Konstytucja marcowa - w cieniu Józefa Piłsudskiego

Podstawowe mechanizmy ustrojowe polskiego państwa działają po 1997 r. przyzwoicie i, jak się zdaje, nie są narażone na podobne jak w II Rzeczypospolitej wstrząsy – dzieje konstytucji marcowej przypomina prawnik i publicysta

Publikacja: 29.03.2011 01:02

Konstytucja marcowa - w cieniu Józefa Piłsudskiego

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

17 marca upłynęła 90. rocznica uchwalenia przez Sejm Ustawodawczy pierwszej konstytucji II Rzeczypospolitej. Akt ten został poprzedzony uchwałą Sejmu Walnego z 20 lutego 1919 r. o powierzeniu Józefowi Piłsudskiemu dalszego sprawowania urzędu naczelnika państwa. Uchwała ta, znana jako mała konstytucja, w pięciu zaledwie punktach normowała prowizorycznie ustrój odrodzonej Polski. Akt podobnego rodzaju pojawiał się w dziejach naszego kraju – choć w zgoła odmiennych okolicznościach politycznych – jeszcze dwukrotnie: w 1947 i 1992 r.

Konstytucja z 1921 r., nazywana marcową, tworzona była w szczególnych warunkach politycznych: walki zbrojnej o utrzymanie odzyskanej niedawno niepodległości i o ustalenie granic państwa, oraz wewnętrznej walki politycznej o kształt jego ustroju. W walce wewnętrznej uczestniczyły ugrupowania o bardzo zróżnicowanych poglądach i interesach – od skrajnej lewicy do narodowo-katolickiej prawicy. Niemałą rolę odgrywały w niej formacje polityczne reprezentujące liczne w owym czasie w Polsce mniejszości narodowe. Nie mogąc narzucić konkurentom własnej koncepcji ustroju, musiały dążyć do kompromisu. Jednocześnie poszukiwano wzorca ustrojowego, do którego można się było racjonalnie odwoływać w nowych warunkach dziejowych. Dawne polskie konstytucje lub konstytucje obowiązujące na cząstce ziem polskich – majowa z 1791 r., z 1807 r. (Księstwa Warszawskiego) i z 1815 r. (Królestwa Polskiego) – pochodziły z tak odległej epoki, że wzorcem takim być już nie mogły. Co najwyżej, tak jak w preambule uchwalanej właśnie konstytucji z 1921 r., wspominano z czcią „świetną tradycję wiekopomnej Konstytucji 3 maja".

Fundamentalnym przeciwnikiem konstytucji z 1921 roku był przede wszystkim „silny człowiek" tamtej epoki – Józef Piłsudski

Poszukując wzorca ustrojowego w ówczesnym europejskim i światowym konstytucjonalizmie, zwrócono się w kierunku trzech aktów ustrojodawczych z 1875 r. III Republiki Francuskiej. Miano jednak na względzie bardziej praktykę ich stosowania niż literalną treść. Chodziło o system parlamentarno-gabinetowy oparty na zasadach republikanizmu i liberalnej demokracji ze słabym (właśnie w drodze praktyki ukształtowanym) położeniem ustrojowym głowy państwa. Skromnie zakreślając uprawnienia prezydenta, twórcy konstytucji pragnęli także usunąć niebezpieczeństwo, jakie – ich zdaniem – wiązało się z perspektywą objęcia tego urzędu przez marszałka Piłsudskiego. Piłsudski wybrany na prezydenta w końcu maja 1926 r. nie przyjął zresztą tego stanowiska właśnie dlatego, że nie pozostawiało mu ono dostatecznych możliwości samodzielnego i skutecznego działania.

W poszukiwaniu wzorca

Podstawowy schemat ustrojowy RP zarysowany przez konstytucję z 1921 r. był następujący. Władza państwowa była podzielona między trzy piony: ustawodawczy z Sejmem i Senatem, wykonawczy – „Prezydenta łącznie z odpowiedzialnymi ministrami", i „w zakresie wymiaru sprawiedliwości" – niezawisłe sądy. Sejm i Senat pochodziły z pięcioprzymiotnikowych wyborów. Ich kadencja trwała pięć lat. Całość prawotwórstwa rangi ustawowej należała do parlamentu; nieznane były akty ustawodawcze (np. dekrety) stanowione przez organy władzy wykonawczej.

Prezydent Rzeczypospolitej wybierany był przez Zgromadzenie Narodowe na kadencję siedmioletnią. Miał on prawo zwoływać, zamykać i odraczać sesje Sejmu i Senatu, a także rozwiązywać Sejm za zgodą 3/5 Senatu. Był on reprezentantem państwa na zewnątrz, zwierzchnikiem sił zbrojnych, ratyfikował umowy międzynarodowe, promulgował ustawy, obsadzał wyższe urzędy państwowe. Jednakże wszystkie jego akty władcze podlegały kontrasygnacie premiera i właściwego ministra, którzy ponosili za nie odpowiedzialność parlamentarną. Prezydent odpowiadał jedynie konstytucyjnie przed Trybunałem Stanu. Ministrowie powoływani i odwoływani byli przez prezydenta na wniosek premiera. Lecz czyniąc to, prezydent musiał się liczyć z układem sił politycznych w Sejmie, ponieważ Sejm mógł zwykłą większością głosów usunąć rząd lub ministra w drodze wotum nieufności.

Konstytucja z 1921 r. nie znała instytucji Trybunału Konstytucyjnego czy rzecznika praw obywatelskich. Szeroko natomiast normowała „powszechne obowiązki i prawa obywatelskie". Katalog praw obejmował większość tych, które i dzisiaj są deklarowane przez konstytucje, w tym przez Konstytucję III Rzeczypospolitej. Jedną z ciekawszych pozycji w tym katalogu było postanowienie (art. 96), iż Rzeczpospolita, zapewniając równość obywateli, nie uznaje „przywilejów rodowych ani stanowych, jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych z wyjątkiem naukowych, urzędowych i zawodowych". Co by powiedzieli na to ci, którzy poszukują dziś swych rzeczywistych lub domniemanych arystokratycznych koneksji i chcą się takimi tytułami posługiwać?

Wady i kontrowersje

Spór o treść konstytucji z 1921 r. dotyczył nie tylko pozycji prezydenta RP, ale też np. Senatu. Ugrupowania ludowe i lewicowe, ówcześnie cieszące się znacznymi wpływami, były mu przeciwne, próbowały zatem ustanowić w Polsce parlament jednoizbowy. Inną kwestią budzącą kontrowersje był wyznaniowy kształt państwa. Z jednej strony żądano, na wzór francuski, pełnej jego laicyzacji, z drugiej uznania, że Rzeczpospolita jest krajem wiary katolickiej. Ostatecznie przyjęto formułę mniej czy bardziej kompromisową. Konstytucję otwierało wezwanie Boga wszechmogącego i podzięka dla opatrzności za wyzwolenie ojczyzny z półtorawiekowej niewoli. Jednocześnie, gwarantując wolność sumienia i wyznania oraz prawa Kościołów mniejszości religijnych, zadeklarowano, że „wyznanie rzymskokatolickie, będące religią przeważającej większości narodu, zajmuje w państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań" (art. 114).

Poważną wadą małej konstytucji i konstytucji z 1921 r. było znaczne uzależnienie rządu od Sejmu i zmiennych większości parlamentarnych. Przy jednoczesnym rozdrobnieniu partyjnym, powodowało to groźną niestabilność gabinetów. W latach 1919 – 1926 (do przewrotu majowego) było ich 13, w tym osiem pozaparlamentarnych.

Konstytucja z 1921 r. miała zbyt mało poważnych obrońców, by mogła przetrwać. Jej fundamentalnym przeciwnikiem był przede wszystkim „silny człowiek" tamtej epoki – Józef Piłsudski – i skupiony wokół niego obóz polityczny. Wkrótce po zamachu majowym konstytucję tę w istotny sposób zmodyfikowano, uchwalając tzw. nowelę sierpniową, która rozszerzała kompetencje prezydenta, głównie kosztem Sejmu. Na jej podstawie prezydent mógł, na przykład, „w razie nagłej konieczności państwowej", wydawać rozporządzenia z mocą ustawy, z czego czynił częsty użytek. Niektóre z tych rozporządzeń, przygotowywane przez wybitnych fachowców, dawały zresztą świadectwo wysokiego kunsztu w dziedzinie legislacji.

Marcowe dziedzictwo

Niedługo po wprowadzeniu noweli z sierpnia 1926 r. rozpoczęły się prace nad całkowicie nową Konstytucją RP, uchwaloną ostatecznie 23 kwietnia 1935 r. Zrywała ona z podziałem władz i demokracją parlamentarno-gabinetową, wprowadzając – zgodnie z rozpowszechniającymi się w latach 30. XX w. w Europie tendencjami – ustrój autorytarny.

Ironia losu, a może bardziej kalkulacja polityczna zadecydowały, że władze powojenne, odrzucając konstytucję z 1935 r., uznały za właściwe oświadczyć, że za tymczasową podstawę ustrojową państwa przyjmują demokratyczne założenia konstytucji marcowej. Nie było jasne, o które z tych założeń – ani, tym bardziej, o które przepisy tego aktu – idzie. Bardzo to ułatwiało wybiórcze i dowolne posługiwanie się nimi w praktyce politycznej albo po prostu ich ignorowanie.

Gdy tworzona była obecnie obowiązująca Konstytucja Rzeczypospolitej, zdecydowanie chętniej sięgano do wzorców zawartych w akcie z roku 1921 niż z 1935. Takie np. rozwiązania, jak dwuizbowość parlamentu, wybory pięcioprzymiotnikowe do Sejmu (choć nie do Senatu), monopol ustawodawstwa sejmowego, stosunkowo słabe umocowanie ustrojowe prezydenta RP (mimo wprowadzenia wyborów na ten urząd w głosowaniu powszechnym i – przypominającą rozwiązanie z konstytucji z 1935 r. – instytucję prerogatyw), parlamentarno-gabinetowy system rządów (choć z zastosowaniem tzw. konstruktywnego wotum nieufności), odpowiedzialność konstytucyjna najważniejszych dostojników państwa przed Trybunałem Stanu – to pomysły sprzed lat, do których nawiązano.

Można zatem zapytać, czy smutne dzieje konstytucji marcowej mogą się powtórzyć; czy istnieje niebezpieczeństwo, że przerwane one zostaną podobnym wydarzeniem co zamach majowy z 1926 r. lub wprowadzeniem uregulowań wzorowanych na noweli sierpniowej. Przy wielu słabościach wynikających, moim zdaniem, nie tyle z uregulowań konstytucyjnoprawnych, ile z okoliczności o politycznym i personalnym charakterze, podstawowe mechanizmy ustrojowe polskiego państwa działają po 1997 r. przyzwoicie i, jak się zdaje, nie są narażone na podobne jak w II Rzeczypospolitej wstrząsy. Obecnie podejmowane próby nowelizacji naszej konstytucji nie mają na celu przebudowy fundamentów Rzeczypospolitej, lecz raczej modyfikację pewnych szczegółów jej konstrukcji.

Inna rzecz, czy są to próby zawsze szczęśliwe; czy, na przykład, ewidentne osłabienie pozycji prezydenta względem Sejmu (sprawa weta ustawodawczego) będzie dobrze służyć naszemu państwu. Co jednak wynika dla nas z lekcji, jakiej udzielił okres, w którym obowiązywała konstytucja marcowa, to potrzeba przemyślenia złych stron partiokracji, mimo że dzisiejsza stabilność układu sił politycznych w Polsce jest antytezą ówczesnej ich płynności.

Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem „Rzeczpospolitej"

17 marca upłynęła 90. rocznica uchwalenia przez Sejm Ustawodawczy pierwszej konstytucji II Rzeczypospolitej. Akt ten został poprzedzony uchwałą Sejmu Walnego z 20 lutego 1919 r. o powierzeniu Józefowi Piłsudskiemu dalszego sprawowania urzędu naczelnika państwa. Uchwała ta, znana jako mała konstytucja, w pięciu zaledwie punktach normowała prowizorycznie ustrój odrodzonej Polski. Akt podobnego rodzaju pojawiał się w dziejach naszego kraju – choć w zgoła odmiennych okolicznościach politycznych – jeszcze dwukrotnie: w 1947 i 1992 r.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił