Komisja Europejska grozi, że zawiesi wartą 495 milionów euro pomoc dla Węgier – czyli 0,5 proc. produktu krajowego brutto tego kraju – jeżeli Budapeszt nie podejmie "zdecydowanych działań" w celu ograniczenia swojego deficytu budżetowego. Węgry oskarża się, że ich sytuacja fiskalna może się wkrótce wymknąć spod kontroli, a ostatnie zmiany w węgierskiej konstytucji zagrażają demokracji.
Ocena Komisji nie jest całkowicie pozbawiona podstaw. Węgierska gospodarka się nie rozwija, a dług publiczny sięga 80 proc. PKB, z czego 40 proc. jest nominowane w walutach zagranicznych. Premier Viktor Orban próbuje ograniczyć deficyt fiskalny za pomocą serii jednorazowych podatków, które jednak nie naprawią węgierskich finansów i uderzają przede wszystkim w sektory zdominowane przez zagraniczne korporacje.
Jednak wymachiwanie przez Komisję budżetową pałką nad głową Węgier pachnie hipokryzją. Unijne przepisy stanowią, że deficyt nie powinien przekraczać 3 proc. PKB, ale dzisiaj mało który kraj członkowski spełnia to kryterium – albo był w stanie realizować je przez dłuższy czas. Komisja twierdzi, że według jej szacunków węgierska dziura budżetowa w 2013 roku będzie o zaledwie 0,25 punktu procentowego powyżej limitu. Nawet 3,25-procentowy deficyt daje Węgrom lepszy wynik niż takim krajom jak Niemcy, Holandia i Wielka Brytania.
To pierwszy raz, kiedy Komisja zaproponowała wstrzymanie funduszy spójnościowych dla państwa, by ukarać je za nadmierny deficyt, ale bynajmniej nie pierwszy przypadek, gdy wobec unijnych przepisów stosuje się podwójne standardy.
W 2006 roku litewska próba wejścia do strefy euro została storpedowana za pięć dwunasta, kiedy uznano, że średnia stopa inflacji w tym kraju podczas okresu próbnego wynosiła 2,7 proc., o 0,1 punktu procentowego więcej, niż przewidywał akceptowalny limit. Postanowiono tak, mimo że Wilno miało w owym czasie niższy deficyt budżetowy i lepsze perspektywy wzrostu niż wiele krajów zachodnich.
W przypadku Węgier UE mogła się zdecydować na zawieszenie pomocy finansowej, by ukarać rząd Orbana za kontrowersyjne zmiany w konstytucji, choć Komisja twierdzi, że oddziela tę kwestię od złamania reguł o deficycie. W grudniu parlament przeforsował ustawę, która daje premierowi i rządowi większy wpływ na politykę monetarną. Zmiany w sądownictwie i mediach spowodowały w ubiegłym miesiącu gwałtowne protesty. Negocjacje Budapesztu w sprawie dodatkowych kredytów od Międzynarodowego Funduszu Walutowego i UE zostały zawieszone do czasu, gdy zostanie osiągnięty kompromis w sprawie legalności tych ustaw.
Komisja powinna poważnie podchodzić do wszelkich zmian w ustawodawstwie narodowym, które, tak jak w przypadku inicjatyw Orbana, zagrażają wolności prasy czy niezależności banku centralnego. Jednak w tym przypadku wydaje się, że Unia, nie po raz pierwszy zresztą, kaprysi. Ze szkodą wobec innej rzekomo fundamentalnej wartości przez nią wyznawanej: równości wobec prawa.