Kolejne państwa rezygnują z wydobycia gazu łupkowego. Bułgaria, Czechy, Rumunia, Francja, niektóre niemieckie landy. Kto następny?
Dziś wydaje się, że w Polsce wszyscy są przekonani, że dla nas łupki są szansą, i gospodarczą, i polityczną. Jesteśmy także znacznie mniej podatni na rosyjskie wpływy niż Bułgaria czy Rumunia. Pamiętajmy jednak, że zablokowanie wydobycia gazu leży w interesie wielu różnych sił. Oczywiście Gazpromu, ale także francuskich dostawców technologii atomowych czy producentów instalacji do produkcji zielonej energii. Presja jest więc wielostronna.
Historia bułgarska pokazuje, że przeciwnicy wydobycia łupków są w stanie użyć niezwykle wyrafinowanych narzędzi i działać na wielką skalę. Kilkanaście dni temu komisja petycji rozpatrywała dwa wnioski z dwóch krajów w sprawie zablokowania wydobycia łupków. Z Bułgarii i... z Polski. Polski wniosek - domagający się zablokowania wydobycia w całej Unii był podpisany przez jednego obywatela. Wniosek dotyczący Bułgarii - przez osiem tysięcy ludzi. Ale czy możemy być pewni, że z Polski nie pojawią się wkrótce kolejne, lepiej przygotowane wnioski? Czy tak trudno zorganizować akcję i zebrać nie kilka, lecz kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy podpisów? Czy możemy być pewni, że polskich polityków nic nie jest w stanie zawrócić z obranego kursu?
Pamiętajmy, że jeśli zmienią się nastroje społeczne, politycy też mogą zmienić zdanie. Dziś ciągle mówimy tylko o niezwykłych perspektywach. Jeszcze maszyny wiertnicze nie stanęły przed domami. Nie doszło do wypadku. Nikt też nie zgłosił, że woda w jego okolicy zmieniła barwę czy zapach. Ale to się może zdarzyć. A jedno niekorzystne wydarzenie nagłośnione przez tabloid może wywołać lawinę.
Na wsiach, gdzie trwają (albo są zapowiadane) odwierty, pojawiają się ekolodzy straszący mieszkańców. Przypomnijmy sobie, jak wybuchły protesty w sprawie ACTA. Z dnia na dzień zmobilizowano dziesiątki tysięcy ludzi, którzy wyszli na ulice demonstrować w sprawie, o której do niedawna nie słyszeli. I tylko intuicyjnie czuli, że ktoś chce zabrać im ich wolność. Przypomnijmy sobie, jak błyskawicznie zbierano setki tysięcy podpisów w akcjach przeciwko PZPN.
Tak samo stało się z akcją antyłupkową w Bułgarii. Ogromna część opinii publicznej, która nie słynęła wcześniej z przesadnej troski o czystość wody i zieleni, nagle mocno sprzeciwiła się wydobyciu gazu łupkowego. Dlaczego? Bo - jak łatwo się domyślić - bułgarska opinia publiczna miała wątłe pojęcie o tym, że gaz łupkowy to szansa na energetyczne uniezależnienie się od Rosji.
Jeśli politycy w Polsce uznają, że wszyscy u nas przyjmą z radością i nadzieją setki nowych wież wiertniczych, mogą się zawieść. Tak jak rząd Donalda Tuska przejechał się na podwyższeniu wieku emerytalnego. Rząd zaniechał jakiejkolwiek kampanii informacyjnej, nie zdobył się na poważną rozmowę i płaci za to teraz wysoką polityczną cenę. Oby nie stało się tak w sprawie łupków. Bo tę cenę zapłacimy wszyscy.