Zaremba: Różna opozycja w PRL

Była różnica między grą z komunistami a szukaniem swojego miejsca na czerwonym dworze. Warto ją dostrzegać, choć granice musimy wyznaczać intuicyjnie – pisze publicysta "Rz"

Aktualizacja: 22.12.2010 20:45 Publikacja: 22.12.2010 20:25

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Recenzując książkę o wojennych stratach polskich narodowców, zagrzmiał Piotr Zychowicz ([link=http://www.rp.pl/artykul/580703.html" "target=_blank]""Faszyści", którzy zginęli, walcząc z Trzecią Rzeszą"[/link], "Rz" z 18 grudnia 2010 r.). Autor wstępu do pracy Jan Żaryn potraktował wyrozumiale próbę legalizacji Stronnictwa Narodowego w 1945 roku. Zychowicz nazywa tę próbę obrzydliwą. Choć, jak sam zaznacza, część inicjatorów znalazła się w komunistycznych więzieniach.

[srodtytul]Przegrali po cichu [/srodtytul]

Gdy to przeczytałem, zamurowało mnie. Czyżby owi endecy zrobili coś równie strasznego jak Bolesław Piasecki, który zamienił celę na cyrograf z sowieckim generałem? A potem, rozumiejąc mądrość kolejnych etapów, trzymał się tak różnych funkcjonariuszy reżimu, jak Luna Brystygierowa i Mieczysław Moczar. I w efekcie stworzył kontrolowany ruch mający, zwłaszcza w latach 40. i 50., wszelkie znamiona akcji dywersyjnej wśród katolików. Tamci endecy nic takiego nie zrobili, przegrali po cichu. Za to jedna z autorek książki spytała z kolei Zychowicza, czy podobnie ocenia inne, udane akcje legalizacyjne. Karol Popiel stworzył przecież na krótko chadeckie Stronnictwo Pracy, a Stanisław Mikołajczyk na dłużej – Polskie Stronnictwo Ludowe. Te eksperymenty zakończyły się ucieczkami liderów za granicę. Ale zwłaszcza Mikołajczyk zabił komunistom niezłego ćwieka – potężnym i niezależnym ruchem. Aby sobie z nim poradzić, musieli sfałszować wybory.

Zychowicz odpowiedział z kolei: wysiłki Popiela i Mikołajczyka też oceniam krytycznie. Bo to kompromis z sowieckim agentem Bierutem, ułatwiający Sowietom legalizację bezprawia. Bo – dodaję od siebie, i to jest punkt dla Zychowicza – okupywano go zafałszowanymi, prorosyjskimi i antyemigracyjnymi deklaracjami udającymi, że komuniści to normalna siła polityczna. Że to obrzydliwe, sądziła ówczesna "niezłomna" emigracja, i trudno mieć o to pretensję. To był poważny spór polityczny z mocnymi argumentami po obu stronach. Ale czy ówczesne schematy musimy powielać po 60 latach my?

[srodtytul]Obejść komunę z lewa [/srodtytul]

Można twierdzić, że Mikołajczyk popełnił błąd, wracając do Polski. I można twierdzić, że za jego ryzykowną akcją stały poważne racje. Ale mamy oceniać negatywnie, może jako "obrzydliwe", losy tysięcy działaczy opozycji, szykanowanych, więzionych, czasem mordowanych? Polecam zbiory dokumentów poświęconych mikołajczykowskiemu PSL-owi, wydane ostatnio przez IPN. Wyłania się z nich obraz ludzi nękanych z mściwą pasją przez nową władzę nieraz przez długie lata. Na dole powiązanych zresztą różnymi linkami z antykomunistycznym podziemiem.

Nawet jeśli ich liderzy operowali mową-trawą, naród rozumiał to bezbłędnie. Za co w końcu mieszkańcy Katowic nosili Mikołajczyka razem z samochodem na rękach? Tamci ludowcy byli interesujący także dlatego, że próbowali obejść komunę z lewa. Tyle że było to "lewo" patriotyczne i demokratyczne.

Tak wysoko ustawiona przez Zychowicza poprzeczka zachęca zresztą do kolejnych pytań. Co ze Stefanem Kisielewskim przyjmującym w 1957 i 1961 roku mandat poselski z jedynej komunistycznej listy (a szerzej – z ruchem Znak)? A co z "Solidarnością" (w pewnym sensie odpowiednikiem PSL) uznającą kierowniczą rolę PZPR i sojusze?

Że to Mikołajczyk miał utorować komunizmowi drogę? Ależ nie prezes PSL przesądził swoimi najbardziej kontrowersyjnymi decyzjami (rozmowy ze Stalinem podczas procesu szesnastu) o jego zainstalowaniu w Polsce. Mikołajczyk mógł natomiast sądzić, że zdoła jeszcze powstrzymać rozprzestrzenianie się tego polipa przy użyciu wątłych międzynarodowych gwarancji. A ci, co po nim, wdawali się w kompromisy już z dojrzałym systemem. Co gorsze, co lepsze? Trudna odpowiedź.

[srodtytul]Inwazja pragmatyków [/srodtytul]

Naturalnie, uznanie gry z komunistami za uprawnioną wabi kandydatów na kolejnych "zasłużonych". Od Piaseckiego, który też kogoś i coś tam ratował, nie był zwykłym agentem, aż po rozmaitych pozytywistów i pragmatyków. W końcu, gdy tę kategorię rozszerzać bez końca, to i Daniel Passent okaże się Wallenrodem.

To uzurpacja – jest różnica między grą w sytuacji, gdy jest się podmiotowym, i szukaniem swojego miejsca na czerwonym dworze. Nawet jeśli i u niektórych dworaków doszukamy się czasem paradoksalnych zasług w "chronieniu substancji". Tę różnicę widzę, choć granice musimy wyznaczać intuicyjnie. Ale gdyby heroizm PSL-owców miał być wyrzucony na śmietnik, wolę już wyrozumiałość wobec dworskości niż zasadę "wszystko albo nic".

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?