Wspólna waluta to klasyczny przykład "tragedii wspólnego pastwiska", czyli sytuacji, w której wspólne posiadanie ograniczonego dobra prowadzi do jego wyeksploatowania i zepsucia. Z euro jest podobnie jak z rybami w morzu, gdy każdy może je łowić. Każdy rybak chce złowić jak najwięcej ryb i nie obchodzi go, czy nie doprowadzi do tego, że one wyginą. Gdyby natomiast morze było własnością prywatną, gdyby każdy miał swój obszar do łowienia, zapewne bardziej dbałby o długoterminową perspektywę połowu.
Co to ma wspólnego z euro? Otóż przez długie lata nie jedno, ale kilka państw wykorzystywało system monetarny euro, aby sfinansować swoje deficyty kosztem innych. Co więcej, w samym mechanizmie wspólnej waluty tkwi zachęta do tworzenia jak największego deficytu i przerzucenia jego kosztów na pozostałe kraje.
To się nie mogło udać
Porównajmy na przykład mechanizm działania amerykańskiego dolara do tego, jak działa euro. Jeśli w Stanach Zjednoczonych Rezerwa Federalna chce sfinansować deficyt i kupuje rządowe obligacje, ceny rosną, a płacą za to obywatele amerykańscy. W strefie euro jest inaczej. Gdy państwo należące do eurostrefy, np. Grecja, ma deficyt, emituje obligacje, które kupowane są przez banki, a Europejski Bank Centralny – niezależnie od pewności obligacji – akceptuje je jako zabezpieczenie pożyczek udzielanych bankom.
To prowadzi do kreacji pieniądza i – tak jak w poprzednim przypadku – wzrostu cen. Tylko że ceny rosną nie tylko w Grecji, ale w całej strefie euro. Płacą więc nie tylko obywatele greccy, ale wszyscy podatnicy strefy euro. Co gorsza, stwarza to zachętę do robienia wszystkiego, aby deficyty były jak najwyższe. Bo korzyść na tym można odnieść tylko wtedy, kiedy deficyt danego państwa jest większy niż innych. Przyjmijmy hipotetyczną sytuację – deficyt Niemiec wynosi 3 proc. PKB, a w większości pozostałych państw ok.10 proc. PKB. W rezultacie w całej tej strefie mamy inflację 8 proc. I choć Niemcy mają deficyt 3 proc., ich realne wydatki spadną – bo ceny rosną szybciej.
Wracając do przykładu ryb – są na szczęście sposoby, aby zapobiegać nadmiernym połowom. Istnieją kwoty, czyli limity na połów określonych ryb. Teoretycznie w strefie euro też mamy coś takiego: pakt stabilizacji i wzrostu, według którego żaden kraj strefy euro nie może przekroczyć 3-procentowego deficytu względem jego PKB. Problem polega jednak na tym, że te regulacje nigdy nie działały. Państwa nagminnie łamały limity bez żadnych konsekwencji. Nie było kar ani sankcji, bo państwa były sędziami w swojej sprawie. Dlatego powstanie wspólnej waluty było projektem, który nie mógł się udać.