Terlikowski: emerytur nie będzie

Sytuacja matki czwórki dzieci jest dziś o wiele lepsza niż singielki. Ta pierwsza ma bowiem gwarantowaną pomoc, ta druga tylko zapiski na koncie emerytalnym – pisze publicysta

Publikacja: 26.02.2012 18:57

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Czas skończyć z emerytalnym kłamstwem, którym od lat raczą nas politycy wszystkich partii, a wraz z nimi eksperci. Podwyższenie wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn nie przyczyni się wcale do podniesienia wysokości emerytur do godnego poziomu. A powód jest banalnie prosty. Za 20, najdalej 30 lat (a to jest wersja optymistyczna) system emerytalny padnie. I żadnych emerytur nie będzie.

Niestety wciąż brakuje polityków, którzy mieliby dość odwagi, by powiedzieć Polakom zupełnie otwarcie: nie chcieliście mieć dzieci, położyliście demografię, więc możecie już liczyć tylko na siebie. ZUS i państwo nie będą miały pieniędzy, by wypłacić wam zindeksowane i zapisane w informatycznym systemie pieniądze.

Zamiast tego mamy absurdalną, bo całkowicie bezprzedmiotową dyskusję na temat wysokości emerytur, konieczności poprawy warunków życia kobiet itd. Dyskusję, która w istocie omija problem i tylko umacnia emerytalne kłamstwo.

Na bieżące wydatki

Najistotniejszym elementem tego kłamstwa jest narracja o środkach, które ZUS (mity o OFE skutecznie rozbił już sam rząd) przechowuje na naszych osobistych kontach, by w przyszłości nam je wypłacić.

Problem polega tylko na tym, że te rzekome oszczędności są wprawdzie wpisywane w ZUS-owski zeszycik, ale nikt ich tam nie inwestuje, a przeznacza się je na wypłaty obecnych emerytur. Bismarckowski system nie został zatem w istocie zmieniony, nie zburzono starego gmachu, a jedynie pomalowano "na nowocześnie" elewację.

Pieniądze na emerytury pochodzą zatem (i pochodzić będą nadal) z tego, co wpłacą obecnie pracujący. A jako że na rynek pracy wchodzą kolejne niże demograficzne, a na emerytury przechodzą pokolenia wyżów, to pracujących będzie coraz mniej i będą oni musieli utrzymywać coraz więcej emerytów.

Składki będą zatem musiały rosnąć, podobnie jak wiek przechodzenia na emerytury, aż w pewnym momencie system padnie, bo zabraknie pieniędzy, już nie tyle w ZUS (bo obawiam się, że wcześniej wypłatę emerytur będzie musiał gwarantować budżet), ale w kasie państwa. I nikomu nic wtedy nie dadzą osobiste konta czy OFE. Zapisami w komputerach jeszcze nikt się nie najadł.

Demografia, głupcze

I przed tym zjawiskiem nie ma ucieczki. Nawet  gdyby nagle wydarzył się cud i ponad połowa kobiet w wieku reprodukcyjnym, zdecydowała się na posiadania trójki więcej dzieci (a to jest warunek odbudowania demografii), to i tak efekty obserwowalibyśmy za 30, 40 lat, czyli już po zapaści systemu. W takiej sytuacji można by ewentualnie zacisnąć pasa. Obecne czterdziestolatki musieliby mieć świadomość, że są straconym, emerytalnym pokoleniem.

Na cud nie ma jednak, co liczyć. Obecna kultura deprecjonuje wielodzietność, kobiety nastawia się wyłącznie na karierę, której posiadanie wielu dzieci oczywiście przeszkadza, a rząd (i ten, i poprzednie) od lat robi wszystko, by zniechęcić kobiety do rodzenia dzieci. Zapowiadana reforma także (o czym pisał na łamach "Rzeczpospolitej" Maciej Strzembosz) wpisuje się w taką antynatalistyczną strategię i sprawia, że matka czwórki czy piątki dzieci (czyli osoba, która sprawia, że w ogóle przez jakiś czas jakieś emerytury będą jeszcze wypłacane) będzie otrzymywała emeryturę wielokrotnie mniejszą niż bezdzietna singielka. I to mimo iż wkład matki w kapitał społeczny i trwanie ZUS jest o wiele wyższy niż wkład osoby samotnej.

Ten krótki opis sytuacji nie pozostawia wątpliwości, że z państwowymi gwarantowanymi emeryturami możemy się – my trzydziesto[pauza], czterdziestolatki – pożegnać. Państwo ich – co uczciwie, choć bardzo ostrożnie przyznał wicepremier Waldemar Pawlak – nie zapewni. Jeśli ktoś chce mieć zabezpieczoną przyszłość, musi więc albo mieć dużo dzieci (rośnie prawdopodobieństwo, że któreś się nad nim zlituje i przygarnie na starość, łatwiej też będzie rozłożyć obowiązki między czwórkę czy piątkę potomków niż między dwójkę – nie mówiąc już o jednym), albo ogromne oszczędności, i to najlepiej w złocie, bo inne waluty są w naszych czasach wyjątkowo niestabilne.

Rodzina, nie państwo

Politykom jest to oczywiście trudno przyznać. Nie tylko dlatego, że otwarte powiedzenie prawdy oznaczałoby, że ZUS padnie o wiele szybciej, ale też dlatego, że pokazałoby, iż to nie państwo jest najważniejszą i najbardziej podstawową wspólnotą, ale rodzina. Otwarte powiedzenie, jak jest, kończyłoby też mit państwa opiekuńczego i wymuszało powrót do rzeczywistości, w której fundamentem wszystkiego pozostałayby małżeństwo i rodzina.

I tak – niezależnie od kłamstwa emerytalnego – się stanie. Każdy będzie musiał samodzielnie decydować o własnej strategii rozwoju i ponosić konsekwencje tych wyborów. I z tej perspektywy sytuacja matki czwórki dzieci jest o wiele lepsza niż singielki. Ta pierwsza ma bowiem gwarantowaną pomoc, ta druga zapiski na indywidualnym koncie emerytalnym.

Autor jest filozofem i publicystą,  redaktorem naczelnym portalu Fronda.pl, adiunktem na Wydziale Nauk Społecznych i Administracji w WSIZiA w Warszawie

Czas skończyć z emerytalnym kłamstwem, którym od lat raczą nas politycy wszystkich partii, a wraz z nimi eksperci. Podwyższenie wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn nie przyczyni się wcale do podniesienia wysokości emerytur do godnego poziomu. A powód jest banalnie prosty. Za 20, najdalej 30 lat (a to jest wersja optymistyczna) system emerytalny padnie. I żadnych emerytur nie będzie.

Niestety wciąż brakuje polityków, którzy mieliby dość odwagi, by powiedzieć Polakom zupełnie otwarcie: nie chcieliście mieć dzieci, położyliście demografię, więc możecie już liczyć tylko na siebie. ZUS i państwo nie będą miały pieniędzy, by wypłacić wam zindeksowane i zapisane w informatycznym systemie pieniądze.

Pozostało 85% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?