Janke: Atmosfera zdrady na święcie Solidarności

Powraca epoka prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Polacy znów wybrali rzeczywistość prostszą, pozbawioną dylematów. Hipermarkety wygrały z grzebaniem się w historii – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 01.09.2010 09:13 Publikacja: 01.09.2010 01:32

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Wystąpienia na rocznicowym zjeździe „Solidarności” wywołały sporo emocji. I dobrze, bo przynajmniej na moment może pojawi się jakaś dyskusja o dziedzictwie Sierpnia ‘80. W jednej sali spotkali się ludzie związani z „Solidarnością” i dawną opozycją. Pojawili się związkowcy, wielu z tych, którzy strajkowali 30 lat temu. Byli też najważniejsi ludzie władzy wywodzący się z dawnej opozycji – Donald Tusk i Bronisław Komorowski.

Był szef największej partii opozycyjnej Jarosław Kaczyński – także wywodzący się z opozycji. Był szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, człowiek, który prowadził pierwszy zjazd „Solidarności” w 1981 roku w Hali Oliwii. Był Tadeusz Mazowiecki, jeden z kluczowych doradców w czasie strajku. Można by powiedzieć: rodzinne święto. Atmosfera przypominała jednak bardziej wojnę. Słowo zdrada nie padło, ale wisiało w powietrzu.

[srodtytul]Obsługa i negacja[/srodtytul]

Wszystkie zdania, które padły, były dopuszczalne. Także emocjonalne wystąpienie Henryki Krzywonos. Zresztą spór o to, w jakim kierunku poszła Polska, po tylu latach od powstania „Solidarności” byłby naturalny. Ale podczas uroczystości nie było sporu o wizję Polski. Była kłótnia to, kto kogo obraża, kto nienawidzi, kto kogo podjudza.

Ta mała awantura pokazała, w jakiej sytuacji jest dziś Polska. Z jednej strony mamy propozycję polityki gładkiej, przyjemnej, ale pustej i plastikowej. Bez wielkich dylematów, wyborów, problemów. Byle ciepła woda płynęła w kranach. Tyle że nawet ta ciepła woda nie płynie, płynie co najwyżej letnia. Bo żeby płynęła ciepła, potrzeba trochę wysiłku, a społeczeństwo nie chce wysiłku. Ważne jest to, co jest tu i teraz – mówi szef rządu i rządzącej partii.

Ludzie chcą, aby rząd ich obsługiwał. A obsłużyć trzeba tak, by klient nie narzekał. Więc nie można się klientowi naprzykrzać i gadać o tym, żeby pomógł w gotowaniu zupy. Lepiej mu wmówić, że jak się wygodnie rozsiądzie, to zupa sama przyjdzie.

Z drugiej strony mamy propozycję totalnej negacji i wbrew zapowiedziom żadnej woli kooperacji. Ale też nie ma jakiejkolwiek alternatywnej, realistycznej wizji. Jedynym celem jest udowodnienie, że przeciwnik – a raczej wróg – jest zdrajcą. Strategicznym celem nie jest poprawa sytuacji Polski. Strategicznym celem jest zniszczenie konkurencyjnej partii. Tyle że nawet to dzieło się nie udaje. Załoga jest wpatrzona w lidera, a lider zmęczony i kapryśny.

Reasumując: jedni nie umieją nawet wody dobrze podgrzać, drudzy – ani nic zaproponować, ani pogonić pierwszych.

[srodtytul]Popiszczą myszy[/srodtytul]

Ten układ jest jednak na tyle wygodny, że nikomu nie opłaca się go zmieniać. Każda strona ma z tego jakieś profity. Zmiany w PiS są zbyt ryzykowne, bo cokolwiek się stanie, może doprowadzić do katastrofy. W Platformie czuć już atmosferę degeneracji, ale nadal jest tu wygodnie i konfitur co niemiara.

Oboma politycznymi statkami coś może na chwilę zakołysać, ale nie na tyle, by doprowadzić do zmian. Najwyżej popiszczą myszy.

Zapowiada się czas jeszcze bardziej pustej i jałowej polityki niż dotychczas. Przypomina to początki prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, kiedy Polacy gremialnie wybrali rzeczywistość łatwiejszą, prostszą, pozbawioną dylematów. Hipermarkety wygrały z grzebaniem się w historii i dyskusją o tym, jak ułożyć kraj.

W mediach też zapanował zgodny przekaz. Czas był na budowanie nowego, a nie rozgrzebywanie przeszłości. Tyle że nie powstały z tego solidne kamienice i piękne galerie handlowe, ale prowizoryczne, tanio postawione, brzydkie budy, w których stworzono sztuczny świat. Wielkie hipermarkety i centra handlowe są znakomitym symbolem tego czasu. I one dziś nadają ton życiu wielkich miast. Zbudowanie eleganckich dzielnic wymagałoby dużo więcej wysiłku.

Aleksander Kwaśniewski, jego żona, dwór, który ich otaczał, nadali drugiej połowie lat 90. specyficzny ton i wymiar. Były przyjęcia, sesje zdjęciowe, ogólny zachwyt i uwielbienie. Tyle że publiczna debata jakoś niemrawa i nudna. A opozycja agresywna, lecz pozbawiona mocy.

