Polityka zagraniczna UE po rewolucjach w krajach arabskich

Promując liberalne wartości Unia powinna być gotowa zareagować adekwatnie, gdyby pewnego dnia białoruscy czy rosyjscy obywatele zapragnęli wcielić te wartości w życie – pisze ekspert ds. wschodnich

Publikacja: 01.05.2011 19:30

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz

Foto: Rzeczpospolita

Red

 

Dziś, gdy cała Europa patrzy na południe, coraz więcej unijnych polityków i ekspertów wieszczy finansową i polityczną marginalizację Partnerstwa Wschodniego. Rzeczywiście, rewolty w Afryce Północnej mogą być postrzegane jako groźna konkurencja odciągająca uwagę Unii od jej wschodnich sąsiadów. Można jednak spojrzeć na tę kwestię inaczej. Kryzys na Południu nie musi być impulsem tylko do dyskusji o sąsiedztwie śródziemnomorskim. Przeciwnie, powinien wzbudzić szerszą refleksję na temat strategii UE wobec całego najbliższego otoczenia. Z tej perspektywy ostatnie wydarzenia to szansa na – tak bardzo potrzebne – ożywienie dyskusji o Partnerstwie Wschodnim. Co więcej, to również okazja, by w nowy sposób spojrzeć na unijną politykę wobec Rosji.

Stabilność na Wschodzie

W ostatnich miesiącach UE z całą siłą doświadczyła, że destabilizacja w bezpośrednim sąsiedztwie może mieć ogromny wpływ na dobrobyt i bezpieczeństwo krajów członkowskich. Niewielu zwróciło jednak uwagę, że w obliczu kryzysu w południowym sąsiedztwie coraz większego znaczenia nabiera stabilność w sąsiedztwie wschodnim. Zależność tę szczególnie dobrze widać w energetyce. Wobec zagrożenia dostaw surowców z Libii i ewentualnie Bliskiego Wschodu rośnie waga dostaw z Rosji, a także z regionu Morza Kaspijskiego: Azerbejdżanu, Kazachstanu i Turkmenii. Ten ostatni kierunek pozyskiwania surowców w minionych latach zszedł w unijnej polityce energetycznej na plan drugi. Teraz można się spodziewać częściowego odwrócenia tego trendu. To oznacza jednak konieczność odpowiedzenia na wciąż aktualne, kluczowe pytania: które rozwiązania infrastrukturalne pozwalające na import surowców z regionu są dla UE priorytetowe? W jaki sposób powiązać producentów w regionie z rynkiem unijnym? Zarówno udzielenie odpowiedzi na te pytania, jak i wcielenie idących za tym decyzji w życie wymaga od Unii dużo większego niż w ostatnich latach zaangażowania.

Zasady współpracy z reżimami

Rewolucja w Afryce Północnej zmusza do tego, by wreszcie bardziej uczciwie podnieść – fundamentalną z perspektywy Partnerstwa Wschodniego i unijnych relacji z Rosją – kwestię współpracy UE z autorytarnymi reżimami. Przede wszystkim można już chyba otwarcie przyznać to, co wiedzą od dawna wszyscy: że unijna polityka demokratyzacyjna wobec sąsiadów nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością. Unia nie ma ani zasobów, ani możliwości, aby w sposób bezkompromisowy promować w najbliższym otoczeniu wartości liberalne: zamrażając relacje z satrapami i współpracując jedynie z krajami szanującymi prawa człowieka. Taka polityka w skrajnym wydaniu uczyniłaby ze Wspólnoty otoczoną wrogami oblężoną twierdzę. Na Wschodzie zaś m.in. przekreśliłaby szansę na współpracę energetyczną z Azerbejdżanem i ogromnie utrudniła kontakty z Rosją. Wypowiedzenie i uznanie przez UE tej prawdy jest trudne, ale pozwoli wreszcie rozpocząć debatę o tym, jakie powinny być zasady kooperacji z niedemokratycznymi liderami. Dotychczasowa polityka, to znaczy trwanie przy szczytnych założeniach i akceptowanie sprzecznej z nimi praktyki, okazała się dla UE szczególnie szkodliwa. De facto stanowiła bowiem przyzwolenie na daleko idącą zażyłość z autorytarnymi sąsiadami. To właśnie ta zażyłość – dużo bardziej niż racjonalna, wynikająca z interesów ekonomicznych lub wyzwań bezpieczeństwa kooperacja – przyczyniła się przede wszystkim do dyskredytacji Wspólnoty i ograniczyła jej pole manewru w czasie rewolucji w Afryce. Jeśli więc unijna polityka promocji wartości liberalnych ma być czymś więcej niż tylko cynicznym kamuflażem, trzeba wyznaczyć „czerwone linie", które nie powinny być przekraczane: nie powinno dochodzić do zbyt bliskich związków między unijną klasą polityczną a ościennymi satrapami. Czym innym jest rzeczowa współpraca, czym innym zaś wylewne uściski, nieformalne powiązania i nietransparentne, półprywatne układy. Nie należy się angażować w działania qusi-demokratyzujące czy quasi-modernizacyjne, takie jak wspieranie (za pieniądze unijnego podatnika) reżimowych instytucji (np. poprzez udzielanie słabo kontrolowanego wsparcia budżetowego) czy budowanie współpracy na poziomie społecznym głównie (lub wyłącznie) w oparciu o koncesjonowane przez władze organizacje związkowe czy pozarządowe. Wreszcie z dużą ostrożnością powinna być też traktowana współpraca w sferze bezpieczeństwa, zwłaszcza sprzedaż autorytarnym reżimom, które okazały się w przeszłości agresorami, broni, technologii zbrojeniowych czy narzędzi do inwigilacji obywateli, np. do kontroli Internetu. Fakt, że zasady te były w ostatnich latach nagminnie łamane w relacjach z Libią, Tunezją czy Egiptem, został pokazany i napiętnowany. Warto, aby UE zdobyła się na odwagę dokonania takiego krytycznego przeglądu swojej polityki również wobec Azerbejdżanu, Białorusi, Armenii, a także Rosji.

Zaangażowanie w prewencję

Wydarzenia na południu pokazują, że autokracje wcale nie są tak stabilne, na jakie wyglądają, a budowanie demokracji na gruzach upadającego reżimu jest wyzwaniem bardzo trudnym, ryzykownym i kosztownym. Nauka, jaka płynie z tego dla polityki wschodniej jest oczywista: warto wzmacniać chwiejne demokracje i nie dopuścić do utrwalenia się tam tendencji autorytarnych. Innymi słowy: lepiej gdzie to tylko możliwe zapobiegać powstawaniu autokracji, niż mierzyć się potem ze skutkami antyautorytarnych przewrotów. We wschodnim sąsiedztwie mamy do czynienia aż z trzema niepewnymi demokracjami – na Ukrainie, w Mołdawii i Gruzji. W przypadku tych krajów prewencja oznaczałaby m.in. większe zaangażowanie we współpracę z tamtejszymi społeczeństwami (otwarcie wewnątrzunijnych programów, więcej stypendiów itp.), pomoc w budowie instytucji kluczowych dla dobrego funkcjonowania demokracji. Przede wszystkim jednak potrzebne jest sformułowanie oferty, która byłaby na tyle atrakcyjna, by motywować sąsiadów do współpracy z Unią. W przypadku krajów Europy Wschodniej rzeczywistą zachętą są dwie rzeczy: ruch bezwizowy i perspektywa otwarcia rynków w atrakcyjnych dla wschodnich gospodarek sektorach – rolnym i usług.

Być gotowym na kryzysy

Unijna polityka promocji liberalnych wartości kieruje się paradoksalną, na pierwszy rzut oka zupełnie niezrozumiałą logiką. UE krytykuje autorytarne reżimy, gdy jednak dochodzi do ich oddolnej kontestacji, w najlepszym wypadku stoi bezradnie z boku, nierzadko zaś zaczyna w imię stabilizacji bronić status quo. Pierwsze reakcje Brukseli i krajów członkowskich na wydarzenia w Afryce całkowicie potwierdziły tę prawidłowość. Tymczasem kontestacja reżimów i związana z tym niestabilność są niemal nieodłącznym elementem zmian demokratyzacyjnych. W Europie Wschodniej i na Kaukazie w ciągu ostatniej dekady w każdym kraju doszło przynajmniej raz do znaczących protestów przeciwko władzom. Paradoksalnie okazały się one najskuteczniejszym „instrumentem" demokratyzacyjnym, doprowadzając aż w trzech przypadkach do zahamowania lub wręcz osłabienia tendencji autorytarnych (w 2003 roku w Gruzji, w 2004 roku na Ukrainie i w 2009 roku w Mołdawii). Trzeba jednak zaznaczyć, że w odróżnieniu od ostatnich „rewolucji" na południu, w czasie protestów na Wschodzie ani razu strony konfliktu nie sięgnęły po broń, żaden z kryzysów nie doprowadził więc do katastrofy humanitarnej i masowych migracji. Niezależnie jednak od specyfiki poszczególnych regionów, UE musi się liczyć z tym, że elementem wspieranego przez nią procesu demokratyzacji mogą być rewolucje i destabilizacja. Sekundując demokratycznym aspiracjom białoruskich organizacji obywatelskich, trzeba brać pod uwagę, że pewnego dnia może dojść w tym kraju do otwartej kontestacji reżimu. UE musi być na to gotowa politycznie (by jednoznacznie poprzeć protestujących) i ekonomicznie. Nie powinna powtórzyć się kompromitująca sytuacja z afrykańskich rewolucji, w obliczu których UE nie była w stanie wyasygnować żadnego dodatkowego wsparcia dla krajów, które obaliły wieloletnich autokratów i stanęły u progu transformacji.

Z podniesioną głową

Polska jako kraj graniczny może, a nawet musi, interesować się także innymi – poza Rosją i krajami PW – sąsiadami Wspólnoty. Należy obserwować szersze spektrum wydarzeń mających wpływ na UE i osadzić politykę wschodnią w szerszym kontekście regionalnej polityki Wspólnoty. Patrząc z takiej właśnie perspektywy łatwo dostrzec, że nie ma powodu, by w obliczu rewolucji w Tunezji i Egipcie czy wojny domowej w Libii wstydzić się mówić o wschodnim sąsiedztwie. To jest bowiem element strategii Unii wobec jej najbliższego otoczenia. Mamy prawo mówić o PW także dlatego, że to, co się dzieje na Południu, ma ogromny wpływ na wschodnią politykę Unii i to nie tylko z powodu lekcji, jaką otrzymały z wydarzeń w Afryce kraje członkowskie, ale także z powodu wniosków, jakie wysnuły z nich wschodni sąsiedzi (zarówno władze, jak i społeczeństwa). Rewolty w Afryce, a przede wszystkim nieporadna i niespójna reakcja Unii, bynajmniej nie przyczyniły się do wzmocnienia autorytetu Wspólnoty. Należy przypuszczać, że ostatnie wydarzenia tylko utwierdziły przywódców Rosji czy Białorusi w przekonaniu (które głoszą już od wielu lat), że promocja demokracji jest dla UE jedynie cynicznie wykorzystywanym instrumentem rozbudowy geopolitycznych wpływów. Z kolei dla Mołdawii, Ukrainy czy Gruzji, a także dla białoruskiego społeczeństwa jest to kolejny sygnał, że Unia ma duże trudności z udzielaniem realnego wsparcia w kryzysowej sytuacji. To wszystko oznacza, że polityka promocji unijnych standardów, także tych ekonomicznych, jest dziś realizowana ze słabszych niż jeszcze pół roku temu pozycji. Tym bardziej warto więc wskazywać, że w obliczu problemów na Południu należy dbać o to, co udało się osiągnąć na Wschodzie: chwiejne, ale jednak funkcjonujące demokracje w Mołdawii, Gruzji i na Ukrainie. Należy też oczekiwać, że UE i kraje członkowskie unikną na Wschodzie błędów, które okazały się zgubne w skutkach w relacjach z południowymi sąsiadami: zażyłości z reżimami, quasi-demokratycznego wsparcia czy dostarczania narzędzi do kontroli obywateli oraz zaawansowanego technologicznie uzbrojenia. Wreszcie warto domagać się, by promując liberalne wartości Unia była gotowa zareagować adekwatnie – politycznie i finansowo – gdyby pewnego dnia białoruscy czy rosyjscy obywatele zapragnęli wcielić te wartości w życie.

Autorka jest ekspertem i stałym przedstawicielem Ośrodka Studiów Wschodnich w Brukseli

Dziś, gdy cała Europa patrzy na południe, coraz więcej unijnych polityków i ekspertów wieszczy finansową i polityczną marginalizację Partnerstwa Wschodniego. Rzeczywiście, rewolty w Afryce Północnej mogą być postrzegane jako groźna konkurencja odciągająca uwagę Unii od jej wschodnich sąsiadów. Można jednak spojrzeć na tę kwestię inaczej. Kryzys na Południu nie musi być impulsem tylko do dyskusji o sąsiedztwie śródziemnomorskim. Przeciwnie, powinien wzbudzić szerszą refleksję na temat strategii UE wobec całego najbliższego otoczenia. Z tej perspektywy ostatnie wydarzenia to szansa na – tak bardzo potrzebne – ożywienie dyskusji o Partnerstwie Wschodnim. Co więcej, to również okazja, by w nowy sposób spojrzeć na unijną politykę wobec Rosji.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?