Wszyscy zgadzają się, że największą niespodzianką tych wyborów jest wynik Ruchu Palikota. Zagłosowało na niego ponad 10 procent wyborców, czyli ponad milion ludzi, choć jeszcze miesiąc temu miał poparcie w okolicach jednego procentu. Jednak ten ruch, ze swoją spontanicznością i młodością, nie jest zjawiskiem wyłącznie polskim. Takie same zmiany możemy zobaczyć na Wschodzie i Zachodzie. Dzieje się tak za sprawą pokolenia Facebooka, I-tunes, Internetu i komórek. Wszystko zaczęło się w Stanach Zjednoczonych. Barack Obama był pierwszym prezydentem, który wykorzystał tę rewolucję elektroniczną, a wielu młodych zaangażowało się w wybory.
Polskie wybory pokazują coś jeszcze. Głębokie niezadowolenie z polityki i obecnych partii. W Polsce niezadowolonych jest ponad 60 procent społeczeństwa – 50 proc. tych, którzy nie poszli do urn i 10 proc. wyborców Palikota. Podobne zniechęcenie widać też za granicą. W Wielkiej Brytanii żyje pół miliona Polaków, a głosowało tylko 20 tysięcy. Podobnie w Stanach Zjednoczonych. Wniosek? W Polsce, jak i na całym świecie, mamy do czynienia z coraz silniejszymi tendencjami antypartyjnymi. To jest coraz bardziej widoczne we Włoszech, Francji czy Wielkiej Brytanii. W Niemczech już od dawna wyrazicielem protestu jest Partia Zielonych. W świecie arabskim taki ruch i dojście do głosu pokolenia Facebooka skończyło się rewolucją. Tam jednak sytuacja była trudniejsza, system skostniały i jednopartyjny.
W Polsce natomiast mamy złoty wiek demokracji. Ci młodzi ludzie nie stracili bowiem wiary w demokrację, tylko w partie, które są zbyt zorganizowane, zhierarchizowane i zamknięte. Ruch Palikota wyraża żądanie demokracji. Można nawet powiedzieć, że Palikot sparlamentaryzował niepokoje i rozczarowania młodych ludzi. Mają teraz swojego przedstawiciela w Sejmie. Być może dzięki temu w Polsce nie dojdzie do takich protestów jak np. w Hiszpanii. Jednak jest to również olbrzymie wyzwanie dla Palikota. Jeśli te nadzieje zawiedzie, jego kariera może być bardzo krótka.