[srodtytul]Głos za spokojem[/srodtytul]

Kiedy widzę Polskę po ostatnich wyborach prezydenckich, przypominają się tamte czasy. Bronisław Komorowski nie umie być tak efektowny jak Aleksander Kwaśniewski, ale zapewne gwarantuje razem z Donaldem Tuskiem spokój. Ludzie głosowali za spokojem. Wielu celebrytów mówi o tym wprost: Komorowski zapewnia spokój.

Czy Polacy głosowali na jego wizję polityki zagranicznej? Nie, wybrano ciepłe komentarze zachodnich gazet na temat polskich przywódców. Wybrano brak awantur. Wie o tym Komorowski, wie Tusk. Dlatego Donald Tusk nie zamierza ulec namowom ekspertów i ekonomistów, nawet tych, którzy całkiem niedawno byli dla niego wyrocznią. Szef Platformy znakomicie zrozumiał, czego oczekują wyborcy i mimo kryzysu, mimo rosnącego w tempie ekspresowym długu publicznego, proponuje jedynie działania klajstrujące na chwilę coraz bardziej poważny problem. Aby ten problem nie został przed wyborami zauważony przez przeciętnego wyborcę.

Towarzyszy temu coraz bardziej upiorna jednomyślność mediów. Nawet jeśli narzekają na niemrawość Tuska, to wolą tę niemrawość od przerażającego ich Kaczyńskiego. Platforma w obecnym wydaniu nie naruszy niczyich poważnych interesów, nikomu tak naprawdę nie grozi, więc i media nie mają powodów, by ją atakować.

[srodtytul]Czas bez symboli[/srodtytul]

Kolejne media dołączają do potężnego chóru. Spójrzmy na tygodniki. Niemal wszystkie mówią tym samym głosem. Stają się kolejną wersją dodatku do „Gazety Wyborczej”.

TVP, której – to prawda – można było w ostatnim czasie zarzucać bardzo wiele, za chwilę zostanie włączona do tego chóru. Rządzący nie będą prawie znikąd zagrożeni. Media patrzące na świat inaczej są w zdecydowanej mniejszości.

Czeka nas pusty czas. Czas, który pozostawi po sobie pomniki tego samego rodzaju, jak brzydkie hipermarkety z lat 90. Nie nastąpi katastrofa. Ale wszystko będzie „prawie”. Zorganizujemy Euro 2012, stadiony powstaną. Choć dróg wybuduje się mniej niż połowę, a koleje się nie zmienią.

Przeżyjemy? Przeżyjemy. Rząd zaserwuje nam Kylie Minogue jako gwiazdę odpowiadającą naszym aspiracjom i marzeniom o lepszym świecie.

Przełom nastąpi dopiero wtedy, gdy coś zagrozi nam poważniej. Kiedy zacznie puszczać klej vatowskiej podwyżki, kiedy kreatywna księgowość przestanie ukrywać stan naszej kasy. Wtedy pewnie przyjdzie dzień, kiedy będziemy musieli zacząć zmieniać nasze państwo, kiedy nie będzie już innego wyjścia.

Czeka nas czas z miłą i sympatyczną, ale coraz bardziej zdegenerowaną władzą. Ze słabnąca, szamocącą się, pozbawioną jasnej wizji i pomysłu opozycją. Z coraz bardziej rozrywkowymi i płytkimi mediami, unikającymi trudnych pytań.

Czas dla wielu z nas będzie to przyjemny, bo łatwy i pusty. Bez poważnych debat, bez budzących spory symboli.

[srodtytul]Miara czasów[/srodtytul]

W epoce Aleksandra Kwaśniewskiego – jak już napisałem – było podobnie. Z czasem pojawiła się nowa opozycyjna potęga, zbudowana dzięki powrotowi „Solidarności” do polityki – jej zasługą było powstanie rządu Jerzego Buzka.

Dziś – w 30. rocznicę powstania „Solidarności” – nie widać poważnej siły zdolnej dodać polskiej polityce znaczenia i wartości. Jedynym, który chce coś w życiu publicznym zmieniać, jest dziś Janusz Palikot. To miara naszych czasów.

Wystąpienia na rocznicowym zjeździe „Solidarności” wywołały sporo emocji. I dobrze, bo przynajmniej na moment może pojawi się jakaś dyskusja o dziedzictwie Sierpnia ‘80. W jednej sali spotkali się ludzie związani z „Solidarnością” i dawną opozycją. Pojawili się związkowcy, wielu z tych, którzy strajkowali 30 lat temu. Byli też najważniejsi ludzie władzy wywodzący się z dawnej opozycji – Donald Tusk i Bronisław Komorowski.

Był szef największej partii opozycyjnej Jarosław Kaczyński – także wywodzący się z opozycji. Był szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, człowiek, który prowadził pierwszy zjazd „Solidarności” w 1981 roku w Hali Oliwii. Był Tadeusz Mazowiecki, jeden z kluczowych doradców w czasie strajku. Można by powiedzieć: rodzinne święto. Atmosfera przypominała jednak bardziej wojnę. Słowo zdrada nie padło, ale wisiało w powietrzu.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku