Polemika dyrektora generalnego firmy Gazprom Export Aleksandra Miedwiediewa z tekstem Artura Bazaka „Doktoranci pułkownika Putina", która ukazała się na łamach "Rzeczpospolitej", nie powinna ani zaskakiwać, ani bulwersować. Fundowanie stypendiów doktorantom Uniwersytetu Warszawskiego i organizowany w maju ubiegłego roku wykład dyrektora Miedwiediewa od początku miały na celu poprawę wizerunku rosyjskiego giganta energetycznego w Polsce. Tekst Miedwiediewa jest tylko naturalną kontynuacją tej strategii.
Należy jednak zadać pytanie, dlaczego o wizerunek Uniwersytetu choćby w elementarnym stopniu nie starają się zadbać jego władze, które konsekwentnie w tej sprawie milczą. Tym samym godzą się na sytuację, w której opinia publiczna czerpie wiedzę na temat programu stypendialnego jedynie z tekstów bądź to jego krytyków, bądź to materiałów pracujących dla Gazpromu specjalistów od PR.
Bez dyskusji
Artur Bazak trafnie wyłożył racje przeciwników programu stypendialnego. Tezy nazwane przez Miedwiediewa „nadzwyczajnymi twierdzeniami obrazującymi brak wyobraźni" publicysty wydają się oczywiste dla każdego, kto choć trochę interesuje się realiami rosyjskiego imperializmu gospodarczego i historią branży energetycznej dzisiejszej Federacji Rosyjskiej. Gazprom to, by użyć popularnej metafory, państwo w państwie, rządzone przez ludzi od czasów sowieckich balansujących na styku polityki, wielkiego biznesu i służb specjalnych. Jak słusznie zauważył Bazak, wobec tej powszechnej wiedzy uniwersyteckim władzom „powinna się zaświecić czerwona lampka".
Aleksander Miedwiediew wygłosił w bibliotece UW wykład pod groteskowym tytułem „Rola Gazpromu w kształtowaniu bezpieczeństwa energetycznego w Europie i na świecie"
Gdy w maju zeszłego roku z ekspercką pomocą Fundacji Republikańskiej przygotowywaliśmy studencki happening, towarzyszyła nam właśnie intencja zapalenia owej czerwonej lampki przed oczami uniwersyteckich decydentów. Liczyliśmy, że żartobliwy, choć gorzki w swoim przesłaniu, protest i ewentualne zainteresowanie mediów powstrzyma władze Uniwersytetu przed wyrażeniem zgody na włączenie uczelni w PR-ową machinę rosyjskiego koncernu. Niestety, mimo późniejszego wsparcia czołowych polskich ekspertów z dziedziny bezpieczeństwa energetycznego i zaangażowania nieobojętnych na kondycję polskiej nauki publicystów nie udało nam się osiągnąć zamierzonego celu.