O. Maciej Zięba: pamiętajmy o Solidarności

„Solidarność” najlepszą polską wizytówką w świecie, polską Nokią. Powinna więc być ważnym i twórczym punktem odniesienia dla przyszłych pokoleń Polaków budując kulturę wspólnej pamięci — pisze odchodzący szef Europejskiego Centrum Solidarności o. Maciej Zięba

Publikacja: 22.12.2010 19:09

O. Maciej Zięba

O. Maciej Zięba

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Każdy rozsądny naród troszczy się o kulturę wspólnej pamięci. To ona buduje zbiorową tożsamość, to ona tworzy obywatelską wspólnotę, to ona pomnaża – najcenniejszy z kapitałów - kapitał społecznego zaufania. Niemcy, Amerykanie, Żydzi, Rosjanie, czy Francuzi wydają ogromne środki z budżetu państwa na uprawianie polityki historycznej pielęgnującej i tworzącej kulturę wspólnej pamięci. W Polsce – chociaż ongiś o polityce historycznej zaciekle dyskutowano – realia są bardzo smutne. Po pierwsze, nie doceniamy – w dosłownym i metaforycznym tego słowa znaczeniu - wagi problemu. Po drugie, polityka historyczna służy doraźnej polityce, a nie budowaniu kulturowej wspólnoty.

Takim ważnym miejscem spotkania przyszłych pokoleń Polaków mogłaby być idea solidarności, a jej historyczną inkarnacją ruch „Solidarności” z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Niestety, bieżące polityczne swary coraz gęściej przesłaniają uniwersalne przesłanie tamtego ruchu. Obejmują też one, powołane, po wielu latach i w wielkich bólach Europejskie Centrum Solidarności. Młoda, działająca od dwóch i pół roku, instytucja została utworzona dla dokumentowania zmagań Polaków o wolne i demokratyczne państwo oraz do promowania idei solidarności. Dotąd – łatwo tego dowieść z pomocą faktów – dynamicznie się rozwijała. Ważne, aby rozwijała się dalej, bo jest to instytucja potrzebna Polsce. Niestety, w jej przyszłość wpisane są poważne problemy dlatego warto o nich podjąć debatę publiczną.

O sprzeczności genetycznej pisałem niedawno w „Rz”([link=http://www.rp.pl/artykul/546301.html]Etos upolityczniony. 8.X[/link]) . Twór, który ma 5 założycieli, z których 2 wnosi swój wkład aportem, a 3 współfinansuje jego istnienie i stąd posiada większe uprawnienia, zaś jeden z tej trójki (wcale nie wkładający najwięcej do kasy) posiada uprawnienia największe, bo w każdej chwili może wyrzucić dyrektora, jest zdolny do działania tylko w warunkach elementarnego konsensusu. Ten towar jednak w dzisiejszej Polsce jest dobrem niezwykle rzadkim. Jeżeli dodamy do tego zły obyczaj naruszania niezależności instytucji kultury przez organizatorów, istnienie niezależnej, ponadpolitycznej instytucji o ogólnonarodowym znaczeniu staje się mało prawdopodobne.

[srodtytul]Słoń[/srodtytul]

Potężny pięciokondygnacyjny gmach z podziemnym garażem na blisko 300 samochodów o kubaturze 200 tys[sup]3[/sup] metrów i ponad 25 000 m[sup]2[/sup] powierzchni netto został zaprojektowany nowocześnie i z rozmachem. Projektanckie Studio FORT bardzo dobrze wywiązało się z powierzonego zadania. Strukturalnym mankamentem okazało się jednak, że najpierw przyjęto projekt budynku, a dopiero później zaczęto się zastanawiać nad tym jak będzie on funkcjonował. Problemy pojawiły się natychmiast, gdy trzeba było cokolwiek zmienić. Dokładnie odwrotnie postąpiono przy budowie Muzeum II Wojny Światowej. Najpierw zastanowiono się nad muzealną ekspozycją, a potem rozpisano konkurs na budynek. W efekcie dla wystawy stałej w ECS, przygotowano sześć podobnych pomieszczeń, na dwóch kondygnacjach, co bardzo ogranicza możliwości scenograficzne w przyszłym muzeum. W dodatku przewiercenie nawet najmniejszego otworu domaga się teraz licznych ekspertyz i zmian w wielu planach. Co gorsze, powierzchnia wystawiennicza jest naprawdę mała (2700 m[sup]2[/sup]) - mniejsza od Muzeum PowstaniaWarszawskiego, pomimo parokrotnie większego od MPW budynku, a w założeniach projektowych niemal zapomniano o magazynach. Początkowo przeznaczono na nie ok. 3002 m, po wielu naszych interwencjach udało się wygospodarować dodatkowe 160 m[sup]2[/sup], ale potrzebnych będzie ponad 2000 m[sup]2[/sup].

[wyimek]Obszerny budynek i ambitne cele statutowe ECS są skrojone na miarę słonia. Problem w tym, że realne możliwości działania zaprojektowano na miarę królika [/wyimek]

Konieczny więc będzie magazyn zewnętrzny. Udało się nam też zmniejszyć rozmiary auli konferencyjnej z 600 miejsc do 430. Dostrzegaliśmy bowiem, że budynek będzie nie tylko kosztowny w utrzymaniu, ale – przy jego rozmiarach – bardzo drogie okaże się też sensowne jego wykorzystywanie. Dlatego w liście do Dyrektor Biura Prezydenta d/s Kultury z 21.II.2009 pisałem: W moim przekonaniu istnieją trzy strategiczne możliwości rozwiązania tej kwadratury koła:

a) zmniejszenie budynku oraz zmiana statutu, a może i nazwy ECS

b) solidarne dofinansowanie ECS do wysokości minimum 20 mln zł przez dotychczasowych donatorów

c) staranie się o nadanie ECS statusu instytucji ogólnonarodowej z siedzibą w Gdańsku, finansowanej głównie z budżetu państwa.

Jest jeszcze możliwość czwarta: opracowanie budżetu ECS w wysokości 13 mln zł, przy założeniu, iż na etatach pracuje w nim 80 osób. Pierwsze trzy możliwości pomagają realnie rozwiązać problem ECS, osobiście optuję za trzecią opcją, czwarta - wedle naszego osądu - jest najbardziej oderwana od życia.

Niestety, tę czwartą opcję wymyślił inwestor i ostatecznie na nią się zdecydował.

[srodtytul] Otoczenie dla słonia? [/srodtytul]

Dla sposobu istnienia Centrum niezwykle ważne będzie jego otoczenie. Wybitni architekci z Anglii, Polski i Niemiec, których ECS zaprosiło na konsultacje, podkreślają wręcz, że projekt Drogi do Wolności, która rozpoczyna się przy budynku ECS jest równie ważny jak sam budynek.

Pobliski Plac Solidarności, leży na uboczu, odwiedzają go jedynie uczestnicy oficjalnych uroczystości i zainteresowani turyści. Budowa Młodego Miasta, które kiedyś powinno stanąć w pobliżu Centrum jest jeszcze kwestią wielu lat. Na razie jedynie wiadomo, że naprzeciw gmachu ECS stanie parokrotnie odeń większa galeria handlowa. Ale rozdzielający je deptak będzie miał aż 42 m szerokości (to mniej więcej szerokość drogi mającej po 9 pasm ruchu w każdym kierunku). Trzeba dużej wyobraźni – podkreślali uczestnicy konsultacji – by Droga do Wolności tętniła życiem, a nie było pustynnym szlakiem.

[srodtytul]Królik[/srodtytul]

Ten obszerny budynek i ambitnie określone cele statutowe , jak żartobliwie mawiałem, są skrojone na miarę słonia. Problem w tym, że realne możliwości działania zaprojektowano na miarę królika. Dlatego od dawna powtarzałem, że chcemy z ECS stworzyć „królikosłonia”. Problem w tym, że w świecie realnym takie zwierzęta nie istnieją.

Wedle naszych, dokonywanych w ECS, analiz, aby Centrum mogło funkcjonować z rozmachem powinno w nim pracować 180-215 osób, a budżet roczny powinien wynosić 28-35 mln zł (to ok.1/8 budżetu IPN). Wariant minimalny to, według nas, 130 etatów (to mniej więcej tyle ile w – znacznie mniejszym i mającym mniej zadań – MPW) oraz budżet ok. 20 mln zł. Po długich i trudnych negocjacjach z przedstawicielami Urzędu Miejskiego doszliśmy do bolesnego konsensusu na poziomie 115 etatów. Potem przestano z nami rozmawiać, a wiele miesięcy później w przygotowanym studium wykonalności pojawiła się liczba 86 etatów.

Jest to naszym zdaniem liczba wysoce niewystarczająca. Aby to zobrazować wystarczy powiedzieć, tak w MPW, jak i obecnie w ECS, po zliczeniu wszystkich powierzchni, wystawienniczych, biurowych i magazynowych, na pracownika przypada trzydzieści parę metrów powierzchni, a w projektowanym budynku ECS będzie to aż 300 m[sup]2[/sup] (a po wynajęciu magazynu dojdzie kolejnych 25 m[sup]2[/sup] per capita).

Tę liczbę etatów przyjęto przy założeniu zlecania prawie wszystkich działań wewnątrz budynku firmom zewnętrznym zarazem prawie zupełnie eliminując działalność ECS na zewnątrz budynku (a więc nie tylko działalność międzynarodową i krajową, ale także na terenie Gdańska) oraz niebezpiecznie limitując działalność naukowo-badawczą (w chwili obecnej w ECS posiada 3,5 etatów naukowo-badawczych, przewidywaliśmy ich wzrost – w zależności od wariantu od 10 do 22. Niestety, oficjalnie zatwierdzony projekt przewiduje jedynie 3 etaty dla naukowców!). Jednakże, primo, outsourcing, który do pewnego poziomu jest opłacalny, może także generować straty, gdyż np. zyski – idzie o kwoty znaczące – pochodzące z księgarni, punktów sprzedaży pamiątek, restauracji i baru przejdą w ręce najemców. Secundo, do chwili otwarcia budynku, przez pierwsze 6 lat swego istnienia, ECS zmuszone jest do koncentrowania się na działalności zewnętrznej, kreowaniu wydarzeń naukowych, kulturalnych i edukacyjnych na Pomorzu, w Polsce i na świecie. Od dwóch i pół roku pracujemy właśnie w taki sposób. Przyjęte założenia do wykorzystania gmachu ECS nie dopełniają tej, prowadzonej już od 2008 roku, działalności poprzez budowę biblioteki, archiwum, pomieszczeń edukacyjnych i – najważniejsze – muzeum, ale dokonują radykalnego zwrotu o 180 stopni. Jest to podstawowe wyzwanie - personalne i merytoryczne, a nawet statutowe.

[srodtytul]Pokarm dla królika [/srodtytul]

Tak drastyczne ograniczenie działalności Centrum wynika oczywiście z problemów związanych z finansowaniem instytucji. W zatwierdzonym oficjalnie studium mówi się o 13 milionach gwarantowanej dotacji i o – optymistycznie moim zdaniem - szacowanych dochodach ok. 4 mln zł. Tymczasem roczny koszt utrzymania budynku to ok. 6,5 mln zł, a koszta osobowe – nawet przy tak drastycznej redukcji – wynoszą 7,7 mln zł . Daje to w sumie 14,2 mln zł. Na działalność merytoryczną pozostaje więc – i to w optymistycznym wariancie dochodów - 16 precent budżetu. Wystarczy to jedynie na parę wystaw czasowych wewnątrz budynku i mizerne uzupełnianie archiwum. Mówienie, że w ECS pomagać będą wolontariusze, a na działalność zewnętrzną można będzie pozyskiwać granty, jest niepoważne. Dla tak dużej i ważnej instytucji wolontariusze i granty mogą być bardzo cennym wsparciem, ale nie można od nich uzależniać działalności ECS.

Kolejny problem, to koszty wystawy stałej. Jej koncepcja jest już dosyć szczegółowo dopracowana. W wersji bardzo skromnej będzie kosztowała ok.15 mln złotych. Aby ekspozycja była naprawdę interesująca potrzebne byłoby ok. 35-40 mln zł. Ta duża kwota okazuje się realistyczna, gdy porównamy ją z kosztami wystaw innych otwierających się muzeów. Oznacza ona bowiem, że metr kwadratowy ekspozycji w ECS kosztowałby 13-14,8 tys zł. W Muzeum Historii Żydów Polskich odpowiedni koszt wynosi 25 000 zł, w Muzeum Chopina – 19 000 zł, a w Muzeum II Wojny Światowej 12 700 zł. Na razie organizatorzy ECS zadeklarowali jednak jedynie dofinansowanie w wysokości, wielokrotnie mniejszej, tj. ok. 3000 zł za metr kwadratowy.

[srodtytul]Dobro narodowe [/srodtytul]

Prowadzi to nas do drugiej, poza obroną ustawowej niezależności, merytorycznej płaszczyzny kontrowersji. Wiedzie nas to bowiem – jak sądzę – do jedynej logicznej konkluzji. Europejskie Centrum Solidarności powinno zostać instytucją ogólnonarodową. Podobnie jak Ossolineum, PISM, czy IPN. Oczywiście, Miasto Gdańsk, jako inicjator powstania Centrum oraz właściciel budynku powinno mieć specjalne prerogatywy, ale kuratelę nad ECS zarówno w wymiarze instytucjonalnym jak i finansowym powinno przejąć państwo.

