Ta maksyma przypomniała mi się, kiedy przeczytałem, że istnieje możliwość wprowadzenia w całej Unii regulacji antyalkoholowych wzorowanych na Skandynawii. Alkohol sprzedawany tylko przez osiem godzin dziennie, tylko na obrzeżach miast, tylko w wydzielonych sklepach, których ma być bardzo mało, podobnie jak mało ma być restauracji z wyszynkiem – to podpisane przez wszystkie państwa europejskie (w tym Polskę) rekomendacje Światowej Organizacji Zdrowia.
Automatycznie owe rekomendacje nie zmuszają krajów UE do wprowadzenia takich przepisów. Komisja Europejska ma jednak opracować nową strategię walki z alkoholizmem, zaakceptowany przez wszystkie państwa członkowskie dokument WHO będzie dla Komisji kierunkowo znaczący, a to może zaowocować już obowiązkowymi dla całej Unii regulacjami...
Pomysły takie uważam za niesłuszne, a ewentualność ich narzucenia – za groźną.
Bo choć trudno wyobrazić sobie funkcjonujące społeczeństwo, które w ogóle nie chroniłoby dorosłego człowieka przed nim samym, to musi istnieć jakaś ściśle zakreślona granica tej ochrony. Jeśli granica ta ma tendencje do przesuwania się, do obejmowania ochroną, a właściwie "ochroną", kolejnych sfer życia, to zarazem coraz bardziej ogranicza się ludzką wolność.
A penalizacja alkoholu to kolejny krok w stronę tworzenia systemu intensywnej kontroli nad obywatelem. Codziennie śledzi nas coraz więcej kamer. Coraz więcej instytucji gromadzi nasze dane. Coraz więcej naszych zachowań, jeszcze niedawno uznawanych za prywatne, staje się obiektem agresywnej troski realizujących misję społecznej inżynierii mediów i żyjących z tego instytucji.