Dobrze, że Pan nadal obiera cebulę, bo znów coś wylazło, jak przedtem spod Wehrmachtu Waffen SS. Notabene, gdybym  ja – podwarszawski Żyd, rocznik 1936 – wpadł wtedy w Pana ręce, ten czy tamten Pański mundur  oznaczałby dla mnie to samo.  To, że zalicza Pan siebie do „ocalałych" (als Überlebende wir allenfalls Fussnoten sind) u Żydów nazywa się chucpa. Bo proszę porównać „nas ocalałych" – siebie i mnie. Nazwałbym to starczą sklerozą, gdyby Pan nie zapamiętał tak dobrze nauki z hitlerowskiej szkoły, że żydowska potęga zagraża pokojowi światowemu (Die Atommacht Israel gefährdet den ohnehin brüchigen Weltfrieden). W światopoglądzie hitlerowskim bowiem sytuacja zmieniła się tylko nominalnie: Żydzi są śmiertelnym zagrożeniem dla narodu irańskiego (iranische Volk auslöschen könnte), jak swego czasu byli dla narodu niemieckiego, a nie na odwrót, choć dzisiejszy irański Hitlerek głosi, że trzeba zmieść Izrael z mapy (jak wczorajszy żydowską rasę), a nie na odwrót. Pisze Pan, że długo Pan cierpiał w milczeniu, ale nie wytrzymał. Hitlerowcy też przedstawiali siebie (i naród niemiecki) jako ofiary żydowskich machinacji i ostrzegali, że tracą cierpliwość, ale przyznaję, że Pan jest w gorszej sytuacji, bo oni w przeciwieństwie do Pana nie bali się oskarżenia o antysemityzm (das Verdikt „Antisemitismus"). Co więcej, Pan nadal cierpi  i samobiczuje się za to, że długo milczał, i nazywa swoje milczenie „ciążącym kłamstwem" (belastende Lüge), prześcigając nawet hitlerowców w histerii, która była najbardziej charakterystyczną cechą ich ideologii.

Wyznaje Pan, że w końcu przemógł Pan strach (przed Żydami), by powiedzieć, „co musi być powiedziane" (was gesagt werden muss). Między innymi, że już dosyć tych odszkodowań (Wiedergutmachung), jak  „jeszcze jedna łódź podwodna dla Izraela, której specjalność polega na tym, że można ją uzbroić we wszechniszczącą głowicę (allesvernichtende Sprengköpfe) i skierować tam, gdzie nie wiadomo, czy istnieje choćby jedna bomba atomowa". Cytuję bez łamania wersów, bo to mozolne pętanie języka, żeby czegoś nie dopowiedział, jest publicystyką w pokrętnym stylu, a nie żadną poezją. W swoim zakłamaniu i megalomanii pozuje Pan na biblijnego proroka, który musi powiedzieć prawdę Izraelowi (ausgesprochene Wahrheit dem Land Israel), z którym Pan rzekomo (nie wiadomo, w jakim sensie)  jest i chce pozostać powiązany (dem ich verbunden bin und bleiben will). Hipokryzją do kwadratu jest Pańskie twierdzenie, że przestał Pan milczeć, bo jest Pan „zmęczony hipokryzją Zachodu" (weil ich der Heuchelei des Westens überdrüssig bin).

Jako ambitny i maniacki intelektualista, jakich w Niemczech nigdy nie brakowało, uważał Pan za konieczne wymyślić rozwiązanie dla nowego problemu żydowskiego: „nieograniczoną i permanentną kontrolę izraelskiego potencjału atomowego oraz irańskich urządzeń nuklearnych", co w przekładzie z Pańskiej „poezji" na polityczną prozę oznacza rozbrojenie Żydów, czyli wymarzony przez antysemitów status quo ante i – jak uczy mądrość niemiecka - hier ist der Hunt begraben. Zadaje Pan sobie pytanie: „Dlaczego tak dlugo milczałem?" Ja Panu odpowiem: bo jest Pan powieściopisarzem, który umie stosować  timing, i kimś takim, co wie, w którą stronę wiatr wieje i gdzie są konfitury. Na koniec pochwalę Pana: dobrze, że Pan nie milczy. Niech Pan dalej obiera swoją cebulę i niech wszyscy w końcu wiedzą, kim Pan naprawdę jest.

Autor jest polskim pisarzem żydowskiego pochodzenia, opublikował m.in. „Żydowską wojną" (Warszawa 1965) i „Der judische Krieg" (Frankfurt/Main 1972).