”. Do tego zarzutu Jerzy Haszczyński się nie odnosi. A o tym, kim są ci “pacyfiści”, ani o tym, jakie organizacje zorganizowały flotyllę wolności, jakie są ich powiązania z grupami terrorystycznymi i co mówili o swoich celach ich przedstawiciele, nic wtedy w polskiej prasie nie widziałam, a w zachodniej też prawie nic. Korzystam też z okazji, by powtórzyć rzecz ważną, o której wspomniałam w swoim tekście: że Egipt też blokuje Gazę. I w przeciwieństwie do Izraela blokuje dostawy wszystkiego.
Powtarzam tu też swoje pytanie: dlaczego o tym nikt nie wspomina? I przy okazji nowa informacja: czytam dziś w gazecie Ha’aretz, że Hamas blokuje na granicy Gazy ciężarówki z pomocą humanitarną, którą Izraelczycy po inspekcji przywieźli ze statków. Żywność w ciężarówkach gnije. Oto kolejny dowód, że nie o pomoc humanitarną tu chodzi, lecz o zwycięstwo medialne przez cyniczną manipulację.
Po wtóre: dość osobliwy, mówiąc łagodnie – a mówiąc mniej łagodnie: niedorzeczny i nieuczciwy – wydaje mi się zarzut, że nie jestem upoważniona do pisania na ten temat, bo mieszkam w Paryżu. Zastanawiam się, dokąd powinnam się przenieść, by uzyskać do tego prawo. Nie wiem, gdzie mieszka Jerzy Haszczyński, ale przypuszczalnie w Polsce. Może nawet w Warszawie. Czy Warszawa jest pod tym względem lepsza niż Paryż? I czy zawiniłam przez to, że w chwili pisania znajdowałam się w Paryżu (wyjaśniam, na wszelki wypadek, że akurat znajdowałam się w Krakowie – czy to lepiej?), czy też dlatego, że Paryż jest moim głównym miejscem zamieszkania? Pozwalam sobie też zauważyć, że nie po raz pierwszy piszę na tych łamach o Izraelu, a w szczególności o wizerunku Izraela w mediach; w przeszłości jednak Jerzy Haszczyński jakoś nie wyrażał oburzenia moim pisaniem na ten temat, ani też sam się nie sumitował, że na ten temat pisze, choć mieszka (przypuszczalnie) w Polsce.
Najważniejszy jednak zarzut, którego też zupełnie nie rozumiem i który z kolei wzbudza u mnie podejrzenia, że jest próbą manipulacji – choć chcę wierzyć, że taką nie jest i że wynika z jakiegoś lingwistycznego nieporozumienia – to zarzut, dotyczący mojego użycia czasownika “zdychać”. Otóż Jerzy Haszczyński mniema, że “przekraczam granicę przyzwoitości, ” używając tego czasownika w odniesieniu do Palestyńczyków, gdy piszę, że „Gaza nie zdycha z głodu”. Kryje się tu insynuacja, że moim celem było obrażanie Palestyńczyków – albo może nie było to moim głównym celem i skorzystałam tylko z okazji, by ich obrazić. Nie ma w użyciu tego czasownika nic obraźliwego; po polsku mówi się i zawsze mówiło o ludziach “zdychających z głodu” – w różnych krajach Afryki, w Chinach, w Korei Północnej.