Pora na prawicę laicką?

Możliwe, że radykalni politycy prawicy wzywający do rozliczenia się z wrogami narodu i państwa uznają, że Kościół ze swą nauką o pojednaniu jest siłą politycznie demobilizującą – pisze politolog

Publikacja: 01.09.2010 01:28

Pora na prawicę laicką?

Foto: Fotorzepa

Red

Kiedy sześć lat temu współredagowałem publikację pt. „Religia i konserwatyzm. Sprzymierzeńcy czy konkurenci”, sądziłem, że jej tytuł dotyczy kwestii ważnej i ciekawej, choć w polskich warunkach raczej abstrakcyjnej. Dziś jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że zawartą w tym tytule kwestię uznać można za jedno z ważniejszych pytań, jakie niosą wydarzenia z Krakowskiego Przedmieścia. A jednym z ich skutków może być pogłębiający się dystans między dwoma – jak się wielu zdawało – nieodrodnymi sojusznikami: polską prawicą (a przynajmniej jej częścią) a Kościołem.

[srodtytul]Sojusznicy czy konkurenci[/srodtytul]

Stawiając takie pytanie, dokonać trzeba kilku zastrzeżeń. Nie chodzi w nim oczywiście o całą polską prawicę (skądinąd pojęcie bardzo umowne), ale o tych polityków, publicystów i zwykłych wyborców, którzy z przekonaniem powtarzają, że krzyż nie jest w Polsce tylko znakiem wiary, ale także ważnym symbolem narodowym, i jako taki może i powinien być używany do demonstrowania patriotyzmu.

Po wtóre, sensem naszego pytania nie jest także snucie popularnych w mediach spekulacji o konkurencji między tzw. kościołami toruńskim a „łagiewnickim”. Po trzecie wreszcie, rzecz nie w samej tylko pokusie instrumentalizowania religii, której od czasu do czasu ulega większość partii i polityków.

[wyimek]W Europie Zachodniej mamy wiele przypadków konserwatywno-narodowej prawicy radzącej sobie doskonale w zlaicyzowanym społeczeństwie, bez języka i wrażliwości religijnej[/wyimek]

Sprawa wydaje się bardziej zaskakująca i bardziej złożona. Bój o krzyż przed Pałacem Prezydenckim – a także w mniejszym stopniu protest w Ossowie – ujawniły bowiem wyraźny spór o prawo do interpretowania dziedzictwa religijno-narodowego Polski, do którego Kościół i polska prawica przyznawały się dotąd wspólnie. W związku z nimi pojawiło się ważne pytanie: czy krzyż i jego duchowa symbolika jest w polskim życiu publicznym depozytem Kościoła katolickiego, który podkreśla jego uniwersalny i eschatologiczny charakter, czy też krzyża mogą używać w życiu publicznym także wierni, demonstrując swoje poglądy, emocje, a czasem bezradność czy wrogość?

Co ważniejsze, obie strony sporu – występujące dotąd najczęściej jako sojusznicy – rysujące się podziały wyraźnie nazwały i upubliczniły. Ze strony hierarchów pojawiły się zatem wspólne i mocne głosy o traktowaniu krzyża jako instrumentu i politycznego zakładnika, ze strony zaś drugiej znaczące milczenie, ignorowanie lub krytyka wspólnego głosu biskupów, co niedawno jeszcze po prawej stronie polskiej sceny politycznej było trudne do wyobrażenia.

Sytuacja ta rodzi oczywiście ważne kwestie natury filozoficznej i teologicznej. Ale wraz z nią pojawia się także pytanie całkiem przyziemne: czy w Polsce rozwinąć może się jakaś forma prawicy antyklerykalnej lub laickiej? Czy część polityków i wyborców prawicowych, którzy in gremio dość uważnie słuchali dotąd Kościoła, nie zacznie szukać jakiejś własnej prawicowej teologii wyzwolenia? Lub też odwrotnie, czy (na wzór zachodnioeuropejski) nie powstanie w Polsce jakaś odmiana prawicy laickiej.

