Wśród medialnej wrzawy wokół książęcego ślubu w Londynie i w atmosferze powszechnego oczekiwania na papieską beatyfikację w Rzymie media niemal nie zwróciły uwagi na podpisanie przez prezydenta 29 kwietnia nowego kodeksu wyborczego. Jest to ustawa sumująca wcześniejsze rozproszone akty prawne dotyczące rozmaitych typów wyborów. Bronisław Komorowski zatwierdził ją z godną uwagi szybkością – już nazajutrz po odrzuceniu przez Sejm ostatnich senackich poprawek.
Najważniejszym zapisem kodeksu jest art. 4 § 2. Głosi on, że "organ zarządzający wybory może postanowić, że głosowanie w wyborach przeprowadzone zostanie w ciągu dwóch dni".
Prezydent może zatem wyznaczyć dwudniowe głosowanie już w wypadku najbliższych jesiennych wyborów parlamentarnych – decyzję podejmie dopiero między 1 a 7 sierpnia, ale wiele wskazuje na to, że wybierze właśnie tę opcję. W ostatnich miesiącach prezydent poświęcił analizowaniu idei dwudniowej elekcji niezwykle wiele wysiłku. W marcu rozmawiał w tej sprawie z przedstawicielami organizacji pozarządowych – tradycyjnie lobbujących za dwudniową elekcją – i z reprezentantami klubów sejmowych.
Ideę dwudniowych wyborów poparł też w trakcie spotkania z prezydentem Donald Tusk, zastrzegając, że chodzi wyłącznie o to, "że wielu ludziom byłoby wygodnie, gdyby czas głosowania był trochę dłuższy".
Przeciw dwudniowym wyborom początkowo wystąpiło SLD, wytykając, że podwyższą one koszty o 50 mln. W końcu Sojusz wprawdzie poparł kodeks wyborczy, nie przeszkadza to jednak jego rzecznikowi krytykować tej zmiany w wypowiedziach dla prasy. Przeciwko zagłosował PiS, który zapowiada zaskarżenie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego.