Każdy rozsądny naród troszczy się o kulturę wspólnej pamięci. To ona buduje zbiorową tożsamość, to ona tworzy obywatelską wspólnotę, to ona pomnaża – najcenniejszy z kapitałów - kapitał społecznego zaufania. Niemcy, Amerykanie, Żydzi, Rosjanie, czy Francuzi wydają ogromne środki z budżetu państwa na uprawianie polityki historycznej pielęgnującej i tworzącej kulturę wspólnej pamięci. W Polsce – chociaż ongiś o polityce historycznej zaciekle dyskutowano – realia są bardzo smutne. Po pierwsze, nie doceniamy – w dosłownym i metaforycznym tego słowa znaczeniu - wagi problemu. Po drugie, polityka historyczna służy doraźnej polityce, a nie budowaniu kulturowej wspólnoty.
Takim ważnym miejscem spotkania przyszłych pokoleń Polaków mogłaby być idea solidarności, a jej historyczną inkarnacją ruch „Solidarności” z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Niestety, bieżące polityczne swary coraz gęściej przesłaniają uniwersalne przesłanie tamtego ruchu. Obejmują też one, powołane, po wielu latach i w wielkich bólach Europejskie Centrum Solidarności. Młoda, działająca od dwóch i pół roku, instytucja została utworzona dla dokumentowania zmagań Polaków o wolne i demokratyczne państwo oraz do promowania idei solidarności. Dotąd – łatwo tego dowieść z pomocą faktów – dynamicznie się rozwijała. Ważne, aby rozwijała się dalej, bo jest to instytucja potrzebna Polsce. Niestety, w jej przyszłość wpisane są poważne problemy dlatego warto o nich podjąć debatę publiczną.
O sprzeczności genetycznej pisałem niedawno w „Rz”([link=http://www.rp.pl/artykul/546301.html]Etos upolityczniony. 8.X[/link]) . Twór, który ma 5 założycieli, z których 2 wnosi swój wkład aportem, a 3 współfinansuje jego istnienie i stąd posiada większe uprawnienia, zaś jeden z tej trójki (wcale nie wkładający najwięcej do kasy) posiada uprawnienia największe, bo w każdej chwili może wyrzucić dyrektora, jest zdolny do działania tylko w warunkach elementarnego konsensusu. Ten towar jednak w dzisiejszej Polsce jest dobrem niezwykle rzadkim. Jeżeli dodamy do tego zły obyczaj naruszania niezależności instytucji kultury przez organizatorów, istnienie niezależnej, ponadpolitycznej instytucji o ogólnonarodowym znaczeniu staje się mało prawdopodobne.
[srodtytul]Słoń[/srodtytul]
Potężny pięciokondygnacyjny gmach z podziemnym garażem na blisko 300 samochodów o kubaturze 200 tys[sup]3[/sup] metrów i ponad 25 000 m[sup]2[/sup] powierzchni netto został zaprojektowany nowocześnie i z rozmachem. Projektanckie Studio FORT bardzo dobrze wywiązało się z powierzonego zadania. Strukturalnym mankamentem okazało się jednak, że najpierw przyjęto projekt budynku, a dopiero później zaczęto się zastanawiać nad tym jak będzie on funkcjonował. Problemy pojawiły się natychmiast, gdy trzeba było cokolwiek zmienić. Dokładnie odwrotnie postąpiono przy budowie Muzeum II Wojny Światowej. Najpierw zastanowiono się nad muzealną ekspozycją, a potem rozpisano konkurs na budynek. W efekcie dla wystawy stałej w ECS, przygotowano sześć podobnych pomieszczeń, na dwóch kondygnacjach, co bardzo ogranicza możliwości scenograficzne w przyszłym muzeum. W dodatku przewiercenie nawet najmniejszego otworu domaga się teraz licznych ekspertyz i zmian w wielu planach. Co gorsze, powierzchnia wystawiennicza jest naprawdę mała (2700 m[sup]2[/sup]) - mniejsza od Muzeum PowstaniaWarszawskiego, pomimo parokrotnie większego od MPW budynku, a w założeniach projektowych niemal zapomniano o magazynach. Początkowo przeznaczono na nie ok. 3002 m, po wielu naszych interwencjach udało się wygospodarować dodatkowe 160 m[sup]2[/sup], ale potrzebnych będzie ponad 2000 m[sup]2[/sup].