Walka o lewicę

Napieralski niespodziewanie okazał się sympatycznym i uśmiechniętym człowiekiem. Z dość autystycznego i nijakiego działacza stał się nagle fajnym Grześkiem – pisze publicysta „Rz”

Aktualizacja: 17.06.2010 08:11 Publikacja: 17.06.2010 01:40

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/janke/2010/06/17/walka-o-lewice/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Grzegorz Napieralski miał w tej kampanii polec. Tak zakładali komentatorzy, tak zakładali politycy, także lewicowi, zwłaszcza ci, którzy chcieli zmian w SLD. Tymczasem wygląda na to, że wyjdzie z kampanii solidnie wzmocniony. Ale nie zakończy to wcale walk na lewicy. Wręcz przeciwnie. SLD czeka wewnętrzna wojna.

[srodtytul]Jak obalić szefa[/srodtytul]

Po smoleńskiej katastrofie Sojusz Lewicy nie miał dobrego kandydata. Akcja pod tytułem „Napieralski na prezydenta” była wtedy nie gestem rozpaczy, a próbą doprowadzenia do obalenia przewodniczącego za pomocą jego wyborczej klęski. Półtora miesiąca temu Grzegorz Napieralski w sondażach miał średnio 3 proc. poparcia i żadnych widoków na to, by tę sytuację zmienić.

Eksperci mówili o jego braku charyzmy i o tym, że nie da się go wykreować na interesującego polityka. Powtarzano, że to człowiek, który umie świetnie poruszać się w partyjnych strukturach, ustawiać sobie lokalnych działaczy, że to mistrz wewnętrznych gier, ale polityk całkowicie pozbawiony umiejętności przekonywania wyborców. Bezbarwny i nudny.

Największy cios zadał szefowi SLD oczywiście Włodzimierz Cimoszewicz, wspierając z fanfarami Bronisława Komorowskiego. Inne znane twarze lewicy wprawdzie oficjalnie zadeklarowały poparcie, ale w promocję kandydatury szefa SLD nie zaangażowały się. W tej kampanii nie widać Aleksandra Kwaśniewskiego. Zamiast jeździć po Polsce i występować w telewizyjnych programach, były prezydent wojażuje po świecie. Indagowany przyznaje, że w pierwszej turze zagłosuje na Napieralskiego, ale zdaje się robić wszystko, by o tym nie musieć mówić. Bartosz Arłukowicz jeździ co prawda po kraju, ale na spotkaniach woli mówić o lewicy. Wojciech Olejniczak i Katarzyna Piekarska zaś zniknęli. A Ryszard Kalisz wręcz demonstracyjnie dystansuje się od szefa SLD. Publicznie stwierdza, iż nie dziwi się, że Cimoszewicz nie poparł Napieralskiego.

Oprócz Leszka Millera trudno znaleźć znane postaci lewicy, które jednoznacznie deklarują wsparcie dla szefa SLD w wyborach. Można raczej mówić o tym, że na lewicy powstał całkiem spory, pełen mocnych nazwisk komitet niepopierania Grzegorza Napieralskiego.

[srodtytul]Mniej strachu[/srodtytul]

Śmierć polityczna Napieralskiego miała być szybka i nie taka bezbolesna. A tymczasem rzeczywistość sprawiła wszystkim niezłego figla. Od kilkunastu dni sondaże pokazują bowiem, że poparcie dla szefa Sojuszu rośnie. I wygląda na to, że ma duże szanse na uzyskanie wyniku powyżej 10 procent.

Co się stało? Z jednej strony trzeba przyznać, że kampania lidera lewicy jest całkiem atrakcyjna. Napieralski niespodziewanie okazał się sympatycznym i uśmiechniętym człowiekiem. Jego oczy zyskały blask, mówi z zaangażowaniem. Wygląda na to, że przeszedł niezły trening medialny. Z dość autystycznego i nijakiego działacza stał się nagle fajnym Grześkiem.

Jest jedynym młodym kandydatem, który wizerunkowo mocno różni się od dwóch bardzo poważnych, starszych panów walczących o najlepszy wynik. Jego jedynym potencjalnym konkurentem na lewicy miał być Andrzej Olechowski, ale trudno też powiedzieć, by był to kandydat młodego pokolenia. Zwłaszcza że kampania Olechowskiego jest mało porywająca.

Klipy wyborcze Napieralskiego technicznie są całkiem sprawne i wyraźnie adresowane do młodego, niezamożnego wyborcy marzącego o trochę lepszym życiu w bezideowym państwie.

