Siergiej Karaganow – bardzo znany rosyjski politolog, który, jak pisze „Gazeta Wyborcza”, „zabiera głos często po to, by nieoficjalnie przedstawić stanowisko rosyjskich elit w sprawach polityki zagranicznej” – napisał w rządowej „Rossijskiej Gazietie” bardzo ważny tekst, który „GW” przedrukowała w skróconej formie w ostatnim sobotnim wydaniu. Artykuł Karaganowa jest niezwykle istotny. Równie istotne zaś – a dla mnie, przyznam, poruszające – jest to, że dotychczas nie został on w Polsce dostrzeżony przez bodaj nikogo.
Karaganow pisze o pewnej wizji, która – gdyby została zrealizowana – wywróciłaby do góry nogami ekwilibrium polityki światowej. Wizji, którą Rosjanie (i sympatyzujący z nimi europejscy intelektualiści) jak dotąd dyskretnie suflowali, sondowali zachodnie reakcje, ale jeśli przedstawiali w druku, to półgębkiem. Karaganow zrobił to otwarcie. W dodatku w sposób pośredni między sposobem argumentacji i frazeologią niezależnego analityka a tonem poważnej politycznej oferty wypowiadanej z majestatu kremlowskich komnat.
Szef Rady Polityki Zagranicznej przy moskiewskim MSZ krytykuje w sposób umiarkowany przedwczesne i nieprzemyślane – zdaniem Rosjan – decyzje Zachodu o rozszerzeniu jego struktur na Wschód, co było według niego objawem utraty przez Europę „umiejętności strategicznego myślenia”. Ubolewa też, że Europejczycy „widzieli Rosję w roli ucznia”. Wszystko to uniemożliwiło bowiem jedyny korzystny – według Karaganowa – dla obu stron scenariusz. A jest nim integracja Rosji i Unii Europejskiej.
Nie chodzi jednak oczywiście o wejście Rosji do Unii – z punktu widzenia Moskwy taki scenariusz byłby i niemożliwy, i upokarzający. Rosja widzi się jako co najmniej równorzędny partner Wspólnoty.
I taki właśnie scenariusz przedstawia autor „Rossijskiej Gaziety”. Proponuje stworzenie nowego bytu – Związku Europy łączącego Rosję i Unię jako dwa podmioty.