Polityka resentymentu

Pospieszny proces stworzenia bohatera narodowego z prezydenta Lecha Kaczyńskiego był politycznym majstersztykiem. Jeszcze większym była podjęta później kampania prezydencka Jarosława Kaczyńskiego – pisze socjolog

Aktualizacja: 02.08.2010 16:42 Publikacja: 02.08.2010 00:55

Ireneusz Krzemiński

Ireneusz Krzemiński

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Red

Doświadczenie społeczne Polaków jest niezmiernie bogate, a teraz przybyło jeszcze jedno wydarzenie, którego konsekwencje mogą być długotrwałe. Katastrofa samolotu pod Smoleńskiem, w której zginął urzędujący prezydent RP oraz kilkadziesiąt ważnych osób w państwie i w polskiej polityce, stała się bardzo znaczącym wydarzeniem społecznym. W dużym stopniu – zaskakującym i bardzo interesującym dla badaczy społecznych i socjologów w szczególności.

[srodtytul]Społeczny rezonans[/srodtytul]

Po pierwsze, to smutne wydarzenie miało – znowu użyję tego słowa – zaskakujący rezonans emocjonalny w polskim społeczeństwie, który zresztą udzielił się Europie, nie mówiąc już o Rosjanach. W katastrofie samolotu zginął prezydent, który nie był wysoko oceniany przez opinię publiczną – było wręcz odwrotnie.

W ostatnim badaniu CBOS, zrealizowanym dokładnie miesiąc przed katastrofą, notowania prezydenta uległy poprawie, bo 31 proc. ankietowanych oceniło jego działalność pozytywnie – w poprzednim miesiącu – jedynie 26 proc. 58 proc. ankietowanych oceniło tę działalność negatywnie i było to także dużym osiągnięciem, bo średnia złych ocen za cały rok 2009, którą obliczyłem z danych CBOS, wynosiła ponad 64 proc. (wg: „Aktualne problemy i wydarzenia” nr 238, CBOS, komunikat z badań BS/39/2010; 4 – 10 marca 2010 roku, reprezentatywna próba losowa dorosłych mieszkańców Polski N=995).

Być może fakt, że obraz prezydenta powoli zaczął się poprawiać, miał znaczenie dla tego wybuchu społecznych emocji. Na ich siłę miało na pewno wpływ to, że wraz z prezydentem, poza ludźmi jego zaplecza politycznego – czołówki działaczy Prawa i Sprawiedliwości, zginęła reprezentacja wszystkich najważniejszych partii politycznych wraz z kandydatem SLD na prezydenta w planowanych na jesień wyborach.

To kolejne dwa możliwe powody wzmocnienia emocji: jasno zarysowana perspektywa przyszłości w życiu publicznym tak gwałtownie zniszczona przez niespodziewaną śmierć oraz poczucie straty, obejmujące przedstawicieli – symbolicznie – całego społeczeństwa. Reakcja Polaków z całą pewnością miała silny wymiar osobisty, bo niemal wszyscy, którzy zginęli wraz z prezydentem, byli ludźmi znanymi. A więc występującymi w mediach i do których „zwykli obywatele” odczuwali bądź to sympatię, bądź niechęć. A bez względu na znak emocji, miało to wielkie znaczenie w konfrontacji z tragicznym wypadkiem.

[srodtytul]Od żałoby do Wawelu[/srodtytul]

Nic więc dziwnego, że – po drugie – katastrofa samolotu prowadziła do następnego wydarzenia społecznego, jakim była żałoba narodowa, jak to zostało określone. Żałoba ta była niezwykle długa, trwała ponad tydzień – warto przypomnieć, że kilka tysięcy ofiar zamachu na wieże WTC w Nowym Jorku uczczono trzydniową żałobą narodową. Potrzebę żałoby można wyjaśnić, odwołując się do klasyków socjologii i taką analizę, odwołującą się do Emila Durkheima, jednego z ojców socjologii, sporządził profesor Antoni Sułek. Pokazywał on, jak ważne było przeżycie wspólnoty, potwierdzanie więzi społecznych. A ponieważ prezydent nie był symbolem jedności, tym silniejsza była potrzeba jej doświadczenia i poświadczenia po jego niespodziewanej, tragicznej śmierci.

Antoni Sułek akcentował element spontaniczności w zachowaniach społecznych, zaspokajających ludzkie potrzeby. Wpływało to na przemianę obrazu tragicznie zmarłego prezydenta. Istotnie, podstawowy obraz sytuacji, jaki stwarzały media, przede wszystkim telewizja, dobrze pasował do tej diagnozy: w ciągu pamiętnego tygodnia intensywnie stwarzano poczucie wspólnoty. Nawet krytyczni wobec prezydenta dziennikarze teraz bili się w piersi, a także podkreślano ważność polityków i państwa dla nas, obywateli, na co dzień niedocenianych.

Ale przeżycie wspólnoty zostało przerwane jeszcze przed końcem żałoby: chodzi o pogrzeb na Wawelu. Finałem żałoby było wykreowanie nowego bohatera narodowego, jakim stał się Lech Kaczyński. Pogrzeb na Wawelu był tego symbolicznym udokumentowaniem. Niezwykle ważnym od początku elementem sytuacji był fakt, że prezydent wraz z innymi leciał na obchody „okrągłej”, 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. To także wyjaśniało siłę emocji i miało konsekwencje międzynarodowe.

Ofiary katastrofy mogły być przyrównane do ofiar Katynia, które miały być uczczone przez tę swoistą delegację, stworzoną przez prezydenta RP. Symbolicznie nałożyły się na siebie dwie tragedie – co prawda całkowicie różne, ale budzące silny odzew uczuciowy. Ponieważ obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej zostały zaplanowane starannie niemal w całej Polsce, nic dziwnego, że na przykład na uroczystościach w Mławie mogłem usłyszeć posła PO, mówiącego, że oto ziemia katyńska znowu wessała polską krew.

[srodtytul]Ukryty nurt oskarżeń[/srodtytul]

Jeszcze ważniejszym efektem było zainteresowanie europejskich mediów nie tylko smoleńską katastrofą, ale też Katyniem, czyli powodem całego zdarzenia. Sile nakładających się emocji, zapewne, zawdzięczamy znaczące, symboliczne gesty władz Rosji wobec Polski i polskiej pamięci Katynia. Gesty, które, w konsekwencji, doprowadziły do nowego obrazu historii Katynia w publicznym dyskursie i polityce rosyjskiej.

Zatem prezydent sam stał się jakby narodową ofiarą, a przez to – narodowym bohaterem. Decyzja o pochówku pary prezydenckiej – używam określenia, które wypełniało przestrzeń medialną przez wiele dni, jeśli nie tygodni – wywołała nową, odmienną od dotychczasowej falę emocji społecznych. Protesty przeciwko tej decyzji były jednak słabo obecne w obrazie sytuacji, jaki kreowały media, zwłaszcza programy telewizyjne.

W każdym razie sprawą bardzo ważną jest fakt, że pogrzeb pary prezydenckiej na Wawelu był zarazem końcem przeżywania żałobnej wspólnoty. Siłę konfliktu i emocje społeczne, jakie wówczas wybuchły, można było w pełni zaobserwować w nowym medium komunikacji społecznej, czyli w Internecie. A więc należy mówić o dwóch nurtach przeżywania żałoby narodowej, których konflikt – moim zdaniem – nieuchronnie się nasilał i nabierał jednoznacznie politycznego charakteru.

Pod „oficjalnym”, pojednawczym obrazem wspólnego przeżywania żałoby płynął, nasilając się, ukryty nurt oskarżeń, kierowanych właśnie wobec „oficjalnego” świata. Bardzo szybko, ba, niemal natychmiast po katastrofie, gdy w zasadzie wykluczono usterki techniczne samolotu, pojawiły się wersje spisku, uknutego przeciwko zmarłemu prezydentowi. Internet był głównym, ale niejedynym forum: ten zdumiewający przekaźnik, jakim wciąż jest Radio Maryja, stał się zapleczem spiskowego myślenia o katastrofie pod Smoleńskiem, który składał się z dwóch typów oskarżeń: wobec Rosji i Rosjan i wobec rządu, a nawet personalnie premiera Tuska.

[srodtytul]Spokój Platformy[/srodtytul]

Warto podkreślić, że premier, rząd i cała rządząca partia PO zachowały się niezwykle spokojnie i odpowiedzialnie, nie wypowiadając jednego zdania protestu przeciwko stworzeniu z Lecha Kaczyńskiego bohatera narodowego, godnego Wawelu. Trudno im postawić jakiekolwiek zarzuty. Ale trzeba też zauważyć, że proces stworzenia nowego bohatera narodowego byłby niemożliwy bez udziału Kościoła i jego hierarchów. Z całą pewnością polityczny aspekt procesu żałobnego był współtworzony przez Kościół i jego – co tu dużo mówić – żądzę władzy. Istotnie symboliczna władza Kościoła dała bowiem o sobie znać bardzo silnie w tym niezwykłym okresie.

Wzorce zachowań publicznych Polaków okazały się niezwykle silnie oparte na wzorcach religijnych, a to dało hierarchom mocną bazę działania o jednoznacznie politycznym charakterze. Zresztą efekt tego ujawnił się w pełni później, w trakcie kampanii wyborczej, w której oddziaływanie księży, sprzyjających wyborowi brata zmarłego prezydenta, nie ulega najmniejszej wątpliwości. I to pomimo faktu, że kontrkandydat, czyli Bronisław Komorowski, jest od zawsze przykładnym katolikiem!

Nurt oskarżeń szukał rozwiązania problemów emocjonalnych, jakie wzbudziła katastrofa, szukając winnych. Ale i w głównym nurcie mediów, także w „Rzeczpospolitej”, ukazały się teksty, i to nie byle kogo, lecz znanych publicystów i komentatorów, które oskarżały i polityków, i dziennikarzy o hipokryzję: przecież niedawno „wszyscy” niesłusznie oskarżali prezydenta. Uznano to za „zgrzyt” w oficjalnym obrazie wspólnoty żałobnej, ale wzmocniło nurt oskarżeń.

Od początku patronowali temu nurtowi politycy PiS, na czele z niezastąpionym w takich razach Antonim Macierewiczem. Nie warto przy tym zwracać uwagi na to, że Radio Maryja ma niską słuchalność – jego oddziaływanie społeczne jest bez porównania szersze niż procenty słuchalności. Tym bardziej że nurt oskarżycielski popłynął równocześnie w prasie, nie tylko w „Naszym Dzienniku” i w „Gazecie Polskiej”, ale i w pismach katolickich, choć w stonowanej wersji.

Mamy więc do czynienia – niemal od początku obchodów żałoby narodowej – z ukrytym konfliktem, który od czasu do czasu ujawniał się, ale tylko po części. Dlaczego? Tutaj pojawia się polityka. Chciałbym przypisać bez porównania większą rolę strategii działania politycznego w całym procesie społecznego przeżywania żałoby, niż zakładałaby interpretacja – nazwijmy ją – durkheimowska.

[srodtytul]Wykorzystać złe uczucia[/srodtytul]

Pospieszny proces stworzenia bohatera narodowego z prezydenta Lecha Kaczyńskiego sam był majstersztykiem politycznego działania, lecz jeszcze większym była podjęta później kampania prezydencka Jarosława Kaczyńskiego. Kandydatura brata bliźniaka nie mogła się nie pojawić, ba, była czymś naturalnym: któż miałby prawo zasiąść na fotelu prezydenta, którego życie zostało tak niespodziewanie i tragicznie przerwane, jak nie jego brat bliźniak?

Aby osiągnąć ten cel, stratedzy kampanii w pełni użyli „oficjalnego” nurtu wspólnoty i pojednania narodowego. Ogrom bólu, jaki musiał przeżywać wówczas Jarosław Kaczyński, bardzo im sprzyjał: do głosu doszło rozsądne, nacelowane na polityczne, długofalowe, a więc kooperatywne działanie skrzydło PiS. Kampania prezydencka, w której zobaczyliśmy Jarosława Kaczyńskiego w budzących sympatię okularach, który wygłaszał mowę do przyjaciół Rosjan, doskonale przysparzała mu zwolenników.

Ale przecież cały czas nie milkł, a nasilał się nurt, który w tym samym momencie oskarżał Rosjan, że specjalnie wytworzyli mgłę, aby spowodować katastrofę… Faktem jest, że zarówno dla wzruszonych przemianą Jarosława, jak i tych, którzy wiedzieli, kto naprawdę jest winien katastrofy, kandydatem na prezydenta był Kaczyński.

Koordynacja tych dwóch nurtów była możliwa dzięki jednoznacznej pracy mediów, wciąż zwanych publicznymi. Aczkolwiek TVP chroniła, rzecz jasna, „oficjalny” nurt pojednania narodowego, to jednocześnie od czasu do czasu dopuszczała do głosu nurt oskarżycielski. Grano więc na dwóch typach nastrojów społecznych, zarazem formułując „racjonalne”, „oficjalne” oskarżenia wobec kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Nie mogę się tu wdawać w dalsze analityczne dywagacje, chodzi o to, że wyborcza przegrana Kaczyńskiego, który zdążył już odzyskać psychiczną równowagę, dotknęła go najwyraźniej bardziej, niżby wynikało z czystego bilansu politycznego. Mając do wyboru: albo kontynuować zarysowany silnie nurt pojednania i kooperacji politycznej, albo odwołać się do nurtu oskarżycielskiego, najwyraźniej wybrał ten drugi. Zapewne, owo poparcie Kościoła, z jakim mieliśmy do czynienia w kampanii wyborczej, odegrało pewną rolę w podjęciu tej decyzji. Ponadto, wobec przegranych wyborów, konieczne było uzasadnienie obrazu Lecha Kaczyńskiego jako bohatera narodowego.

Tuż po wyborach prezes powrócił na pozycję bezwzględnego lidera PiS i postanowił wykorzystać jawnie, dla celów politycznych, te wszystkie złe uczucia społeczne, które płynęły nurtem oskarżycielskim. Przywołał określenie ruchu społecznego, jaki miałby się ukonstytuować w czasie żałoby. A ten dla swego istnienia i mobilizacji musi karmić się jednoznaczną treścią. Stąd pojawił się „mit katyński” – ukoronowanie akcji Radia Maryja, „Naszego Dziennika”, „Gazety Polskiej” i tych wszystkich, którzy jednoznacznie mają już wytypowanych winnych, na czele z Rosją i Putinem oraz rządem i Tuskiem. Fakt, że miały się odbyć dwie uroczystości w Katyniu, będzie teraz pożywką dla oskarżeń jeszcze bardziej wymyślnych i na pewno bardziej personalnych, niż wytworzenie mgły nad smoleńskim lotniskiem.

[srodtytul]Zły charakter górą[/srodtytul]

Co to oznacza dla przyszłości Polski i Polaków? Według mnie rzeczy najgorsze z możliwych. Rząd – mimo wszelkich swoich zasług w kryzysie – jest w trudnej sytuacji. Finanse państwa są zagrożone, przede wszystkim w dużym stopniu sposobem liczenia naszego PKB. Ale biurokracja unijna – jak to biurokracja – jest bardzo oporna na argumenty, tymczasem obcinanie różnych budżetowych obciążeń – to prawdziwa klęska w sytuacji, gdy wszyscy niezadowoleni, z tysiąca powodów, mogą się oto znaleźć pod skrzydłami oskarżycielskiego PiS.

Oznacza to powrót polityki partyjnej konfrontacji, tyle że w najbliższych miesiącach można się spodziewać niezwykłej temperatury oskarżeń. Wszak śmierć prezydenta i czołówki pisowskich polityków będzie mocną bazą agresywnych uczuć.

Na dłuższą metę uważam, że prowadzi to do totalnej katastrofy PiS, co nie będzie niczym dziwnym na polskiej scenie politycznej. Skończyły na niej żywot naprawdę obiecujące – wydawało się – partie prawicowe. Nie jest to dobre dla Polski. Polska – jak to bardzo przekonująco pokazały bezcenne, a niedocenione dokumenty ministra Boniego – stoi w obliczu konieczności kolejnej fali reform, które zapewnią nam sukces rozwojowy na następne 20 lat.

Do tego konieczna jest rzetelna polityczna debata, nawet kłótnia, ale zupełnie innego typu, niż ta, którą teraz wszczyna Jarosław Kaczyński. Jego zły charakter, niestety, bierze górę nad intelektem. A potrzeba intelektualnego sporu o to, jaką drogę reform strukturalnych obrać, także narodowego uzgodnienia kierunku reform i finansów państwa, i służby zdrowia, i oświaty, i nauki – bo bez tego utkniemy w antyrozwojowym dryfie. Polityka, której napędem będzie resentyment i wszelkie złe uczucia – na pewno temu celowi nie będzie służyła.

[i]Autor jest socjologiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, kierownikiem Pracowni Teorii Zmiany Społecznej Instytutu Socjologii UW[/i]

Doświadczenie społeczne Polaków jest niezmiernie bogate, a teraz przybyło jeszcze jedno wydarzenie, którego konsekwencje mogą być długotrwałe. Katastrofa samolotu pod Smoleńskiem, w której zginął urzędujący prezydent RP oraz kilkadziesiąt ważnych osób w państwie i w polskiej polityce, stała się bardzo znaczącym wydarzeniem społecznym. W dużym stopniu – zaskakującym i bardzo interesującym dla badaczy społecznych i socjologów w szczególności.

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?