Jednak najważniejszym powodem wzrostu jego notowań wydaje się być bardzo słaba i nietrafiona kandydatura Bronisława Komorowskiego. Przyjęte przed 10 kwietnia założenie, że Komorowski może spokojnie zebrać cały wielki antykaczystowski elektorat, po smoleńskiej katastrofie stało się nieaktualne. Nie dlatego, by Komorowski nagle się zmienił.

Zmienił się za to medialny wizerunek śp. Lecha Kaczyńskiego, który z dnia na dzień został uznany za męża stanu – a to powoli zmienia także image Jarosława Kaczyńskiego. Antykaczym powoli znika i trudno tylko na nim budować kampanię. Komorowski mógł zgarnąć spokojnie lewicowy elektorat, mówiąc, że tylko on może zatrzymać kaczyzm. Ale teraz tego strachu jest mniej. I Komorowski przestaje być dla lewicowców atrakcyjny. Mogą spokojnie wrócić do SLD, a ponieważ kandydatem tej partii dziś jest Napieralski, wracają więc do Napieralskiego.

Bronisław Komorowski jest świadomy, że tak się dzieje, wykonuje więc gesty wobec lewicy – ponad głową Napieralskiego zaproponował funkcję szefa NBP Markowi Belce i namówił Włodzimierza Cimoszewicza do poparcia własnej kandydatury. Ale czy to wystarczy, by przeciągnąć lewicowych wyborców?

[srodtytul]Klucz Arłukowicza[/srodtytul]

Niezły wynik wyborczy Napieralskiego może wywołać na lewicy spore zamieszanie. Jeśli bowiem uzyska między 10 a 15 procent głosów, trudno będzie zarzucić mu klęskę i go obalić. W końcu miał dostać 3 procent i to byłaby klęska. Każdy lepszy wynik będzie uznany za przyzwoity.

Jednak prawdopodobnie nie będzie wielkiego triumfu Grzegorza Napieralskiego. Bo dla formacji takiej jak SLD każdy wynik poniżej 20 procent ciągle świadczy o jej kryzysie. Ciągle stawia ją w pozycji małej i słabej partii opozycyjnej. To nie jest wynik, który zagwarantuje lewicy powrót do realnej gry politycznej. Owszem będzie mogła to czy owo wywalczyć w parlamentarnych przetargach, ale nie uzyska wpływu na kierunek rządów.

Po pierwszej turze, w cieniu walki Komorowskiego z Kaczyńskim o Pałac Prezydencki, odbywać się będą porachunki na lewicy. Jeśli wynik szefa SLD będzie nieco słabszy, niechętna Napieralskiemu wewnątrzpartyjna opozycja podejmie próbę obalenia go, jeśli zaś wynik będzie lepszy, wzmocniony lider Sojuszu spróbuje rozprawić się z potencjalnymi konkurentami.

I wszystko wskazuje na to, że kluczowe będzie zachowanie Bartosza Arłukowicza – wschodzącej gwiazdy na lewicowym firmamencie. Może on liczyć na wsparcie takich tuzów SLD, jak Kwaśniewski, Kalisz czy Olejniczak, którzy chcieliby budowy odnowionej lewicy, orbitującej w okolicach platformerskiego centrum. Czy Arłukowicz zechce – jak mówią niektórzy – budować tę nową lewicę poza SLD, czy też wstąpi do SLD i spróbuje tę partię przejąć? Czy pójdzie na otwartą konfrontację z Napieralskim, czy będzie szukał jakiegoś porozumienia?

Te pytania, choć dziś nie mają wielkiej wagi w naszej polityce, za parę miesięcy mogą zyskać na znaczeniu. Jeśli nastroje w Polsce zmienią się na dłużej, układ dwóch, dość podobnych do siebie wielkich partii centroprawicowych, nie utrzyma się. Pojawi się miejsce na normalną lewicę. A trudno dziś uwierzyć, że można ją zbudować bez działaczy i liderów obecnego SLD. Dlatego tak wiele zależy od wyniku Grzegorza Napieralskiego.

[b][link=http://blog.rp.pl/janke/2010/06/17/walka-o-lewice/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Grzegorz Napieralski miał w tej kampanii polec. Tak zakładali komentatorzy, tak zakładali politycy, także lewicowi, zwłaszcza ci, którzy chcieli zmian w SLD. Tymczasem wygląda na to, że wyjdzie z kampanii solidnie wzmocniony. Ale nie zakończy to wcale walk na lewicy. Wręcz przeciwnie. SLD czeka wewnętrzna wojna.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?