[srodtytul]Dwa scenariusze[/srodtytul]

Scenariusz pierwszy polegać mógłby z grubsza na tym, że wraz z rozbudową mitu smoleńskiego jego najradykalniejsi wyznawcy coraz ściślej łączyć będą w nim elementy religijne i polityczne, aż do konstatacji, że walka z politycznymi przeciwnikami obozu braci Kaczyńskich jest już nie tylko obowiązkiem narodowym czy patriotycznym, ale wręcz chrześcijańskim. A każdy, kto tego nie rozumie, zdradza nie tylko ojczyznę, ale także i depozyt katolickiej wiary.

Zaczątki takiej swoistej teologii już znaleźć możemy w niszowej prasie konserwatywno-narodowej lub na forach internetowych, gdzie pisze się o „marionetkowych księżach” i biskupach, którzy opuścili misję Kościoła oraz swych wiernych. I jakkolwiek jej upowszechnienie wydaje się dziś jeszcze mało prawdopodobne, to zwróćmy uwagę, że równie mało prawdopodobne wydawało się połączenie Ewangelii z doktryną marksistowską, co jak wszyscy pamiętamy miało miejsce w potężnej fali „teologii wyzwolenia”, która łącząc Chrystusa z karabinem, wstrząsnęła Kościołem i społeczeństwem Ameryki Łacińskiej na długie dziesięciolecia.

Ta ułomna analogia nie jest rzecz jasna głosem zrównującym zrozumiały ból żałobników po śp. Lechu Kaczyńskim z marksizmem, ale podkreśleniem, że w świecie chrześcijańskim nader niebezpieczna i realna jest pokusa, by gniew społeczny i emocję polityczną odziać w szaty teologii, co zawsze źle kończy się dla Kościoła i dla tej ostatniej.

Scenariusz drugi zakłada sytuację zgoła przeciwną. Oto można sobie wyobrazić, że radykalni politycy prawicy wzywający do rozliczenia się z wrogami narodu i państwa uznają, że Kościół ze swą nauką o dialogu, pojednaniu i wybaczeniu jest siłą politycznie demobilizującą, a jego społeczny głos traktować będą z coraz większym dystansem, z czasem w ogóle go ignorując. I znów dziś trudno sobie jeszcze wyobrazić takie silne laicko-narodowe skrzydło w PiS czy innej mniejszej partii konserwatywnej lub prawicowej.

Ale wystarczy popatrzeć na Europę Zachodnią, by znaleźć wiele przypadków konserwatywno-narodowej prawicy radzącej sobie doskonale w zlaicyzowanym społeczeństwie, bez języka i wrażliwości religijnej.

[srodtytul]To co narodowe, to co katolickie[/srodtytul]

Trudno rzecz jasna wyrokować dziś o realności każdego z tych dwu scenariuszy, zważywszy choćby na silne zmiany moralno-obyczajowe, których krytyka łączyć będzie zapewne polski Kościół z mainstreamem polskiej prawicy. Warto jednak mieć je w głowie i przed oczami, po to choćby, by ciągle wracać do pytania o to, jak uniwersalne chrześcijańskie przykazanie miłości łączyć z nauką o patriotyzmie, miłości ojczyzny i potrzebie politycznego zaangażowania katolików?

[i]Autor jest politologiem, pracownikiem naukowym Katedry Historii Doktryn i Myśli Politycznej UKSW[/i]

Kiedy sześć lat temu współredagowałem publikację pt. „Religia i konserwatyzm. Sprzymierzeńcy czy konkurenci”, sądziłem, że jej tytuł dotyczy kwestii ważnej i ciekawej, choć w polskich warunkach raczej abstrakcyjnej. Dziś jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że zawartą w tym tytule kwestię uznać można za jedno z ważniejszych pytań, jakie niosą wydarzenia z Krakowskiego Przedmieścia. A jednym z ich skutków może być pogłębiający się dystans między dwoma – jak się wielu zdawało – nieodrodnymi sojusznikami: polską prawicą (a przynajmniej jej częścią) a Kościołem.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?