Taśmy Sikorskiego

Minister spraw zagranicznych zarzuca szefowi PiS „grę tragedią smoleńską". Czy jednak sam nie powinien dokonać rachunku sumienia? - pyta publicysta

Aktualizacja: 01.04.2012 20:32 Publikacja: 01.04.2012 20:04

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Dramatyczne dialogi, narastające napięcie, problemy z komunikacją. Stłumione „Jezus Maria" Radosława Sikorskiego, wypowiedziane w chwili, gdy zaczął do niego docierać ogrom tragedii w Smoleńsku. Zaskakująco sucha, odarta z emocji relacja ambasadora Bahra z miejsca upadku samolotu.

Dopiero w ubiegłym tygodniu poznaliśmy zapisy rozmów prowadzonych przez urzędników MSZ i dyplomatów kilkanaście minut po katastrofie prezydenckiego tupolewa. Nie dlatego jednak, by Polacy mieli pełny obraz tego, co działo się rano 10 kwietnia 2010 roku, by poznali najistotniejsze fakty, by mogli ocenić postępowanie władz. Decyzja o ujawnieniu taśm nie została podjęta w imię racji stanu czy dla dobra śledztwa. Nie - MSZ umieścił nagrania w Internecie dlatego, iż nadszedł stosowny moment, by użyć ich w politycznej walce.

Ta nagła potrzeba „transparentności" ze strony Radosława Sikorskiego była reakcją na słowa, które padły podczas wysłuchania publicznego w Brukseli, zorganizowanego przez polityków PiS. Wzięli w nim udział naukowcy podważający oficjalną wersję wypadku, zawartą w raportach MAK oraz komisji Millera. Raz jeszcze przedstawiono teorię o dwóch eksplozjach na pokładzie tupolewa, sugerując, iż nad lotniskiem Siewiernyj doszło do „ingerencji osób trzecich". Jarosław Kaczyński pytał zaś, jak to możliwe, iż Radosław Sikorski niemal od razu wiedział, że zginęli wszyscy pasażerowie.

Minister obruszył się na Twitterze, zarzucając byłemu premierowi ciągłe insynuacje i „granie tragedią smoleńską". Wkrótce światło dzienne ujrzały taśmy MSZ, które miały dowieść, mówiąc dosadnie, iż Sikorski nie maczał palców w żadnym spisku i nie był „zadaniowany" przez rosyjskie służby specjalne.

Długa lista zagadek

Nerwowość ministra jest zrozumiała. Sikorski zdaje sobie sprawę, że jego resort i on osobiście ponoszą dużą część winy za bałagan decyzyjny po polskiej stronie, za brak zabezpieczenia terenu katastrofy, za oddanie śledztwa Rosjanom, bez najmniejszej próby znalezienia innego rozwiązania. Szef dyplomacji nie postarał się także o to, by światowa opinia publiczna nie była zdana wyłącznie na „rewelacje" raportu Tatiany Anodiny, mimo że sam od czasu do czasu zamieszcza teksty w najważniejszych tytułach prasy anglosaskiej i szczyci się dobrymi kontaktami wśród zachodnich elit. Szkoda, że nie wykorzystał tych kontaktów wtedy, gdy mogły się okazać najbardziej przydatne.

Ta irytacja Sikorskiego wynika także z faktu, iż kolejne „niezbite dowody" i „niepodważalne teorie" dotyczące Smoleńska są obalane codziennie i seryjnie. Minęły już przecież 24 miesiące -  znaków zapytania powinno być coraz mniej. Tymczasem pojawia się ich coraz więcej.

Paradoksalnie, decydując się na publikację wspomnianych rozmów, Sikorski tę listę zagadek jedynie wydłużył. Wcześniej twierdził, że o katastrofie dowiedział się od ambasadora Bahra. Teraz okazuje się, że powiedział mu o niej szef jednego z departamentów MSZ.

Gdy skonfrontować to, co mówili w wywiadach prasowych sam Sikorski, prezydent Komorowski oraz ambasador Bahr, okaże się, że wszyscy podają różne wersje wydarzeń. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą" Komorowski potwierdził, iż Sikorski dzwonił do niego o 8:59, informując go, iż już rozmawiał z Bahrem na temat wypadku. Ale rozmowa Bahra z Sikorskim odbyła się o 9:10. Ponadto Sikorski powoływał się na ambasadora, który widział zgliszcza z odległości 150 metrów i nie „stwierdził oznak życia".

Jeżeli dla ministra taka konstatacja wystarczyła, by poinformować Jarosława Kaczyńskiego o śmierci wszystkich uczestników lotu, to ujawnienie taśm MSZ raczej wzmacnia, niż osłabia argumenty prezesa PiS.

Niech ktoś z nimi polemizuje

Pomimo to mam wątpliwości, czy Tusk i Sikorski powinni stanąć przed Trybunałem Stanu -  nawet biorąc pod uwagę skandaliczne zaniedbania i celowe manewry mające zdyskredytować wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Wciąż jest mi też trudno uwierzyć w teorię zamachu. Niemniej chciałbym, aby ktoś wszedł w polemikę z tezami profesorów Biniendy i Nowaczyka, zakwestionował ich obliczenia, udowodnił, że nie było żadnych wybuchów i że brzoza jednak okazała się pancerna. Że wszystko potoczyło się, niestety, zgodnie z prawami fizyki. Tylko że najwyraźniej nikt się do tego nie kwapi.

Gdyby ktoś ostatecznie zanegował twierdzenia obu badaczy, sam odetchnąłbym z ulgą. Nie chciałbym bowiem w przyszłości uchodzić za „pożytecznego idiotę", który w przeciwieństwie do wielu prawicowych publicystów uparcie nie dawał wiary zwolennikom wersji o zamachu.

Ale odetchnąłbym również z innego powodu: moglibyśmy się wreszcie skupić wyłącznie na ludziach, którzy rzeczywiście odpowiadają za to, co wydarzyło się dwa lata temu. Którzy w imię prywatnych lub partyjnych interesów nie zadbali o bezpieczeństwo głowy państwa, a potem zachowywali się tak, jakby byli reprezentantami trzeciorzędnej kolonii, a nie dużego, suwerennego państwa, należącego do NATO i Unii Europejskiej. Ta odpowiedzialność spoczywa na Donaldzie Tusku, Bogdanie Klichu, Tomaszu Arabskim, a także Radosławie Sikorskim.

Teoria zamachu obarcza Rosjan. Teoria wypadku przesuwa winę w ogromnym stopniu na najwyższych urzędników Rzeczypospolitej.

Sikorski doskonale wie, że sprawa śledztwa smoleńskiego obnaża jego niemoc w stosunkach z większym partnerem. Pohukiwanie na Litwę, choćby słuszne, nie zagłuszy przerażającej ciszy polskiego rządu, gdy Rosjanie robili z polskiego generała pijaka, albo kiedy cięli kadłub tupolewa na kawałki. Zainstalowanie TVP Info w berlińskim hotelu Adlon -  po interwencji ministra Sikorskiego - bardzo mnie ukontentowało, ale moja radość byłaby jeszcze większa, gdyby stacja ta poinformowała mnie kiedyś o sprowadzeniu szczątków prezydenckiej maszyny do Polski.

Gra Platformy

W czwartkowym exposé szef dyplomacji mówił o zabiegach na rzecz „zwrotu naszej własności, wraku samolotu Tu-154, w którym zginęli nasi przywódcy i przyjaciele". Ale w długim przemówieniu Sikorski poświęcił katastrofie smoleńskiej tylko to jedno zdanie. Tyle samo, co architekturze nowej ambasady w Berlinie czy kwestii utworzenia wyszehradzkiej grupy bojowej. Niezależnie od tego, jakie mamy zdanie na temat przyczyn tragedii, dla milionów Polaków jest to nadal problem ważny i zasługujący na nieco sumienniejsze potraktowanie przez ministra spraw zagranicznych RP.

W exposé znalazł się jeszcze jeden intrygujący passus, dotyczący zainicjowanego przez Polskę Partnerstwa Wschodniego: „Eurosceptyków pytam: czy wyobrażają sobie Państwo naszą politykę wschodnią bez Unii Europejskiej? (...) Właśnie na Wschodzie wyraźniej niż gdziekolwiek widać to, o czym piszą akademickie podręczniki integracji europejskiej: dzięki Unii polska siła oddziaływania zwielokrotnia się".

Przypominam: mówi to przedstawiciel rządu, który nie zrobił nic, by śledztwem zainteresować instytucje unijne czy zaprosić do współpracy naszych sojuszników z NATO. A wręcz torpedował podobne próby, podejmowane przez opozycję. Zgoda, dzięki UE Polska siła oddziaływania na Wschodzie się zwielokrotniła. Jednak dziwnym trafem nie wykorzystujemy tej „zwielokrotnionej siły" w stosunkach z Rosją.

Gdy zatem Sikorski oburza się na Kaczyńskiego, iż ten „gra tragedią smoleńską", to najpierw powinien spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie na kilka pytań: „Czy zrobiłem wszystko, by do końca rozwiać wszystkie wątpliwości? Czy mój rząd wyciągnął konsekwencje wobec urzędników, którzy popełnili błędy przed i po 10 kwietnia 2010 roku? Czy sami nie rozgrywaliśmy Smoleńska w celach politycznych?".

Owszem, dostrzegam u niektórych polityków opozycji chęć instrumentalnego traktowania katastrofy. Lecz to liderzy Platformy Obywatelskiej opanowali tę sztukę do perfekcji. Począwszy od bezpodstawnych oskarżeń prezydenta Kaczyńskiego o naciski na pilotów, w których wyspecjalizował się Janusz Palikot. Poprzez cyniczne zachowanie Hanny Gronkiewicz-Waltz, która staje na głowie, by w okolicach Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie nie powstał pomnik ofiar katastrofy. A skończywszy na bałamutnych zarzutach Donalda Tuska, iż PiS, domagając się wyjaśnienia wszystkich okoliczności tragedii, zamierza „wywołać wojnę z Rosją".

Jeżeli te zachowania, decyzje i słowa nie są „polityczną grą wokół Smoleńska", to jak w takim razie je nazwać?

Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze"

Dramatyczne dialogi, narastające napięcie, problemy z komunikacją. Stłumione „Jezus Maria" Radosława Sikorskiego, wypowiedziane w chwili, gdy zaczął do niego docierać ogrom tragedii w Smoleńsku. Zaskakująco sucha, odarta z emocji relacja ambasadora Bahra z miejsca upadku samolotu.

Dopiero w ubiegłym tygodniu poznaliśmy zapisy rozmów prowadzonych przez urzędników MSZ i dyplomatów kilkanaście minut po katastrofie prezydenckiego tupolewa. Nie dlatego jednak, by Polacy mieli pełny obraz tego, co działo się rano 10 kwietnia 2010 roku, by poznali najistotniejsze fakty, by mogli ocenić postępowanie władz. Decyzja o ujawnieniu taśm nie została podjęta w imię racji stanu czy dla dobra śledztwa. Nie - MSZ umieścił nagrania w Internecie dlatego, iż nadszedł stosowny moment, by użyć ich w politycznej walce.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?