Jeżeli ECS ma, choćby na skromną miarę, wypełniać statutowe cele i mądrze wykorzystać gmach, który zostanie ukończony w 2013 roku, potrzebuje stabilnego finansowania w wysokości ok. 28- 30 mln zł. W roku ubiegłym i bieżącym udało się takie dotacje pozyskać. Rozpocząłem też konkretne starania o dotację z budżetu państwa na rok 2011 pragnąc, w roku bez ważniejszych rocznic, zainwestować ją w pozyskiwanie zbiorów, przyszłą wystawę stałą oraz notacje filmowe, a także promocję „S” w trakcie Polskiej prezydencji w UE. Obawiam się jednak, że mój następca nie zdąży kontynuować tych starań i ECS może przeżyć następny rok na „jałowym biegu” (acz i w takim przypadku przeznaczy na swoją działalność więcej niż będzie to po otrzymaniu budynku). Chcę też podkreślić wagę stabilności finansowania. Jeżeli bowiem wysokość budżetu zależy od indywidualnych starań, budżet instytucji jest wielokrotnie zmieniany w ciągu roku, a pieniądze na najważniejsze rocznice – jak to było w zeszłym i tym roku – dostajemy na dwa miesiące przed jubileuszami, to strukturalnie eliminuje to możliwość racjonalnego planowania i skazuje instytucję na bezustanną improwizację.

Jest jeszcze jeden pomysł, który warto zrealizować, gdyby ECS zostało narodową instytucją. Nie da się bowiem systematycznie badać z Gdańska działań Solidarności w Przemyskiem, Lubelskiem, czy Wielkopolsce. W Trójmieście sesja „Solidarność w Nowej Hucie” przyciągnęłaby jedynie nielicznych. Dlatego postuluję powołanie filii ECS w największych regionach historycznego NSZZ Solidarność. Nie byłyby one wzorowane na oddziałach IPN. Byłyby to raczej 2-3 osoby, które w ciągu roku przygotowałyby 2 sesje (tematy mogłyby być centralnie koordynowane), opublikowały z nich 2 opracowania, przygotowały lokalne wydarzenie rocznicowe, a także zajmowałyby się by robieniem notacji filmowych oraz zbiórką pamiątek. W skali kraju chodziłoby więc o ok. 30 etatów, a w ciągu 10 lat mielibyśmy 200 książek o Solidarności w całej Polsce.

Niestety wariant ECS jako królikosłonia nie dopuszcza takiej możliwości. Powtórzmy, „Solidarność” jest ogólnonarodowym dobrem i żadne ugrupowanie polityczne, a także NSZZ Solidarność nie mają prawa do jej zawłaszczania. Jest też najlepszą polską wizytówką w świecie – polską Nokią. Jako masowy ruch, który budował na tym co łączy, a nie dzieli, jako samoograniczający się ruch radykalnych reform, w którym wyraźne odwołanie się do etycznych podstaw połączyło się ze skutecznością, był fenomenem na skalę światową. Może także i powinna być ważnym i twórczym punktem odniesienia dla przyszłych pokoleń Polaków budując kulturę wspólnej pamięci. Słowo kultura pochodzi od łacińskiego cultus – uprawa, pielęgnacja. Aby potencjał tkwiący w Solidarności mógł być wykorzystany potrzebna jest systematyczna, długofalowa praca - pielęgnacja. Dlatego jestem przekonany, że by podołać temu zadaniu ECS powinno zostać ogólnopolską, narodową instytucją, zakorzenioną w głęboko w gdańskiej Stoczni i posiadającą europejskie, uniwersalne aspiracje.

Każdy rozsądny naród troszczy się o kulturę wspólnej pamięci. To ona buduje zbiorową tożsamość, to ona tworzy obywatelską wspólnotę, to ona pomnaża – najcenniejszy z kapitałów - kapitał społecznego zaufania. Niemcy, Amerykanie, Żydzi, Rosjanie, czy Francuzi wydają ogromne środki z budżetu państwa na uprawianie polityki historycznej pielęgnującej i tworzącej kulturę wspólnej pamięci. W Polsce – chociaż ongiś o polityce historycznej zaciekle dyskutowano – realia są bardzo smutne. Po pierwsze, nie doceniamy – w dosłownym i metaforycznym tego słowa znaczeniu - wagi problemu. Po drugie, polityka historyczna służy doraźnej polityce, a nie budowaniu kulturowej wspólnoty.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?