Wystąpienia na rocznicowym zjeździe „Solidarności” wywołały sporo emocji. I dobrze, bo przynajmniej na moment może pojawi się jakaś dyskusja o dziedzictwie Sierpnia ‘80. W jednej sali spotkali się ludzie związani z „Solidarnością” i dawną opozycją. Pojawili się związkowcy, wielu z tych, którzy strajkowali 30 lat temu. Byli też najważniejsi ludzie władzy wywodzący się z dawnej opozycji – Donald Tusk i Bronisław Komorowski.
Był szef największej partii opozycyjnej Jarosław Kaczyński – także wywodzący się z opozycji. Był szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, człowiek, który prowadził pierwszy zjazd „Solidarności” w 1981 roku w Hali Oliwii. Był Tadeusz Mazowiecki, jeden z kluczowych doradców w czasie strajku. Można by powiedzieć: rodzinne święto. Atmosfera przypominała jednak bardziej wojnę. Słowo zdrada nie padło, ale wisiało w powietrzu.
[srodtytul]Obsługa i negacja[/srodtytul]
Wszystkie zdania, które padły, były dopuszczalne. Także emocjonalne wystąpienie Henryki Krzywonos. Zresztą spór o to, w jakim kierunku poszła Polska, po tylu latach od powstania „Solidarności” byłby naturalny. Ale podczas uroczystości nie było sporu o wizję Polski. Była kłótnia to, kto kogo obraża, kto nienawidzi, kto kogo podjudza.
Ta mała awantura pokazała, w jakiej sytuacji jest dziś Polska. Z jednej strony mamy propozycję polityki gładkiej, przyjemnej, ale pustej i plastikowej. Bez wielkich dylematów, wyborów, problemów. Byle ciepła woda płynęła w kranach. Tyle że nawet ta ciepła woda nie płynie, płynie co najwyżej letnia. Bo żeby płynęła ciepła, potrzeba trochę wysiłku, a społeczeństwo nie chce wysiłku. Ważne jest to, co jest tu i teraz – mówi szef rządu i rządzącej partii.